Start
Erich von Daniken - W Krzyżowym Ogniu Pytań, PDF-y, Daniken
Erich von Daniken - Kosmiczne Miasta W Epoce Kamiennej, PDF-y, Daniken
Erich von Daeniken - Wszyscy jesteśmu dziećmi bogów, ezoteryka, wiedza tajemna, parasychologia(1)
Erich von Däniken - Wszyscy jesteśmy dziećmi Bogów, qazar, UFO i pozaziemskie cywilizacje
Erich von Daniken - Czy się myliłem... Nowe wspomnienia z przyszłości [Zlotopolsky], KSIĄŻKI
Erich von Däniken - Czy bogowie byli na Ziemi, qazar, UFO i pozaziemskie cywilizacje
Erich von Däniken - Podróż do Kiribati, qazar, UFO i pozaziemskie cywilizacje
Erich von Däniken - Wspomnienia z przyszłości, qazar, UFO i pozaziemskie cywilizacje
Erich von Däniken - Z powrotem do gwiazd, qazar, UFO i pozaziemskie cywilizacje
Erich von Däniken - Oczy Sfinksa, qazar, UFO i pozaziemskie cywilizacje
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl

  • Erich Fromm - Kryzys psychoanalizy+, Psychologia [autor eksperymentu więziennego], F, Fromm

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    Erich Fromm Kryzys psychoanalizy
    zaś wypadków oczekiwano, że z takimi trudnościami
    człowiek będzie się zmagał sam i - jeżeli trzeba -
    cierpiał bez skargi. Freud, rozpoczynając praktykę
    terapeutyczną, zajmował się pacjentami "chorymi" w
    tradycyjnym rozumieniu słowa: byli to ludzie
    cierpiący na skutek pogłębiających się objawów fobii,
    natręctw, histerii, aczkolwiek nie chorzy psychicznie.
    Potem metoda analityczna powoli zaczęła być
    stosowana wobec tych, których nawet nie uważano za
    "chorych". Ci "pacjenci" skarżyli się na niezdolność
    cieszenia się życiem, na nieszczęśliwe małżeństwa,
    niesprecyzowane lęki, bolesne poczucie osamotnienia,
    na kłopoty z produktywnością w pracy, etc. Te skargi,
    w przeciwieństwie do wcześniejszej praktyki, były
    teraz kwalifikowane jako "choroby", a miał im
    zaradzić nowy "opiekun" - psychoanalityk, którego
    zadaniem było przeciwdziałanie "trudnościom" nie
    wymagającym, jak dotąd sądzono, pomocy
    profesjonalisty. Ta przemiana, która nie dokonała się z
    dnia na dzień, w końcu stała się bardzo istotnym
    czynnikiem w życiu miejskiej klasy średniej,
    zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze
    niedawno uchodziło za "normalne", że osoba należąca
    do swego rodzaju subkultury miejskiej "ma swego
    psychoanalityka", a "kozetce" poświęcono mnóstwo
    czasu, jak niegdyś chodzeniu do kościoła czy świątyni.
    Nietrudno dostrzec powody nagłego rozkwitu
    psychoanalizy. W tym stuleciu, w "wieku lęku", jak w
    żadnym innym potęgowało się poczucie samotności i
    wyizolowania. Upadek religii, jałowość
    powierzchownie postrzeganej polityki, pojawienie się
    całkowicie wyobcowanego "człowieka
    zorganizowanego" - pozbawiły miejską klasę średnią
    zarówno układu odniesień, jak i poczucia
    bezpieczeństwa w bezsensownym świecie. Wprawdzie
    nieliczni znajdowali nowe układy odniesienia w
    surrealizmie, w skrajnościach politycznych albo w
    buddyzmie Zen, jednak rozczarowani liberałowie
    szukali przeważnie takiej filozofii, której wyznawanie
    nie wymagałoby zasadniczej zmiany zapatrywań, a
    tym samym nie spowodowałoby by stania się "innymi"
    niż przyjaciele i koledzy. Psychoanaliza zaspokajała tę
    potrzebę. Jeżeli nawet nie udawało się uśmierzyć
    dolegliwości, to przecież przynosiła ulgę możliwość
    mówienia do kogoś, kto cierpliwie słucha i lepiej czy
    gorzej potrafi współczuć. To, że psychoanalityk
    słuchał za pieniądze, było nieistotnym mankamentem,
    jeżeli w ogóle było mankamentem, bo właśnie fakt
    płacenia psychoanalitykowi dowodził, że do terapii
    należy odnosić się serio, że jest ona czymś, co się liczy
    i na co można stawiać. Poza tym prestiżowa pozycja
    psychoanalizy wiązała się z ekonomią: chodziło o
    luksusowy towar. Psychoanalitycy oferowali
    namiastkę religii, poglądów politycznych i filozofii.
    Freud rzekomo odkrył wszelkie sekrety życia:
    podświadomość, kompleks Edypa, powtarzalność
    doświadczeń dzieciństwa przenoszonych na
    teraźniejszość: dla człowieka, który to zrozumiał nie
    było już tajemnic ani wątpliwości. Stawał się
    członkiem swego rodzaju ezoterycznej sekty, której
    kapłanem jest psychoanalityk: ów człowiek, trawiąc
    czas na kozetce, nie czuł się już tak zdezorientowany
    ani samotny. * Fromm konsekwentnie używa terminu
    unconsciousness oraz pochodnych. także polscy
    psychoanalitycy "podświadomość" zastępują dzisiaj
    "nieświadomością". Jednak nazwa "podświadomość"
    solidnie zakorzeniła się w polszczyźnie i
    jednoznacznie odnosi się do psychiki. Każdy wybór
    jest tu ułomny. "Podświadomość" razi
    profesjonalistów, a "nieświadomość" może
    wprowadzić w błąd tych czytelników, którzy z
    psychologią nie mają do czynienia zawodowo (przyp.
    tłum.). Sprawdza się to zwłaszcza w odniesieniu do
    tych, którym doskwierają nie jakieś określone objawy,
    ale ogólne przygnębienie. Oni właśnie, chcąc zmienić
    się w jakiś sensowny sposób, musieli zdobyć się na
    wyobrażenie człowieka niewyobcowanego, a tym
    samym wyobrażenie życia skoncentrowanego raczej
    wokół tego, żeby być niż żeby mieć lub używać. Takie
    zaś wyobrażenie wymagało radykalnej krytyki ich
    własnego społeczeństwa, jego jawnych a zwłaszcza
    ukrytych, norm i prawideł: wobec tego wymagało
    odwagi koniecznej do przecięcia wielu wygodnych i
    asekurujących więzi i znalezienia się wśród
    mniejszości: a wobec tego wymagało mnożenia się
    psychoanalityków, którzy nie tkwią w duchowym i
    często psychologicznym zamęcie zautomatyzowanego,
    przemysłowego życia. Często można było dostrzec
    "dżentelmeńską umowę" między pacjentem a
    psychoanalitykiem: żaden z nich nie miał ochoty
    wstrząs wynikający z gruntownie nowego
    doświadczenia; obu wystarczały drobne "korekty" i
    obaj byli podświadomie wdzięczni sobie za nie
    ujawnianie podświadomych "knowań" (używając
    określenia R.D. Lainga). Póki pacjent przychodzi i
    płaci, a psychoanalityk słucha i "interpretuje", póty
    reguły gry pozostają nietknięte, sama zaś gra sprawia
    przyjemność obu stronom. Więcej, odwiedzanie
    psychoanalityka służyło często uchylaniu się od
    budzących trwogę a nieuniknionych okoliczności
    życia, od konieczności podejmowania decyzji i
    ryzyka. W sytuacji kiedy nie sposób uchylić się od
    decyzji trudnej czy nawet tragicznej, człowiek
    uzależniony od psychoanalizy przekształcał konflikt
    realny w "neurotyczny", który wymagał "dalszego
    analizowania", czasem aż do momentu, w którym
    przestawała istnieć sytuacja wymagająca
    decydowania. Stanowczo zbyt często ani pacjenci nie
    stanowili wyzwania dla psychoanalityka, ani
    psychoanalityk dla pacjentów. Ci, którzy uczestniczyli
    w "dżentelmeńskiej umowie" nawet podświadomie nie
    chcieli być żadnym wyzwaniem, gdyż gładko płynącej
    łódki ich "spokojnej" egzystencji nic nie powinno
    narazić na kołysanie. W dodatku, ponieważ
    psychoanalitycy coraz częściej uważali natłok
    pacjentów za oczywistość, przeto wielu z nich zaczęło
    skłaniać się ku lenistwu i wierze w rynkowe
    mniemanie, że skoro ich "wartość rynkowa" jest
    wysoka, to równie wysoka musi być "wartość
    użytkowa". Wielu z nich, wspieranych przez
    Międzynarodowe Towarzystwo Psychoanalityczne -
    potężną i prestiżową organizację, wierzyło, że
    poddanie się rytuałowi, od immatrykulacji po
    wręczenie dyplomu, sprawiło, iż posiedli "prawdę". W
    świecie, w którym gwarancją prawdy jest wielkość i
    potęga organizacji, po prostu trzymali się przyjętych
    reguł. Czy ów spis sugeruje, że psychoanaliza nie
    przyniosła ludziom żadnych istotnych zmian? Że była
    raczej celem niż środkiem do celu? W żadnym
    wypadku. Była tu mowa o nadużywaniu
    psychoanalitycznej terapii przez niektórych lekarzy i
    niektórych pacjentów, a nie o poważnej działalności
    innych ani o ich osiągnięciach. Przeciwnie, łatwe
    negowanie terapeutycznych sukcesów psychoanalizy
    ,ile raczej świadczy o tym, że modnym autorom trudno
    ogarnąć złożone zagadnienia związane z
    psychoanalizą. Krytyczne sądy ludzi, którzy w tej
    dziedzinie mają doświadczenia skromne lub żadne,
    niewiele ważą w konfrontacji ze świadectwami
    psychoanalityków mogących wskazać - i to w
    znacznej liczbie - ludzi uwolnionych już od
    gnębiących ich przedtem zaburzeń. Wielu pacjentów
    zaznało nowego przypływu sił i radości życia, i
    właśnie psychoanaliza doprowadziła do tych zmian.
