Start
Erich Fromm - Kryzys psychoanalizy+, Psychologia [autor eksperymentu więziennego], F, Fromm
Erich Fromm o sztuce milosci, filozofia, FILOZOFIA, Dzieła innych filozofów
Ernst Bloch – Pamiętnik dla Elzy Bloch von Stritzky, Komunizm - Socjalizm, Ernst Bloch
Erich FROMM Zapomniany język, Antropologia, antropologia kulturowa
Erich Fromm - Pedagogika radykalnego humanizmu+, Psychologia [autor eksperymentu więziennego], F, Fromm
Erich Fromm(1900-1980) - O Sztuce Miłości(1), Filozofia, Żródła do filozofi
Estrada i Studio 05 2010, Do czytania, Estrada i Studio, 2010
Estrada i Studio 12 2010, Do czytania, Estrada i Studio, 2010
Estrada i Studio 07 2010, Do czytania, Estrada i Studio, 2010
Estrada i Studio 06 2010, Do czytania, Estrada i Studio, 2010
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl

  • Erich.von.Daniken-Czy.sie.mylilem.(osloskop.net)(1), do czytania

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    ERICH VON DÄNIKEN
    CZY SIĘ MYLIŁEM?
    Nowe wspomnienia z przyszłości - Rozmowa z moimi Czytelnikami
    Jednym z najmilszych doświadczeń w życiu
    Jest być celem nie będąc trafionym.
    Winston Churchill (1874-l968)
    Przed mniej więcej dwudziestu laty napisałem swoją pierwszą książkę. W ciągu
    następnych dwóch lat od tego momentu proponowałem ją kolejno 25 (słownie: dwudziestu
    pięciu) niemieckojęzycznym wydawnictwom. Z miłą sercu regularnością po jakimś czasie
    znajdowałem w skrzynce na listy maszynopis z dołączonym do niego stereotypowym liścikiem
    zaczynającym się od słów: “Żałujemy bardzo... nie mieści się w naszym profilu...” itd. Wreszcie
    w odruchu rozpaczy wysupłałem ostatnie pieniądze, wsiadłem do mojego rozklekotanego
    volkswagena i pojechałem do Hamburga, aby zaproponować panu doktorowi Thomasowi von
    Randow, ówczesnemu redaktorowi działu naukowego tygodnika “Die Zeit”, wydrukowanie
    przynajmniej kilku fragmentów mojej książki. Doktor von Randow zaprotegował mnie
    telefonicznie w wydawnictwie Econ - u pana Erwina Bartha von Wehrenalp - i kilka dni potem
    znalazłem się w Dusseldorfie przed jego wielkim biurkiem. Spojrzał na mnie sceptycznie znad
    szkieł okularów i oświadczył:
    - Możemy ewentualnie zaryzykować skromny nakład, powiedzmy: nie więcej niż trzy
    tysiące egzemplarzy.
    W lutym 1968 Wspomnienia z przyszłości ukazały się na księgarskim rynku.
    W tym czasie redaktorem naczelnym szwajcarskiego tygodnika “Die Weltwoche” był
    nieżyjący już dziś dr Rolf Bigler - młodemu podówczas Jurgowi Ramspeckowi podlegały
    materiały odcinkowe. (Pan Ramspeck jest dziś zastępcą redaktora naczelnego tego tygodnika.)
    Obydwaj panowie byli zafascynowani moją książką i przedrukowali ją w całości.
    Wywołało to istną lawinę. W krótkim czasie w samej tylko Szwajcarii sprzedano 20000
    egzemplarzy książki, sukces rozciągnął się poza granice mojego kraju na Republikę Federalną i
    Austrię. W marcu 1970 roku wydawnictwo Econ wypuściło trzydzieste wydanie Wspomnień, co
    dało w sumie 600 tysięcy egzemplarzy. Licząc z wydaniami kieszonkowymi i klubowymi
    Wspomnienia z przyszłości miały na samym tylko obszarze niemieckojęzycznym łączny nakład
    ponad 2,1 miliona egzemplarzy. Książkę przełożono na 28 języków, ukazała się w 36 krajach, na
    jej podstawie nakręcono flm pod tym samym tytułem. Po jego emisji w telewizji amerykańskiej,
    w Nowym Świecie wybuchła epidemia “Dänikenitis” (określenie magazynu “Time”). Poruszony
    przeze mnie temat “Czy nasi przodkowie byli świadkami wizyty z Kosmosu?” stał się
    powszechnym przedmiotem dyskusji.