    Rzecz jasna byli tacy pacjenci, którym nie udało się
    pomóc, byli też tacy, u których nastąpiła poprawa
    bezsporna, lecz ograniczona: nie będziemy jednak
    zgłębiać tutaj statystyki psychoanalitycznych
    sukcesów leczniczych. Nic w tym dziwnego, że wielu
    ludzi chętnie uwierzyło zapewnieniom, iż są szybsze i
    tańsze sposoby "kuracji". Psychoanaliza otworzyła
    widoki na to, że czyjejś niedoli może ulżyć
    profesjonalista. Zmiana stylu leczenia zmierzająca ku
    większej "wydajności", przyśpieszeniu tempa 1, (*)
    (Por. Aniceto Aramoni, Nowa Analiza? Referat
    odczytany w Trzecim Forum Psychoanalitycznym w
    Meksyku w roku 1969 (ukaże się w: "Revista de
    Psychoanalisis, Psiquiatria y Psicologia", Mexico). (*)
    ku "aktywności grupowej", a także rozpowszechnienie
    się zapotrzebowania na "terapię" wśród ludzi, których
    dochody nie pozwalały na wydłużające się, codzienne
    seanse - wszystko to spowodowało, że nowe terapie w
    sposób nieunikniony wydały się bardzo atrakcyjne i
    odciągnęły od psychoanalizy wielu potencjalnych
    pacjentów 2. (*) (Wynalezienie terapii grupowej, bez
    względu na jej lecznicze zalety (których nie mogę
    należycie ocenić ze względu na brak osobistego
    doświadczenia), zaspokoiło popyt na tańszą terapię i
    wyposażyło terapię psychoanalityczną w dodatkowe
    zaplecze. Dzisiaj natomiast grupowe treningi
    wrażliwości w przystępny sposób zaspokajają potrzebę
    zamiany pewnego rodzaju terapii w element kultury
    masowej). (*) Jak dotąd poruszyłem tylko najbardziej
    oczywiste i powierzchowne przyczyny współczesnego
    kryzysu psychoanalizy, mianowicie zły użytek, jaki
    czyni z psychoanalizy spora liczba terapeutów i
    pacjentów. By przełamać kryzys, przynajmniej na tym
    poziomie, wystarczyłoby tylko domagać się
    staranniejszego doboru zarówno leczących, jak i
    leczonych. Nasuwa się jednak nieuniknione pytanie:
    jak mogło dojść do nadużycia? Próbowałem na nie
    odpowiedzieć w bardzo ograniczonym zakresie: na
    pełną odpowiedź możemy liczyć dopiero wtedy, kiedy
    oderwiemy się od zewnętrznych objawów i zajmiemy
    się głębszym kryzysem, dotyczącym istoty
    psychoanalizy. Jakie są jego przyczyny? Moim
    zdaniem główny powód polega na przemianie
    psychoanalizy, która była teorią radykalną, a stała się
    konformistyczna. Początkowo psychoanaliza była
    teorią opartą na dociekliwości, przenikliwą i
    wyzwalającą - właśnie radykalną. Z wolna jednak
    traciła ten charakter, popadła w zastój, nie rozwinęła
    się i nie poszukała odpowiedzi na zmienioną sytuację,
    w jakiej ludzie znaleźli się po pierwszej wojnie
    światowej. Zamiast tego stoczyła się w konformizm i
    zabieganie o szacunek. Najbardziej twórczym i
    najbardziej radykalnym osiągnięciem teorii Freuda
    było położenie fundamentu pod "wiedzę o
    irracjonalności", słowem nauka o podświadomości.
    Była to - jak uważał Freud - kontynuacja prac
    Kopernika i Darwina (a ja dodałbym jeszcze Marksa),
    ponieważ ci uczeni zaatakowali ludzkie złudzenia co
    do miejsca zajmowanego przez ich planetę we
    wszechświecie oraz przez nich samych w przyrodzie i
    w społeczeństwie, a Freud zaatakował ostatnią i nie
    tkniętą jeszcze twierdzę - świadomość człowieka,
    pojmowaną jako podstawowy i ostateczny punkt
    odniesień doznań psychicznych. Freud wykazał, że
    większość tego, czego jesteśmy świadomi - realnie nie
    istnieje. Idealistyczna filozofia i tradycyjna
    psychologia spotkały się z frontalnym wyzwaniem,
    postawiony też został kolejny krok ku wiedzy o tym,
    czym jest "rzeczywista rzeczywistość" (Zasadniczy
    krok w tym samym kierunku poczyniła także fizyka
    teoretyczna, kwestionując inne pewniki dotyczące
    natury rzeczy). Freud nie stwierdził po prostu, że w
    ogóle istnieją podświadome procesy (to zrobili przed
    nim już inni), lecz wykazał doświadczalnie, jak one
    funkcjonują, zademonstrował, jak przejawiają się w
    konkretnych, dostrzegalnych zjawiskach: w
    nerwicach, w snach, w drobnych codziennych
    czynnościach. Jeżeli chodzi o wiedzę o człowieku, a
    także o zdolność rozróżniania w ludzkim zachowaniu
    pozorów od prawdy, to teoria podświadomości jest
    jednym z osiągnięć zasadniczych. W rezultacie nadała
    ona nowy wymiar pojęciu uczciwości 3, (*) (Przypis
    na końcu rozdziału) tworząc tym samym nową
    podstawę krytycznego myślenia. Przed Freudem
    uważano, że wystarczy znać świadome intencje
    człowieka, żeby ocenić jego szczerość. Po Freudzie to
    już było za mało: w gruncie rzeczy niewiele. Poza
    świadomością czaiła się rzeczywistość utajona -
    podświadomość: klucz do prawdziwych intencji
    człowieka. Analizowanie postaci (lub zbadanie jej
    zachowań z psychoanalitycznego punktu widzenia)
    sprawiło, że konwencjonalny wizerunek
    mieszczańskiej (bądź innej) "przyzwoitości", wraz z
    jej hipokryzją i nieprawością, właściwie zatrząsł się w
    posadach. Człowiekowi już nie wystarczało
    usprawiedliwienie własnych poczynań dobrymi
    intencjami 4. (*) (Marksowskie pojęcie "ideologii" ma
    to samo znaczenie co Freudowska "racjonalizacja",
    chociaż Marks nie próbował badać psychologicznego
    mechanizmu represyjności. (Por. E. Fromm, "Beyond
    the Chains of illusion", Trident Press and Pocket
    Books, Nowy Jork 1962) (*) Owe dobre intencje,
    jeżeli nawet były subiektywnie najzupełniej szczere,
    podlegały dalszemu starannemu badaniu: wobec
    każdej kierowane było pytanie: "co się za tym kryje?",
    lub jeszcze lepiej: "kim jesteś, ty ukryty za tobą"? Bo
    w gruncie rzeczy Freud umożliwił zbliżenie się do
    pytania "kim jesteś i kim ja jestem?",
    wyprowadzonego z ducha nowej rzeczywistości.
    Freudowską teorię przenika jednak głęboko sięgającą
    dwoistość 5. (*) (Bardziej szczegółowo analizuję to
    zagadnienie w rozdziale 2) (*) Freud, otwierając drogę
    do zrozumienia "fałszywej świadomości" i ludzkiego
    samozakłamania, był radykalnym (chociaż nie
    rewolucyjnym) myślicielem, który poszerzył o pewien
    obszar granice, w jakich tkwiło jego społeczeństwo.
    Był w pewnej mierze krytykiem społecznym,
    zwłaszcza w Przyszłości złudzenia. A jednocześnie
    wyrastał z uprzedzeń i filozofii swojej klasy i okresu
    historycznego. W ujęciu Freuda podświadomość była
    przede wszystkim siedzibą tłumionej seksualności, a
    odniesieniem dla "uczciwości" były głównie perypetie
    z libido w dzieciństwie: Freudowska krytyka
    społeczna ograniczała się do represywności seksualnej
    społeczeństwa. Freud był śmiałym i radykalnym
    myślicielem, kiedy dokonywał wielkich odkryć, jeżeli
    jednak chodziło o wyciąganie wniosków, to hamowała
    go niezachwiana wiara, że społeczeństwo, do którego
    należy, aczkolwiek bezspornie niedoskonałe, stanowi
    najwyższą formę ludzkiego rozwoju i że nie da się
    ulepszyć jego zasadniczych cech. Ta sprzeczność,
    tkwiąca w samym Freudzie i jego teorii, nasunęła
    następujące pytanie: który z aspektów rozwiną
    uczniowie? Czy będą podążać za tym Freudem, który
    kontynuował prace Kopernika, Darwina i Marksa, czy
    też zadowolą się tym Freudem, którego myśli oraz
    odczucia ograniczały się do mieszczańskiej ideologii i
    mieszczańskich doświadczeń? Czy zechcą
    Freudowską szczególną teorię podświadomości,
    wywiedzioną z seksualności, rozwinąć w teorię
    ogólną, której przedmiotem byłaby pełnia
    doświadczeń tłumionej, represjonowanej psychiki?
    Czy doprowadzą szczególną Freudowską figurę
    wyzwolenia seksualnego do wymiaru figury ogólnego
    wyzwolenia poprzez poszerzenie obszaru
    świadomości? Mówiąc inaczej i ogólniej: czy rozwiną
    najtęższe i najbardziej rewolucyjne idee Freuda, czy
    też położą nacisk na takie teorie, które najłatwiej zdoła
    sobie przyswoić społeczeństwo konsumpcyjne? Od
    Freuda można zmierzać zarówno w jednym, jak i w
    drugim kierunku. Jednak jego ortodoksyjni uczniowie
    wybrali Freuda - reformatora, a nie radykała. Nie
    potrafili rozwinąć teorii Freudowskiej przez
    wyzwolenie jej zasadniczych odkryć z ciasnych ram
    narzuconych przez czasy i wypełnienie nimi
    konstrukcji szerszej i bardziej radykalnej.
    Wyprzedawali tę aurę radykalizmu, która przed
    pierwszą wojną światową spowijała psychoanalizę,
    kiedy rzeczą śmiałą i rewolucyjną było demaskowanie
    hipokryzji seksualnej. Przewaga uczniów
    nastawionych konformistycznie wiązała się częściowo
    ze szczególnym rysem osobowości Freuda, który był
    nie tylko uczonym i terapeutą, ale i "reformatorem",
    wierzącym we własną misję: stworzenie ruchu
    służącego zreformowaniu człowieka w sferze
    racjonalności i etyki 6. (*) (Jeszcze w roku 1910 Freud
    zamyślał skłonić swoich zwolenników do
    wstępowania do Międzynarodowego Bractwa na rzecz
    Etyki i Kultury, które miały przekształcić się w
    organizację wojujących psychoanalityków. Wkrótce
    porzucił ten projekt i zastąpił go planem założenia
    Międzynarodowego Towarzystwa Psychoanalityków.
    Por. E. Fromm, "Sigmund Freud's Mission", Harper &
    Row, Nowy Jork 1959, rozdział 8) (*) Był uczonym,
    ale mimo teoretycznych zainteresowań nie tracił nigdy
    z oczu "ruchu" i polityki dotyczącej tej sprawy.
    Ludzie, których uczynił liderami tego ruchu, w ogóle
    nie byli zdolni do krytyki radykalnej. Freud nie mógł
    nie zdawać sobie z tego sprawy, ale wybrał ich,
    ponieważ cechowali się pewną wybitną właściwością -
    niekwestionowaną lojalnością wobec Freuda i wobec
    owego ruchu: i rzeczywiście, wielu z nich nabrało
    charakterystycznych cech biurokraty związanego z
    pierwszą lepszą organizacją polityczną. Od kiedy ruch
    zaczął kontrolować zarówno teorię, jak i praktykę
    terapeutyczną, tego rodzaju wybór przywódców
    Wstęp
    Szkice składające się na tę książkę, pisane w
    odmiennych czasach, między rokiem 1932 a 1969,
    łączy wspólny wątek; wzajemne oddziaływanie
    czynników psychologicznych i społecznych.
    Postanowiłem opublikować wczesne pisma wydane
    pierwotnie po niemiecku, gdyż są do dzisiaj
    najpełniejszą, a zarazem najściślejszą prezentacją
    podstaw teoretycznych, na których oparłem późniejsze
    prace. Wydaje mi się, że te wczesne pisma są dzisiaj
    szczególnie aktualne, gdyż poruszają temat, który
    współcześnie budzi żywe dyskusje, zwłaszcza kiedy
    chodzi o wzajemne odniesienia teorii Marksa i Freuda,
    dyskusje - obawiam się - po trosze dyletanckie i
    mylące. Niewiele chciałbym zmienić w tych
    wczesnych pismach, może z wyjątkiem tego, że dzisiaj
    nie sięgałbym do Freudowskiej kategorii libido, co
    zresztą dla istoty wywodu nie ma większego
    znaczenia. Oparłem się pokusie dokonywania zmian,
    natomiast wskazałem w przypisach niezgodności
    między tym, co wynika z tekstów, a moimi obecnymi
    sądami; przeróbki polegają jedynie na skróceniu
    szkiców tam, gdzie wydawały mi się przydługie bądź
    tam, gdzie chodziło o drobiazgi dziś już mało
    zajmujące. Obszerny wstępny szkic, "Kryzys
    psychoanalizy", został napisany z myślą o tym zbiorze
    (podobnie Współczesność i matriarchat oraz Epilog).
    Poświęcony w zasadzie teorii i terapii
    psychoanalitycznej, jest próbą zbadania społecznych
    uwarunkowań psychoanalizy, podobnie jak następny,
    który dotyczy Freudowskiego modelu człowieka.
    Teksty powstawały z rozmaitych powodów, rozdziały
    różnią się więc stylem, a pewne twierdzenia
    powtarzają się. Można by tego uniknąć i skrócić
    szkice, niszcząc jednak ich formę. Przyjęty kształt -
    mam nadzieję - nie razi czytelnika, zwłaszcza że te
    powtarzające się tu i ówdzie sądy nie są identyczne -
    raz bowiem uwypuklają te, raz inne względy i dzięki
    temu lepiej objaśniają się nawzajem. Szkic "Kryzys
    psychoanalizy" jest rekapitulacją myśli rozwiniętych
    szerzej w większym i nie opublikowanym jeszcze
    studium roboczo nazwanym "Psychoanaliza
    humanistyczna", do którego powstania przyczyniło się
    stypendium badawcze Research Grant 5 ROIMNH
    13144-02, przyznane przez Narodowy Instytut
    Zdrowia Psychicznego przy U.S Public Health
    Service. Chciałbym wyrazić gorące podziękowania
    Josephowi Cunnenowi z domu wydawniczego Holt,
    Rinehardt i Winston za zrozumienie i daleko idącą
    pomoc podczas przygotowywania rękopisu do druku, a
    także dr. Jerome'owi Bramsowi za wsparcie, jakim
    były dyskusje o psychologii ego. E.F. Styczeń 1970 I.
    Kryzys psychoanalizy Współczesna psychoanaliza
    przeżywa kryzys, którego zewnętrznym objawem jest
    spadek liczby studentów wybierających staż w
    instytutach psychoanalitycznych, a także spadek liczby
    pacjentów szukających pomocy psychoanalityka. W
    ostatnich latach pojawiły się terapie konkurencyjne,
    ich twórcy utrzymują, że przynoszą one lepsze
    rezultaty w znacznie krótszym czasie za znacznie
    mniejsze pieniądze. Psychoanalityk - którego jeszcze
    przed dziesięcioma laty członkowie miejskiej klasy
    średniej uważali za wyrocznię, jeżeli chodzi o ich
    duchowe udręki - został teraz zepchnięty do
    defensywy przez konkurujących z nim
    psychoterapeutów i stracił monopol uzdrowiciela.
    Będzie nam łatwiej ocenić ów kryzys, gdy weźmiemy
    pod uwagę historię terapii psychoanalitycznej. Ponad
    pół wieku temu psychoanaliza stworzyła nową
    dziedzinę, a mówiąc językiem ekonomii - nowy rynek.
    Wcześniej psychiatra mógł się zaopiekować
    człowiekiem, kiedy człowiek ów był albo bardzo
    chory psychicznie, albo dotknięty objawami
    dojmującymi i degradującymi społecznie. Mniej
    dotkliwe kłopoty psychiczne uważano za domenę bądź
    duchownego, bądź lekarza domowego, w większości
    Erich Fromm 012 Kryzys psychoanalizy. Strona 1 z 19
    1
    musiał wywrzeć znaczący wpływ na rozwój
    psychoanalizy. Inni uczniowie odeszli: Jung między
    innymi 7 (*) (Patrz: rozdział 2) dlatego, że był
    konserwatywnym romantykiem: Adler, ponieważ był
    bardziej powierzchownym, chociaż bardzo
    utalentowanym racjonalistą. Rank rozwinął
    interesujące poglądy, został jednak odepchnięty, w
    mniejszym chyba stopniu przez dogmatyczną postawę
    Freuda, co raczej na skutek zawiści konkurentów.
    Ferenczi, może najbardziej kochany spośród uczniów i
    najhojniej obdarzony wyobraźnią, nie mający ambicji
    "lidera" ani odwagi, by zerwać z Freudem, został
    mimo to bezceremonialnie odtrącony, kiedy pod
    koniec życia dopuścił się odchyleń w paru istotnych
    punktach. Wilhelm Reich został usunięty z
    organizacji, mimo - a raczej dlatego - że doprowadził
    Freudowską teorię płci do ostatecznych konsekwencji:
    sprawa Reicha jest szczególnie interesującym
    przykładem lęku psychoanalitycznej biurokracji (w
    tym wypadku również samego Freuda) przez zmianą
    postawy reformatorskiej na radykalną w tej właśnie
    dziedzinie, którą Freud uczynił jądrem swego systemu.
    Zwycięzcy walk zaprowadzili na dworze Freuda ścisłą
    kontrolę, chociaż między nimi też toczyła się
    rywalizacja i również odgrywała rolę zawiść.
    Najbardziej drastyczny ślad bitew, jakie toczyli
    między sobą członkowie grupy, można znaleźć w
    "dworskiej biografii" Ernesta Jonesa, w której autor
    uznał dwóch swoich głównych rywali Ferencziego i
    Ranka, za chorych umysłowo w chwili odejścia 8. (*)
    (Por. list Michaela Balinta do redaktora "The
    International Journal of Psycho - Analysis", t. 34,
    1958. Por. również moje szczegółowe roztrząsania na
    temat stosunku Freuda do Ferencziego zawarte w "The
    Dogma of Christ" s. 131 - 147 (Holt, Rinehardt i
    Winston, Nowy Jork 1963; wydanie polskie "Dogmat
    Chrystusa", Test, Lublin 1992), a także moje uwagi na
    temat w "Sigmund Freud's Mission", rozdział 6) (*)
    Najbardziej ortodoksyjni psychoanalitycy pozwalali
    się kontrolować psychoanalitycznej biurokracji,
    dostosowali się do jej reguł, a przynajmniej zapewniali
    na głos o lojalności. Niemniej wśród tych, którzy byli
    związani z organizacją, znaleźli się i tacy, którzy
    wnieśli oryginalny i ważny wkład do teorii i terapii
    psychoanalitycznej, jak: S. Rado, F. Alexander, Frieda
    Fromm - Reichman, Balintowie, R. Spitz, E. Erikson i
    wielu, wielu innych. Jednak zrzeszeni w organizacji
    psychoanalitycy w przygniatającej większości skłonni
    byli dostrzegać tylko to, co chcieli dostrzec (i to czego
    się po nich spodziewano, że dostrzegą). Za jeden z
    najbardziej uderzających niech posłuży oczywisty fakt
    pomijany niemal w całej ortodoksyjnej literaturze
    psychoanalitycznej, że małe dziecko jest bardzo
    intensywnie związane z matką na długo przed
    rozwinięciem się "kompleksu Edypa" i że ten
    pierwotny związek z matką jest udziałem tak
    chłopców, jak i dziewcząt. Nieliczni, najbardziej
    twórczy i śmiali psychoanalitycy, np. Ferenczi,
    dostrzegali ów związek i przedstawiali w opisie
    klinicznym, kiedy jednak przechodzili na grunt teorii,
    powtarzali sformułowania Freuda, nie czyniąc
    żadnego użytku z własnych klinicznych obserwacji 9.