    Wraz z falą sukcesów pojawiła się również fala krytyki. W książce zatytułowanej Czy
    bogowie byli astronautami? profesor Ernst von Khuon zebrał artykuły siedemnastu naukowców.
    Część tekstów była jednoznacznie negatywna, część zaś utrzymana w tonie łagodnej
    przychylności. Od tego momentu na całym dosłownie świecie jak grzyby po deszczu pojawiać
    się poczęły książki żerujące na moim powodzeniu. Wśród nich zdarzały się produkty zupełnie
    żałosne. W telewizyjnych dyskusjach, prowadzonych nie wiadomo dlaczego pod szyldem audycji
    “naukowych”, bardzo często dochodziło do wypowiedzi niewiele mających wspólnego z
    naukowością. Jak powiada Norman Mailer: “Jeśli idzie o krytyków, to odnosi się czasem
    wrażenie, iż niektórzy mylą maszynę do pisania z krzesłem elektrycznym”. Ja tę egzekucję
    przeżyłem.
    Czy pisząc Wspomnienia z przyszłości myliłem się w zasadniczych punktach?
    Byłem - do czego każdy nowicjusz ma pełne prawo - naiwny, porwany tematem i o całe
    niebo mniej samokrytyczny, niż stałem się później w wyniku własnych rozważań i wskutek
    ataków całej rzeszy krytyków. Bardzo często dawałem się ponieść entuzjazmowi, aż nadto
    chętnie akceptowałem informacje, które wydawały mi się przydatne - przy późniejszych
    weryfikacjach bywałem jednak czasem niemile zaskoczony. Zdarzało mi się też oprzeć na
    pracach poważnych autorów naukowych, by zostać potem pouczonym, iż poglądy owego pana
    dawno już zostały podważone. Wskutek takich właśnie przypadków okrzyknięto mnie wszem i
    wobec autorem “podważonym”, odwieszając moje poglądy na wątłym haku. Haczyk tkwiący w
    tego rodzaju sądach podważających moje tezy był i jest nadal ten sam: otóż moi antagoniści - tak
    samo jak ja - reprezentują całkowicie osobiste poglądy i mają pełne prawo, tak jak i ja, przy nich
    pozostać.
    Oto przykłady:
    Napisałem wówczas o mapach tureckiego admirała Piri Reisa, które podziwiać można w
    pałacu Topkapi w Istambule, co następuje: “Równie precyzyjnie wyrysowane są tam wybrzeża
    Północnej i Południowej Ameryki”. Zdanie to zostało potem podważone, ponieważ istotnie
    kontury obu Ameryk widoczne są jedynie w ogólnych zarysach. Ta zaakceptowana przeze mnie
    korekta w żadnej jednak mierze nie odbiera mapom Piri Reisa ich sensacyjnego charakteru,
    ponieważ pokazują one linię brzegową Antarktydy, która przecież ukryta jest pod warstwą
    wiecznych śniegów i lodu. Jednym z czekających na odpowiedź pytań pozostaje, w jaki sposób
    tego rodzaju dzieła kartograficzne mogły powstać w czasach Kolumba.
    Swego czasu zacytowałem informację, jakoby w Chinach znaleziono w jednym z grobów
    pod Szu-Szu fragmenty aluminiowego pasa, podczas kiedy de facto - taką wiadomość
    otrzymałem z Chin - chodziło o specjalnie hartowany stop srebra. Podobnie czas skorygował
    informację o prastarym żelaznym obelisku w Indiach, który nie ulega korozji mimo wystawienia
    na działanie atmosfery - obelisk zaczął w kilku miejscach rdzewieć, sam to widziałem.
    W związku z postaciami, obrazami i wydarzeniami opisanymi w powstałym około 2000
    lat przed Chrystusem sumeryjskim eposie Gilgamesz, zastanawiałem się, czy wspomnianej w
    nim Bramy Słońca nie należałoby łączyć ze słynną Bramą Słońca w Tiahuanaco na płaskowyżu
    boliwijskim, co byłoby potwierdzeniem tezy o pokonywaniu przez naszych praprzodków
    olbrzymich odległości. Wkrótce sam doszedłem do wniosku, że takie spekulacje to czysty
    wymysł: Brama Słońca z Tiahuanaco otrzymała swoją nazwę dopiero od współczesnych
    archeologów, a jak się nazywała przed tysiącami lat, nie wie nikt.