    (*) (John Bowlby w dociekliwej rozprawie "Istota
    związku dziecka z matką" szczegółowo przedstawił
    historię teorii psychoanalitycznej z uwzględnieniem
    tego aspektu i zwrócił również uwagę na sprzeczność
    między opisami klinicznymi a teorią w pracach
    autorów z kręgu psychoanalizy. ("The International
    Journal of Psycho - Analysis", t. 34, 1958, s. 355 -
    372). (*) Innym przykładem paraliżujących skutków
    kontroli biurokratycznej jest jednogłośna akceptacja
    założenia, że kobiety to wykastrowani mężczyźni,
    wyrażana przez niemal wszystkich ortodoksyjnych
    psychoanalityków wbrew oczywistym danym
    klinicznym i wbrew temu, że zarówno dociekania
    biologiczne, jak i antropologiczne mówią coś wręcz
    przeciwnego. To samo odnosi się do roztrząsań na
    temat agresji. Póki sam Freud poświęcał niewiele
    uwagi agresywności człowieka, póty autorzy
    psychoanalityczni również ją lekceważyli, ale po
    odkryciu przez Freuda popędu śmierci, centralnym
    tematem stała się destruktywność. Już samo
    zaakceptowanie pojęcia popędu śmierci spowodowało,
    że natrafili na wiele przeszkód (ponieważ - jak sądzę -
    byli zbyt przywiązani do mechanistycznej teorii
    instynktów, żeby docenić głębię nowej teorii), ale i
    wtedy próbowali dopasowywania, postulując istnienie
    "popędu destrukcyjnego" jako przeciwieństwa popędu
    seksualnego: tym samym odrzucali stare
    przeciwstawienie instynktów seksualnego i
    samozachowawczego, a jednocześnie posługiwali się
    starym pojęciem instynktu 10. (*) (Przypis na końcu
    rozdziału) Z powyższych uwag mogłoby wynikać, że
    Freud ponosi winę za jałowość ortodoksyjnej myśli
    psychoanalitycznej. Z pewnością byłby to niewłaściwy
    wniosek. W końcu nikt nie zmuszał psychoanalityków
    do uległości: byli wolni i mogli myśleć, co im się
    podoba. W najgorszym razie mogli zostać wykluczeni
    z organizacji, zresztą ci nieliczni, którzy zdobyli się na
    "śmiały" krok nie ponieśli z tego powodu żadnych
    bolesnych szkód, jeśli pominąć napiętnowanie przez
    biurokrację odmawiającą im tytułu psychoanalityka.
    Cóż więc powściągało ich śmiałość? Był pewien
    oczywisty powód. System, który wypracował Freud,
    był atakowany i ośmieszany przez niemal wszystkich
    "szacownych" profesjonałów i członków akademii,
    ponieważ ów system naruszał wówczas liczne tabu i
    podważał obiegowe sądy. Wrogość otoczenia
    sprawiała, że - psychoanalityk działający w pojedynkę
    nie czuł się bezpiecznie. Można więc zrozumieć, że
    szukał oparcia w przynależności do organizacji, co
    upewniło go, że nie jest osamotniony, że jest
    członkiem sekty toczącej walkę i że skrupulatnie
    przestrzegane posłuszeństwo wobec organizacji
    sprawi, że będzie ona go chronić, kiedy już
    psychoanalityk zostanie przez nią należycie
    "namaszczony". Było też naturalne, że wraz z wiarą w
    organizację rozwinął się swoisty "kult jednostki".
    Trzeba wziąć również pod uwagę jeszcze jeden
    czynnik. Psychoanaliza utrzymywała, że zna
    rozwiązanie zagadki ludzkiego umysłu. W
    rzeczywistości znała pewne "odpowiedzi" - jeżeli w tej
    dziedzinie coś takiego w ogóle istnieje - dotyczące
    pewnego aspektu zagadki: jednak, zważywszy ogrom
    problemu, znacznie więcej pozostawało obszarem
    wciąż nieznanym. Jeżeli jakiś psychoanalityk zdawał
    sobie sprawę z fragmentaryczności własnej wiedzy -
    teoretycznej czy terapeutycznej - to musiał się czuć
    bardzo niepewnie w sytuacji, w której nawet to, co
    wie, jest ośmieszane i odrzucane. Czy wobec tego nie
    było czymś naturalnym, że podtrzymywał iluzję,
    jakoby Freud posiadł - w zasadzie - całą prawdę i
    wobec tego on sam, w magiczny sposób, jako członek
    organizacji, dzieli z Freudem tę właściwość? Rzecz
    jasna, mógł przyjąć do wiadomości fakt, że jego
    wiedza jest cząstkowa i ma charakter hipotetyczny, ale
    wymagałoby to nie tylko sporej niezależności i
    odwagi, ale i produktywnego myślenia. A to z kolei
    wymagałoby od każdego psychoanalityka raczej
    zajęcia dociekliwej postawy badacza niż
    profesjonalisty, który stara się korzystać ze swej teorii,
    żeby zarobić na życie. Naturalnie, ten sam proces,
    który tu opisałem w związku z ruchem
    psychoanalitycznym - proces zbiurokratyzowania i
    wyalienowania myśli - można zaobserwować w
    historii wielu ruchów politycznych, filozoficznych i
    religijnych. Stosunkowo rzadko występuje w historii
    nauki: z drugiej strony, najbardziej twórcze idee
    naukowe grzęzły i popadały w zastój w atmosferze
    biurokracji i dogmatyzmu 11. (*) (Dobrym
    przykładem na biurokratyczne zniekształcenie nauki
    jest zniekształcenie teoretycznych odkryć Marksa
    przez stalinizm i przejściowe zniszczenie nauk
    genetycznych przez szkołę Łysenki pod rządami
    Stalina). (*) Rozwój ruchu psychoanalitycznego
    naszkicowałem pobieżnie, ponieważ istnieje
    poważniejszy, aczkolwiek niedostatecznie rozpoznany,
    czynnik, z którym kryzys psychoanalizy zrasta się
    głęboko 12. (*) (Przypis na końcu rozdziału)
    Przedstawiając negatywne skutki wynikające ze
    zbiurokratyzowania ruchu psychoanalitycznego,
    zajmowaliśmy się jednym tylko czynnikiem
    prowadzącym do kryzysu. Ważniejsze są jednak
    zmiany społeczne, które po pierwszej wojnie
    światowej narastały coraz szybciej. O ile z początkiem
    stulecia mieszczański liberalizm wciąż zawierał
    elementy radykalnej krytyki i reformatorstwa, o tyle
    trzon klasy średniej stawał się bardziej
    konserwatywny, w miarę jak stabilizacji systemu
    zaczęły zagrażać nowe siły ekonomiczne i polityczne.
    Automatyzacja, wyłonienie się "człowieka
    zorganizowanego" z towarzyszącą temu utratą
    indywidualności, pojawienie się dyktatur w ważnych
    obszarach świata, groźba wojny nuklearnej - oto -
    kilka ważniejszych czynników, które sprawiły, że
    klasa średnia znalazła się w defensywie. Większość
    psychoanalityków, dzieląc lęki klasy średniej, dzieliła
    również jej defensywną i ostrożną postawę. W
    odróżnieniu od tej większości istniała niewielka
    mniejszość radykalnie nastawionych
    psychoanalityków - psychoanalityczna "lewica" -
    którzy starali się kontynuować i rozwijać radykalny
    system Freuda i zharmonizować Freudowskie poglądy
    psychoanalityczne ze społecznymi i psychologicznymi
    poglądami Marksa. Byli wśród nich S. Bernfeld i
    Wilhelm Reich, którzy próbowali dokonać syntezy
    freudyzmu i marksizmu 13. (*) (W późniejszych
    latach, przebywając w Stanach Zjednoczonych, Reich
    całkowicie odwrócił się od teorii marksistowskiej i
    stracił zupełnie sympatię do socjalizmu, który uważał
    za system gorszy od liberalnej polityki Roosevelta i
    Eisenhovera. (Por. Ilse Reich - Ollendorf, Wilhelm
    Reich, St. Martin's Press Inc. Nowy Jork 1969) (*)
    Moje własne prace również dotyczą tego samego
    zagadnienia, poczynając od Psychoanalyse und
    Soziologie (1928) i Das Christusdogma (1930) 14. (*)
    (Przekład angielski: "The Dogma of Christ" (Holt,
    Rinehardt & Winston Inc., Nowy Jork 1963; wydanie
    polskie "Dogmat Chrystusa", Test, Lublin 1992);
    myśli tam zawarte zostały rozwinięte w dwóch
    tekstach z roku 1932 zamieszczonych w niniejszym
    tomie jako rozdziały 8 i 9). (*) Już w nowszych
    czasach R.D. Laing, jedna z najbardziej oryginalnych i
    twórczych postaci współczesnej psychoanalizy,
    błyskotliwie poruszył zagadnienia psychoanalizy
    postrzeganej z pozycji radykalnej politycznie
    ihumanistycznie. Równie ważny jest wpływ
    psychoanalizy na radykalną awangardę artystyczną i
    literacką. Bardzo interesujące jest to, że radykalne
    możliwości Freuda, generalnie lekceważone przez
    zawodowych psychoanalityków, okazały się bardzo
    atrakcyjne dla radykalnych prądów w zupełnie innych
    dziedzinach. Ów wpływ zaznaczył się dobitnie
    zwłaszcza u surrealistów, ale się na nich nie kończy.