    Podczas mojej pierwszej podróży do Egiptu w roku 1954, mój przyjaciel z akademika
    Mahmud Grand, mieszkający w Kairze, powiedział mi, że niewielka wysepka na Nilu w pobliżu
    Assuanu nazwana została Elefantyna, ponieważ widziana z lotu ptaka przypomina sylwetkę
    słonia. Informacja ta utkwiła w szarych komórkach dziewiętnastolatka prawdopodobnie dlatego,
    że już wówczas pasowała do mojego późniejszego spojrzenia na świat. Dziś wiem już, że obok
    tej południowej twierdzy granicznej Egiptu przechodziły po prostu wyprawy zdążające do Nubii
    na słoniach.
    Wszystko to są przykłady pomyłek, których było w mojej pierwszej książce znacznie
    więcej, przyznałem się do nich, ale nie spowodowało to zawalenia się żadnego z zasadniczych
    filarów gmachu myślowego, jaki udało mi się stworzyć. Jeśli chodzi o tego rodzaju pomyłki, to
    trzeba zważyć, że w owym czasie stawiałem kroki po nie odkrytej ziemi. Postępowałem w moim
    odczuciu bardzo uczciwie, ponieważ każde pytanie zaopatrywałem przysługującym mu
    pytajnikiem, było ich w sumie 323. Moi jakże skrupulatni zazwyczaj krytycy raczyli tę
    okoliczność przeoczyć.
    Przyjąłem zasadę, by w miarę możliwości informować tylko i wyłącznie o rzeczach,
    których sam dotknąłem, które sam widziałem i sfotografowałem. Jest to zasada, której nie
    trzymają się niekiedy nawet prace naukowe, jak przyszło mi się z czasem przekonać.
    Istnieją także książki pisane przez naukowców i techników, które - w całości, bądź
    częściowo - potwierdzają moje tezy! Niechętnie, ale jednak potwierdzają. O tym, jak z Szawła
    można przemienić się w Pawła, opowiada w swojej książce Joseph F. Blumrich, który w okresie
    swego nawrócenia kierował wydziałem projektów NASA w Huntsville. Oto co pisze:
    “Cała sprawa zaczęła się od rozmowy telefonicznej pomiędzy Long Island i Huntsville.
    Nasz syn, Christoph, opowiadał nam między innymi, tak na zasadzie co by wam tu jeszcze
    powiedzieć', że właśnie przeczytał niesłychanie interesującą książkę, którą my też koniecznie
    musimy przeczytać i w której chodzi o przybyszy z Kosmosu, którzy odwiedzili Ziemię. Tytuł
    miał brzmieć Wspomnienia z przyszłości. Autor? Nie jaki Erich von Däniken. Jako posłuszni
    rodzice poszliśmy za radą naszego oczytanego syna i zamówiliśmy rzeczone dzieło.
    Jeśli o mnie chodzi, to zgodziłem się je zamówić, ponieważ wiem, że tego rodzaju książki
    zawsze są pasjonującą lekturą. Czasami są wręcz ekscytujące. W odległych czasach, krajach i
    regionach świata, o których niewiele wiemy, potrafią się dziać wspaniałe rzeczy. Jako inżynier
    zajmujący się od roku 1934 budową samolotów, od lat jedenastu zaś projektujący wielkie rakiety
    nośne i satelity, wiedziałem oczywiście z góry, że to wszystko brednie. Jasna sprawa! No i po
    jakichś sześciu czy siedmiu tygodniach nadeszła z Niemiec zamówiona książka, a z nią parę
    innych. - Cóż, Däniken może poczekać.
    Kiedy przyszedł czas na niego, pierwsza zaczęła czytać moja żona. Dziś nie pamiętam
    już, co wtedy robiłem czy czytałem. Pamiętam za to bardzo dokładnie, że niezliczoną ilość razy
    przerywała mi moje niezwykle oczywiście ważne rozmyślania okrzykami zdziwienia i pełnymi
    entuzjazmu stwierdzeniami, że koniecznie, ale to koniecznie muszę tę książkę przeczytać! No i
    oczywiście przytaczała mnóstwo cytatów.
    Ja tylko uśmiechałem się z wyżyn mojej wiedzy.
    I tak na nasze piękne amerykańskie Południe zawitał listopad, a z nim dzień, kiedy nie
    mogłem już odkładać lektury Dänikena. Musiałem przynajmniej do niego zajrzeć i chociażby
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.opx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Oto smutna prawda: cierpienie uszlachetnia. Design by SZABLONY.maniak.pl.