    Również w ostatnim dziesięcioleciu widać, że
    zagadnienia psychoanalizy intensywnie zaprzątają
    wielu filozofów radykalnych politycznie 15. (*) (Na
    przykład francuskie pismo "L'Homme et la Societe"
    (Edition Anthropos) przygotowało w roku 1969
    specjalne wydanie, którego tematem były "Freudo -
    marksizm i socjologia alienacji"). (*) W osnowie
    filozofii egzystencjalnej Jeana - Paula Sartre'a można
    dostrzec bardzo interesujące ujęcia stanowiące pod
    pewnymi względami dopełnienie myśli
    psychoanalitycznej. Poza Sartre'em i Normanem O.
    Brownem najbardziej znany w tym kręgu jest Herbert
    Marcuse, który swe zainteresowania związkami
    Marksa z Freudem dzieli z kilkoma członkami
    Instytutu Badań Społecznych we Frankfurcie, z
    Maxem Horkheimerem i nieżyjącym już Theodorem
    Adorno. Są jeszcze inni, zwłaszcza marksiści i
    socjaliści, którzy w ostatnich latach wykazali znaczne
    zainteresowanie tym zagadnieniem i sporo o nim
    napisali. Niestety, nowe piśmiennictwo często
    niedomaga, ponieważ autorami niejednokrotnie są
    "filozofowie psychoanalizy" o niedostatecznej wiedzy
    klinicznej. Żeby zrozumieć Freudowskie teorie, nie
    trzeba być psychoanalitykiem, ale należy znać ich
    kliniczne podstawy: zresztą niezmiernie łatwo
    przeinaczyć idee Freuda i nieopatrznie cytować go bez
    większego sensu, gdy brak wystarczającej wiedzy o
    całym systemie. Pisarstwo Marcuse'a na temat
    psychoanalizy, obszerniejsze niż jakiegokolwiek
    innego filozofa, to dobry przykład specyficznych
    przeinaczeń narzuconych teorii psychoanalizy przez
    "filozofię psychoanalizy". Marcuse zapewnia, że w
    swoich pracach" porusza się wyłącznie w sferze teorii
    i że trzyma się z dala od dyscypliny technicznej, jaką
    stała się psychoanaliza".Takie oświadczenie
    dezorientuje. Daje do zrozumienia, że psychoanaliza
    została zapoczątkowana jako system teoretyczny, żeby
    stać się później stać się "dyscypliną techniczną";
    tymczasem - rzecz jasna - podstawą metapsychologii
    Freuda były jego badania kliniczne. Co Marcuse
    rozumie przez "dyscyplinę techniczną"? Niekiedy
    wydaje się, że chodzi mu jedynie o zagadnienia
    terapii; kiedy indziej używa jednak słowa "techniczny"
    w odniesieniu do danych klinicznych, empirycznych.
    Tymczasem nie da się obronić rozdzielenia filozofii
    oraz teorii analitycznej z jednej strony od
    psychoanalitycznych danych klinicznych z drugiej,
    skoro chodzi o naukę, której pojęć i teorii nie da się
    zrozumieć w oderwaniu od zjawisk klinicznych
    będących podstawą ich rozwoju. Konstruowanie
    "filozofii psychoanalizy" ignorującej swe własne
    podstawy empiryczne musi prowadzić nieuchronnie do
    poważnych błędów w rozumieniu teorii. Powtórzę
    jeszcze raz: nie sugeruję tutaj, że trzeba być
    psychoanalitykiem czy chociażby poddać się
    psychoanalizie, żeby dyskutować na jej temat. Jeżeli
    jednak chce się zrozumieć zagadnienia
    psychoanalityczne, to należy wykazać pewne
    zainteresowanie danymi empirycznymi dotyczącymi
    jednostek bądź zbiorowości i mieć pewne
    przygotowanie w tej mierze. Marcuse i inni uparcie
    posługują się takimi pojęciami, jak regresja, narcyzm,
    perswazje etc. tkwiąc w świecie spekulacji
    najzupełniej abstrakcyjnych: korzystają z "wolności"
    w tworzeniu konstrukcji tyleż precyzyjnych, co
    fantastycznych, ponieważ brak im wiedzy
    empirycznej, która mogłaby być sprawdzianem tych
    konstrukcji. Niestety, wielu czytelników czerpie
    wiedzę o Freudzie w taki właśnie wypaczony sposób,
    nie mówiąc już o poważnych szkodach, które zawsze
    wyrządza kontakt z myślowym nieładem. Brak
    miejsca nie pozwala wdać się tu w obszerną dyskusję
    o takich pracach Marcuse'a wiążących się z
    psychoanalizą, jak Eros and Civilization, Człowiek
    jednowymiarowy (One - dimensional Man) i An Essay
    on Liberation 16. (*) (Herbert Marcuse, "Eros and
    Civilization" Beacon Press, Boston 1967 przekład
    polski "Człowiek jednowymiarowy", Warszawa
    1991); "An Essay on Liberation" (Beacon Press,
    Boston 1968). W ostatniej pracy Marcuse zmienił
    wcześniejsze sądy i włączył do niej inne, niegdyś ostro
    przez siebie krytykowane, czego jednak nie zaznaczył
    otwarcie). (*) Ograniczę się do kilku uwag. Przede
    wszystkim Marcuse, a jest to autor poczytny, popełnia
    elementarne błędy, przedstawiając Freudowskie
    pojęcia. Na przykład: Marcuse myli Freudowską
    "zasadę rzeczywistości" z "zasadą przyjemności"
    (aczkolwiek w pewnym punkcie wymienia właściwy
    cytat), przyjmując, że jest kilka "zasad rzeczywistości"
    i stanowczo twierdząc, że cywilizacją Zachodu rządzi
    jedna z nich, mianowicie "zasada wykonywania".
    Czyżby Marcuse popełniał rozpowszechniony błąd i
    uważał "zasadę przyjemności"za związaną z normą
    hedonistyczną, mówiącą, że celem życia jest
    przyjemność, a "zasadę rzeczywistości" za związaną
    ze społeczną normą mówiącą, że ludzkie dążenia
    winny kierować się ku pracy i poczuciu obowiązku?
    Rzecz jasna Freud niczego podobnego nie miał na
    myśli: dla Freuda zasada rzeczywistości była
    "modyfikacją" zasady przyjemności, a nie jej
    przeciwstawieniem. Freudowskie pojęcie nazwane
    zasadą rzeczywistości polega na tym, że w każdej
    istocie ludzkiej tkwi zdolność postrzegania
    rzeczywistości i skłonność do zabezpieczania się przed
    szkodami, które może spowodować nie kontrolowane
    zaspokajanie instynktów. Owa zasada rzeczywistości
    to coś zupełnie innego niż normy danej struktury
    społecznej: jakaś społeczność może bardzo surowo
    cenzurować pragnienia i fantazje seksualne, a wtedy
    zasada rzeczywistości, skłaniając daną osobę do
    chronienia się przed samozniszczeniem, nakaże jej
    tłumić właśnie takie fantazje. Normy innej
    społeczności mogą być odwrotne i wówczas brak jest
    powodu, dla którego zasada rzeczywistości miałaby
    skutkować tłumieniem seksualności. "Zasada
    rzeczywistości" w znaczeniu Freudowskim jest w obu
    wypadkach ta sama; inna jest tylko struktura społeczna
    i to, co nazwałem "charakterem społecznym" danej
    kultury i klasy. (Na przykład społeczność wojowników
    wytworzy taki charakter społeczny, w którym
    wspierane będą popędy agresywne, a tłumione
    pragnienia współczucia i miłości; w społeczności
    pokojowej, opartej na współdziałaniu, będzie na
    odwrót. Inny przykład; w dziewiętnastowiecznym
    zachodnim społeczeństwie klasy średniej tłumione
    były dążenia do przyjemności i użycia, natomiast te,
    które sprzyjały chomikowaniu, a więc zmniejszeniu
    konsumpcji i radowaniu się ciułactwem, były
    wzmacniane; w sto lat później charakter społeczny
    nacechowany jest zamiłowaniem do wydawania, a
    jednocześnie tłumi on skłonności do chomikowania i
    ciułactwa, jako nie odpowiadające zapotrzebowaniu
    społecznemu. W każdym społeczeństwie ogólny
    potencjał ludzkiej energii jest przekształcony w
    potencjał swoisty, który może zostać wykorzystany
    przez społeczeństwo do jego należytego
    funkcjonowania. Wobec tego to, co jest tłumione,
    zależy od tego, jaki społeczeństwo ma charakter, a nie
    od odmiennych "zasad rzeczywistości". W pismach
    Marcuse'a w ogóle nie pojawia się jednak pojęcie
    charakteru w znaczeniu dynamicznym, jakim
    posługuje się Freud: zapewne dlatego, że nie jest ono
    "filozoficzne", lecz empiryczne. Równie poważnego
    wypaczenia teorii Freuda dopuszcza się Marcuse,
    posługując się Freudowskim pojęciem tłumienia.
    "Pojęć tłumienie, tłumiący w rozumieniu
    nietechnicznym" - pisze Marcuse - "używa się, żeby
    określić zarówno świadome, jak i nieświadome,
    zewnętrzne i wewnętrzne procesy ograniczania,
    przymuszania i tłumienia" 17 (*) (Herbert Marcuse,
    "Eros and Civilization", Beacon Press, Boston 1955, s.
    8). (*) Jednak główną kategorią systemu
    Freudowskiego jest "tłumienie" w znaczeniu
    dynamicznym, mianowicie że to, co stłumione, nie jest
    uświadomione. Jeżeli pojęcia "tłumienia" użyje się
    zarówno wobec danych świadomych, jak i
    podświadomych, to znika cała doniosłość
    Freudowskich pojęć zarówno tłumienia, jak i
    podświadomości. To prawda, że słowo "tłumienie" ma
    dwa znaczenia. Pierwsze - obiegowe - oznacza
    dosłownie tłumić: czyli gnębić, represjonować,
    uciskać, przygniatać; natomiast drugie, używane przez
    Freuda, psychologiczne (i stosowane w psychologii
    już wcześniej), oznacza usunięcie czegoś ze
    świadomości. I oba znaczenia nie mają ze sobą nic
    wspólnego. Bezkrytycznie posługując się pojęciem
    tłumienia, Marcuse przekłamuje podstawowe
    zagadnienie psychoanalizy. Rozgrywa dwojakie
    znaczenia słowa "tłumienie", jakby oba znaczenia były
    jednymi - w ten sposób znaczenie psychoanalityczne
    przepada, natomiast pojawia się gładka formuła, która
    dzięki niejednoznaczności słowa stapia kategorie
    polityczne i psychologiczne. Innym przykładem
    podejścia Marcuse'a do pojęć Freudowskich jest
    teoretyczne zagadnienie konserwatywnej natury Erosa
    i popędu życiowego. Marcuse mocno podkreśla "fakt",
    że Freud przypisuje tę samą konserwatywną naturę
    (powracania do wcześniejszego stadium) zarówno
    Erosowi, jak i instynktowi śmierci. Najwyraźniej nie
    zdaje sobie sprawy, że Freud po pewnych wahaniach
    doszedł w "Zarysie psychoanalizy" do
    przeciwstawnego wniosku, iż Eros nie wykazuje
    konserwatywnej natury, i przyjął to stanowisko mimo
    poważnych trudności teoretycznych jakie, stwarzało
    18. (*) (Sigmund Freud, "An Outline of
    Psychoanalysis", (Abriss der Psychoanalise), Standard
    Edition, The Hogarth Press, London 1938, s. 149.) (*)
    Jeżeli książkę "Eros and Civilization" ogołocimy z
    wielosłowia, to okaże się, że dla nowego człowieka w
    nierepresyjnym społeczeństwie ideałem będzie
    odnowienie seksualności pregenitalnej, zwłaszcza
    skłaniającej się ku sadyzmowi i koprofilii. Wygląda na
    to, że ideałem Marcuse'owskiego "nierepresyjnego
    społeczeństwa" jest w gruncie rzeczy jakiś infantylny
    raj, w którym praca zawsze jest zabawą i gdzie nie ma
    miejsca na poważny konflikt ani na tragedię. (Marcuse
    ani razu nie próbuje rozgryźć problemu, jakim jest
    konflikt między takim ideałem a strukturami
    zautomatyzowanego przemysłu). Ów ideał cofnięcia
    się do infantylnej, rządzonej przez libido organizacji
    splata się z atakiem na fakt, że seksualizm genitalny
    zdominował popędy pregenitalne. Żonglerka słowna
    prowadzi tu do tego, że podporządkowanie oralnych i
    analnych pragnień erotycznych prymatowi
    genitalności zostaje utożsamione z małżeństwem
    monogamicznym, z rodziną mieszczańską i wreszcie z
    regułą, że genitalna przyjemność seksualna jest tylko
    wtedy dopuszczalna, kiedy służy prokreacji. Atakując
    "dominację" genitalną, Marcuse pomija oczywisty
    fakt, że seksualność genitalna nie ogranicza się w
    żadnym przypadku do prokreacji; i mężczyźni, i
    kobiety zawsze oddawali się przyjemnościom seksu,
    niekoniecznie łącząc je z zamiarem prokreacji, a
    historia od bardzo dawna zna metody unikania ciąży.
    Marcuse właściwie podsuwa taką myśl: ponieważ
    perswazje - jak sadyzm czy koprofilia - nie skutkują
    prokreacją, są zatem bardziej "wolne" niż seksualizm
    genitalny. Marcuse, stosując rewolucyjną retorykę,
    zaciemnia fakt, że jego postawa ma charakter
    irracjonalny i antyrewolucyjny. Marcuse'a pociągają -
    jak niektórych awangardowych artystów i pisarzy,
    poczynając od de Sade'a i Marinettiego, a kończąc na
    współczesnych - infantylne zwrócenie się wstecz,
    perwersje oraz - jak sądzę - skrycie: destrukcja i
    nienawiść. Wyrażanie w literaturze i sztuce upadku
    społecznego bądź naukowe analizowanie go jest
    2
    Erich Fromm 012 Kryzys psychoanalizy. Strona 2 z 19
    całkowicie zasadne; jeżeli zaś artysta lub pisarz
    podziela i gloryfikuje chorobliwość społeczeństwa,
    które chce zmienić, to sam jest zaprzeczeniem
    rewolucyjności. Jest z tym blisko spokrewniona
    Marcuse'owska gloryfikacja Narcyza i Orfeusza,
    natomiast Prometeusz (którego, nawiasem mówiąc,
    Marks nazywał "najwspanialszym ze świętych i
    męczenników w filozoficznym kalendarzu") zostaje
    zdegradowany do roli "archetypicznego bohatera
    zasady rzeczywistości" 19. (*) (Ibid., rozdział 8)
    Orficko - narcystyczne wizje "powierzane są światu
    podziemnemu i śmierci". Orfeusz, zgodnie z klasyczną
    tradycją, jest "łączony z wprowadzeniem do
    homoseksualizmu". Jednak, powiada Marcuse,
    "Orfeusz, podobnie jak Narcyz, odtrąca normalnego
    Erosa nie dla ideału ascezy, lecz dla Erosa
    pełniejszego. Podobnie jak Narcyz, protestuje on
    przeciw represyjnemu porządkowi prokreacyjnej
    seksualności. Ten orficki i narcystyczny Eros jest
    zaprzeczeniem tego porządku - jest Wielką Odmową"
    20. (*) (Ibid., s. 171.) Ową Wielką Odmowę również
    przedstawiono jako "odmowę oddzielenia się od
    przedmiotu (lub podmiotu) pożądanego przez libido"
    21, (*) (Ibid., s. 170.) w tej ostatniej analizie jest to
    odmowa dorastania, odmowa oderwania się w pełni od
    matki i gleby, i odmowa doświadczenia pełnej radości
    seksualnej (genitalnej, nie zaś analnej lub
    sadystycznej). (Dziwna sprawa, bo wydaje się, że w
    "Człowieku jednowymiarowym" Wielka Odmowa
    całkowicie zmieniła treść, ale nie ma ani słowa o tej
    zmianie; nowe znaczenie polega na odmowie użycia
    pojęć, które są pomostem między teraźniejszością a
    przyszłością). Doskonale wiadomo, że taka myśl jest
    dokładną odwrotnością Freudowskiej koncepcji
    rozwoju człowieka i raczej koresponduje z
    Freudowską koncepcją nerwicy i psychozy. Idea
    wyzwolenia od supremacji seksualności genitalnej jest
    też - rzecz jasna - najzupełniej sprzeczna z ideą
    wyzwolenia seksualnego, którą zaproponował Reich, a
    która dzisiaj kwitnie w najlepsze. Marcuse pomija
    fakt, że dla Freuda ewolucja libido od pierwotnego
    narcyzmu po poziom oralny, analny a wreszcie
    genitalny nie jest w istocie sprawą narastającego
    tłumienia, lecz biologicznym procesem dojrzewania
    prowadzącym do nadrzędnej pozycji seksualności
    genitalnej. Dla Freuda osoba zdrowa to taka, która
    osiągnęła poziom genitalny i której stosunek seksualny
    sprawia przyjemność; cały Freudowski schemat
    ewolucyjny opiera się na koncepcji, że genitalność to
    najwyższy stopień rozwoju libido. Nie zarzucam tu
    Marcuse'owi, że odstępuje od Freuda. Zarzucam mu
    wywoływanie zamętu nie tylko na skutek błędnego
    stosowania Freudowskich pojęć, ale również w
    wyniku stwarzania wrażenia, że właśnie Marcuse
    reprezentuje freudyzm, co najwyżej nieznacznie
    skorygowany. Tymczasem Marcuse konstruuje teorię
    przeciwstawną wszystkiemu, co jest istotą myśli
    Freuda. Osiąga to, cytując zadania wyrwane z
    kontekstu lub twierdzenia, z którym Freud z czasem
    wycofał się, bądź też przez czystą nieznajomość
    stanowiska Freuda i tego co ono znaczy. Mniej więcej
    tak samo jak z Freudem, postępuje Marcuse z
    Marksem. Wprawdzie krytykuje marginesowo Marksa
    za nie odnalezienie całej prawdy o nowym człowieku,
    jednak stwarza wrażenie, że bez reszty podziela
    Marksowskie nastawienie wobec społeczeństwa
    socjalistycznego. Nigdzie nie komentuje jednak faktu,
    że jego własny ideał infantylnego nowego człowieka
    jest dokładnym zaprzeczeniem ideału Marksowskiego:
    człowieka produktywnego, samodzielnego, zdolnego
    do miłości i zainteresowanego wszystkim, co dzieje
    się wokół. Nie sposób wyzbyć się wrażenia, że
    Marcuse wykorzystuje popularność Freuda i Marksa
    wśród młodego pokolenia po to, by jego własny -
    antyfreudowski i antymarksowski - wzór Nowego
    Człowieka wydał się bardziej atrakcyjny. Jak to
    możliwe, że taki uczony humanista jak Marcuse ma
    przed oczami do tego stopnia zniekształcony obraz
    psychoanalizy? Wydaje mi się, że odpowiedzi należy
    szukać w szczególnego rodzaju korzyści jaką
    Marcuse'owi - podobnie jak niektórym innym
    intelektualistom - podsuwa psychoanaliza. Dla
    Marcuse'a psychoanaliza nie jest empiryczną metodą
    odsłaniania podświadomych pragnień człowieka,
    ukrytych pod maską zracjonalizowania, nie jest teorią
    ad personam, która ujawnia charakter i różnorakie
    podświadome motywacje "rozsądnych" na pozór
    działań. Dla Marcuse'a psychoanaliza jest zbiorem
    metapsychologicznych spekulacji o śmierci, o
    instynkcie życia infantylnej seksualności, etc. Wielkim
    osiągnięciem Freuda okazało się podjęcie wielu
    zagadnień pozostających przedtem wyłącznie w
    obrębie abstrakcyjnego filozofowania i uczynienie ich
    przedmiotem badań doświadczalnych. Natomiast
    Marcuse, jak się wydaje, usiłuje to osiągnięcie
    unieważnić i z powrotem zamienić je w przedmiot
    filozoficznych spekulacji - w danym wypadku
    mętnych. Oprócz psychoanalityków lewicowych oraz
    wspomnianych już członków Freudowskiej
    organizacji, chciałbym szczególnie zwrócić uwagę na
    czterech psychoanalityków, których dorobek jest
    bardziej systematyczny i wywarł większy wpływ w
    porównaniu z dokonaniami innych. (Pomijam
    wczesnych dysydentów, jak Adler, Rank, Jung). Karen
    Horney pierwsza spróbowała ująć krytycznie
    Freudowską psychologię kobiety, później zaś -
    pomijając teorię libido, natomiast podkreślając
    znaczenie czynników kulturowych - rozwinęła tę
    próbę i doprowadziła do wielu płodnych konstatacji.
    Harry Stack Sullivan, podobnie jak Horney, uznawał
    doniosłość czynników kulturowych i w swoim ujęciu
    psychoanalizy jako teorii "stosunków
    interpersonalnych" również odrzucał teorię libido. O
    ile jego teoria człowieka jest - moim zdaniem - w jakiś
    sposób ograniczona faktem, że tworząc model
    człowieka odwołuje się bez reszty do współczesnego
    człowieka wyalienowanego, o tyle głównym
    osiągnięciem Sullivana było wniknięcie w świat
    fantazji i procesy komunikowania się ciężko chorych
    pacjentów, a zwłaszcza schizofreników 22. (*)
    (Zazwyczaj Horney, Sullivana i mnie klasyfikuje się
    jako "kulturalistów" lub "neofreudytów", jednak
    trudno taką klasyfikację umotywować. Byliśmy
    przyjaciółmi, pracowaliśmy razem i podzielaliśmy
    pewne poglądy, zwłaszcza łączyło nas krytyczne
    nastawienie wobec teorii libido: mimo to dzielące nas
    różnice były większe niż podobieństwa, zwłaszcza gdy
    chodzi o "kulturowy" punkt widzenia. Horney i
    Sullivan rozpatrywali wzory kulturowe w
    tradycyjnym, antropologicznym znaczeniu, tymczasem
    moje podejście opierało się na analizie sił
    ekonomicznych, politycznych i psychologicznych
    będących podstawą społeczeństwa). (*) Erik H.
    Erikson wniósł znaczący wkład w teorię dzieciństwa
    oraz teorię społecznego wpływu na rozwój w
    dzieciństwie; przyczynił się także do rozwinięcia
    myśli psychoanalitycznej w studium zagadnień
    tożsamości oraz w psychoanalitycznych biografiach
    Lutra i Gandhiego. Wydaje mi się jednak, że Erikson
    nie posunął się tak daleko, jak by mógł, gdyby
    wyciągnął bardziej radykalne wnioski z niektórych
    własnych odkryć. Melanie Klein i jej szkoła mają
    wielkie zasługi w zwróceniu uwagi na głęboką
    irracjonalność człowieka, gdyż wykazali jej wyraźne
    przejawy u małych dzieci. Zdaniem większości
    psychoanalityków - a także moim - tak dowody, jak i
    rozumowanie Klein nie są przekonujące. Teorie jej
    odegrały jednak przynajmniej rolę odtrutki wobec
    tendencji racjonalistycznych, które coraz silniej
    uwidaczniają się w ruchu psychoanalitycznym.
    Tendencje konformistyczne wśród większości
    psychoanalityków przejawiają się głównie w obrębie
    szkoły, której cechy rozważę bardziej szczegółowo,
    gdyż zyskała największy prestiż i wywiera największy
    wpływ na ruch psychoanalityczny: chodzi o
    psychologię ego. Szkołę tę założyła i uprawia grupa
    psychoanalityków 23, (*) (Założycielami szkoły są H.
    Hartmann, R.M. Loewenstein, E. Kris. Wśród innych
    reprezentantów psychologii ego znajdują się D.
    Rapaport, B. Gill, G. Klein, R.R. Holt i R.W. White).
    (*) którzy współpracując ze sobą, rozwinęli system
    uzupełniający klasyczną teorię, nie kwestionując
    zarazem jej dotychczasowych osiągnięć. Nazwa
    "psycholodzy ego" wzięła się stąd, że wspomniani
    badacze skierowali zainteresowania teoretyczne ku
    ego, z dala od id, skupiającego dotychczas uwagę
    systemu Freuda, czyli z dala od irracjonalnych
    namiętności, które motywując człowieka, kryją się
    jednak w jego podświadomości. Owo zainteresowanie
    dziedziną ego ma szacowny rodowód. Zwłaszcza od
    kiedy Freudowski podział id - ego - super - ego wyparł
    dawniejsze systemowe przeciwstawienie ucs (od
    unconscious - tłum.) (podświadomości) i cs (od
    conscious - tłum.) (świadomości), pojęcie ego znalazło
    się w centrum teorii psychoanalizy. Zmianę
    terminologii przez Freuda, a do pewnego stopnia treści
    zagadnienia, sprowokowało - między innymi -
    odkrycie podświadomych aspektów ego, przez co
    wcześniejsze rozgraniczenia musiały się wydać
    przestarzałe. Innym oparciem dla twierdzenia, że
    psychologia ego jest organicznym rozwinięciem,
    głęboko zakorzenionym w klasycznej teorii Freuda,
    była praca Anny Freud "The Ego and the Mechanism
    of Defense" (1964). Psycholodzy ego podkreślali, że
    studium Anny Freud w żadnym razie nie było
    pierwszym przedstawieniem ich stanowiska. Badania
    dotyczące nieświadomych aspektów funkcjonowania
    ego Freud przeprowadził wcześniej. Jednak wbrew
    poprawnemu powoływaniu się na Freuda, co czyni go
    ojcem psychologii ego, to ojcostwo Freuda nie jest aż
    tak bezsporne, jak się wydaje Hartmannowi i jego
    grupie. Freud wykazywał wprawdzie rosnące
    zainteresowanie tematem ego, jednak Freudowska
    psychologia analityczna trwale ogniskowała się na
    sprawie podświadomych popędów, motywujących
    postępowanie, i z tego powodu Freud zawsze pozostał
    "psychologiem id". Psychologię ego zaprezentował
    publicznie Heinz Hartmann w rozprawie wydanej w
    rok po śmierci Freuda, tzn. w 1939 roku. W rozprawie
    "Ego Psychology and the Problem of Adaptation" 24
    (*) (Pierwsze niemieckie wydanie rozprawy
    zamieszcza "Internationale Zeitschrift fur
    Psychoanalyse und Imago", 1939. Przekład angielski
    D. Rapaporta, International Universities Press, Nowy
    Jork 1958. Ponieważ przedstawienie psychologii ego
    w niniejszym tekście musi być z konieczności zwięzłe,
    zajmę się głównie tą właśnie rozprawą, w której
    poruszono już większość istotnych koncepcji
    dotyczących psychologii ego; zresztą bez
    napomknienia, że w późniejszych pracach Hartmann
    oraz inni członkowie jego szkoły nie dokonali żadnych
    znaczących uzupełnień ani udoskonaleń. Chciałbym
    wyrazić podziękowanie Jarome'owi Bramsowi za
    pomoc w przygotowaniu szerszego studium na temat
    psychologii ego). (*) H. Hartmann położył podstawy
    pod nowy system, skupiając się na procesie adaptacji.
    Cel rewizji objaśnia wyraźnie: "Psychoanaliza zaczęła
    się od studiowania patologii i zjawisk z pogranicza
    zwykłej psychologii i psychopatologii. Wówczas
    koncentrowała się na id i popędach instynktownych
    (...) Dzisiaj już nie wątpimy w to, że psychoanaliza
    może domagać się uznania za psychologię ogólną w
    najszerszym sensie słowa, a nasza koncepcja metod
    pracy, które zasadnie mogą zostać uznane za
    psychoanalityczne, sięga szerzej, głębiej i jest bardziej
    wnikliwa" 25. (*) (Ibid., s. 4.) Nowe ujęcie
    psychoanalizy jako psychologii ogólnej spowodowało,
    że psycholodzy ego skupili uwagę na zjawiskach,
    które starsza psychoanaliza albo pomijała, albo
    którymi interesowała się w ostatnich latach jedynie
    marginalnie, a były to: "procesy i sposoby działania
    tego systemu psychicznego, który odpowiada za
    osiągnięcia przystosowawcze" 26. (*) (Ibid., s. 5.)
    Teza, która stała się podstawą dalszego rozwoju
    psychologii ego powiada, że nie każde przystosowanie
    się do otoczenia, nie każdy proces uczenia czy
    dojrzewania są konfliktem; rozwijanie się percepcji,
    zamiarów, rozumienia przedmiotów, myślenia
    językowego, zjawisk przypomnieniowych,
    produktywności, poprzez fazy rozwoju motorycznego,
    chwytania, raczkowania, chodzenia po procesy
    dojrzewania i uczenia - zachodzi bez konfliktu.
    Następnie Hartmann zaproponował przyjęcie
    tymczasowej nazwy bezkonfliktowa ego - sfera (w
    oryginale: conflict - free ego sphere - tłum.) dla tego
    właśnie zespołu funkcji, które w danym czasie
    wywierają wpływ i skutkują poza obszarami
    konfliktów psychicznych. Psychologia ego podkreśla
    rolę woli i "zdeseksualizowanej" energii libido wraz z
    "odagresywnioną" energią destrukcji, które zaopatrują
    ego w energię pozwalającą mu wypełnić funkcje, w
    tym funkcję woli 27. (*) (R.W. White zwrócił uwagę,
    że koncepcji "neutralizacji" i "deneutralizacji" libido
    bądź agresywnej energii nie da się dziś obronić w
    świetle, tego co dzisiaj wiadomo o funkcjonowaniu
    systemu nerwowego. Zamiast tego White proponuje
    koncepcję niezależnych energii ego, istniejących od
    urodzenia, a wykorzystywanych w procesie rozwoju i
    w działaniach ego.) (*) O ile same te koncepcje
    oznaczają rezygnację z Freudowskiego nacisku na
    zainteresowanie siłami irracjonalnymi,
    determinującymi wolę i ograniczającymi działanie
    ego, o tyle zawarty w nich stosunek do id i ego jest
    odstępstwem jeszcze bardziej zasadniczym. Freud
    postrzegał id jako astrukturalne "kłębowisko
    namiętności"; B. Gill, za aprobatą większości
    psychologów ego, proponuje przyjąć, że id posiada
    strukturę, jeżeli nie logiczną, to przynajmniej jakąś
    prelogiczną. Id i ego nie są już postrzegane jako
    przeciwieństwa, lecz jako ciągłość. Wynika z tego, że
    to co Freud uważa za dychotomię, mianowicie
    rozdzielność zasad przyjemności i rzeczywistości,
    energii ruchomej i spętanej, procesów pierwotnych i
    wtórnych, psycholodzy ego przedstawiają jako
    ciągłości. Wyobrażają sobie, jak w wypadku ego i id,
    że zhierarchizowana ciągłość sił i struktur istnieje na
    wszystkich poziomach. Takie zaś założenie ciągłości
    sprawia, że dialektyka ujęcia Freudowskiego znika.
    Uwaga Freuda w tym, jak i każdym innym wypadku
    była przede wszystkim skupiona na konflikcie
    przeciwieństw oraz na nowych zjawiskach
    wytworzonych przez konflikt. Dialektyczną metodę
    myślenia wypiera tu pogląd, w którym koncepcję
    konfliktu przeciwieństw zastąpiła koncepcja wzrostu
    przez rozwój w obrębie zhierarchizowanej struktury.
    Konformistyczny charakter psychologii ego widać
    dużo wyraźniej w ego - psychologicznym
    przewartościowaniu zasadniczych celów Freuda niż w
    subtelnych zagadnieniach teoretycznych. W śmiałym
    poetyckim sformułowaniu Freud jako swój cel
    przedstawia terapię i rozwój człowieka: "Gdzie było
    id, tam będzie ego". Było to wyznanie wiary Freuda w
    rozum; taka była raison d'etre Freudowskiej metody
    wyzwolenia człowieka: sprawienie, że podświadome
    stanie świadomym. Jednak Hartmann twierdzi, że
    deklaracja Freuda często bywa "źle zrozumiana": "Nie
    znaczy ona, że był, lub że kiedykolwiek pojawi się
    człowiek całkowicie racjonalny; chodzi tylko o
    zasugerowanie pewnej tendencji historyczno -
    kulturowej oraz terapeutycznego celu" 28. (*) (H.
    Hartmann, op. cit. s. 73.) Oto jak wygląda
    pozytywistyczna wersja radykalnej idei. Opisywana
    tendencja, opatrzona uwagą, że nigdy nie było ani nie
    będzie człowieka całkowicie racjonalnego, zamienia
    się w truizm za sprawą słowa "całkowicie". Tym, co
    liczyło się dla Freuda, nie było maximum rozwoju
    ego, lecz osiągalne przez człowieka optimum. Freud
    ustanowił zasadę normatywną, opartą na własnej teorii
    człowieka, mianowicie że człowiek powinien starać
    się id w ego tak dalece, jak potrafi, ponieważ im lepiej
    urzeczywistni to dążenie, w tym większym stopniu
    uwolni się od neurotycznych i - co wychodzi na jedno
    - niepotrzebnych z egzystencjonalnego punktu
    widzenia cierpień. Dokładnie na tym polega różnica
    między Freudem, który postuluje pewną normę
    rozwoju człowieka, a pozytywistą, który Freudowskie
    motto przywołuje jedynie jako uwagę na temat pewnej
    "historyczno - kulturowej "tendencji, zaprzeczając tym
    samym radykalnej, normatywnej treści motta,
    wyrażonej w słowie powinien. To samo
    konformistyczne nastawienie można dostrzec w
    podejściu Hartmanna do koncepcji zdrowia
    psychicznego. Hartmann krytykuje tych, którzy
    "udzielają pochopnych wypowiedzi na temat
    atrybutów zdrowia idealnego" i zapewnia, że ci sami
    "nie doceniają zarówno wielkiej różnorodności takich
    osobowości, które - praktycznie rzecz biorąc - trzeba
    uznać za zdrowe, jak i tego, że liczne typy osobowości
    są niezbędne społecznie" 29. (*) (Ibid., s. 81.) Co
    należy rozumieć przez "praktycznie rzecz biorąc"? Za
    pomocą tej niejasności językowej Hartmann omija
    jedno z najbardziej istotnych zagadnień w naszej
    dziedzinie - kwestię dwóch rozumień psychicznego
    zdrowia. Pierwsze odnosi się do funkcjonowania
    systemu psychicznego w sytuacji optymalnego
    rozwoju; nazywam je "humanistycznym", ponieważ
    koncentruje się na człowieku. Sformułowanie Freuda,
    że zdrowie zawiera w sobie zdolność do miłości i
    pracy, może się wydać ogólnikem, ale wynika z niego
    jasno, że osoba nienawidząca, destruktywna i
    niezdolna do miłości nie jest zdrowa. Mówiąc
    konkretniej: Freud nie uznałby za "zdrową" osoby,
    która cofnęła się do poziomu analno - sadystycznego.
    Czy jednak taka osoba nie może należycie
    funkcjonować w jakimś szczególnym społeczeństwie?
    Czy sadysta nie funkcjonował należycie w systemie
    nazistowskim, a osoba kochająca nie była do niego
    całkowicie niedostosowana? Czy osoba
    wyalienowana, niewiele kochająca, o słabym poczuciu
    tożsamości, nie dostosuje się lepiej do współczesnego
    społeczeństwa technologicznego niż ktoś wrażliwy,
    głęboko uczuciowy? Kiedy mowa o zdrowiu w
    chorym społeczeństwie, używa się drugiego pojęcia -
    zdrowia w sensie społecznym, co oznacza
    dostosowanie się do społeczeństwa. Istota zagadnienia
    sprowadza się tu jak najściślej do konfliktu między
    "zdrowiem" w znaczeniu humanistycznym a
    "zdrowiem" w znaczeniu społecznym; człowiek może
    dobrze funkcjonować w chorym społeczeństwie
    właśnie dlatego, że jest chory w kategoriach ludzkich.
    Wobec tego słowa "praktycznie rzecz biorąc"
    pozwalają wnosić, że jeżeli jakaś osobowość jest
    pożądana z punktu widzenia społeczeństwa, to osoba o
    takiej osobowości zostanie uznana za zdrową z punktu
    widzenia psychoanalizy. Hartmann usunął tu
    najważniejszy i radykalny element systemu
    Freudowskiego: krytykę postaw moralnych klasy
    średniej i protest przeciw tym postawom w imię
    człowieka i jego rozwoju. Na skutek utożsamienia
    pojęć zdrowia w sensie "ludzkim" i "społecznym" i
    wynikającej z tego odmowy uznania patologii
    społecznej, Hartmann znalazł się w opozycji do
    Freuda który mówił o "nerwicach zbiorowych" i
    "patologii społeczności cywilizowanych" 30. (*) (Por.
    Sigmund Freud, "Civilization and Its Discontents",
    przekład J. Riviere, The Hogarth Press, Londyn 1935,
    s. 141 - 142.) (*) Hartmann nie widzi, że seksualna
    represywność wiktoriańskiej klasy średniej była w
    jego rozumieniu "zdrowa", ponieważ owa klasa
    średnia musiała rozwijać sknerski, wrogi przyjemności
    i użyciu charakter społeczny jako psychologiczną
    podstawę dla takiej akumulacji kapitału, jakiej
    wymagała dziewiętnastowieczna ekonomia. Freud
    występował w imieniu człowieka, przyjęte zaś
    zwyczajowo natężenie represywności seksualnej
    krytykował dlatego, że prowadziło do choroby
    umysłu. W połowie dwudziestego wieku tłumienie
    seksualności już nie jest problemem, ponieważ wraz z
    rozwojem społeczeństwa konsumpcyjnego sam seks
    stał się artykułem konsumpcyjnym, a dążenie do
    bezustannej satysfakcji seksualnej jest częścią
    konsumpcyjnego wzoru, który z kolei zaspokaja
    ekonomiczne potrzeby zautomatyzowanego
    społeczeństwa. W dzisiejszym społeczeństwie, takim
    jakie ono jest, tłumione są inne popędy: życia pełną
    piersią, bycia wolnym, kochania. Gdyby ludzie byli
    dzisiaj zdrowi w sensie ludzkim, to do wypełniania
    społecznej roli nadawaliby się raczej gorzej niż lepiej;
    jednak mogliby protestować przeciw choremu
    społeczeństwu i domagać się takich zmian
    ekonomiczno - społecznych, które mogłyby
    zmniejszyć przedział między zdrowiem w znaczeniu
    ludzkim a zdrowiem w znaczeniu społecznym.
    Psychologia ego przeprowadza drastyczną rewizję
    systemu Freudowskiego, rewizję ducha tego systemu,
    nie zaś - poza paroma wyjątkami - jego pojęć. Tego
    rodzaju rewizja to zwykły los teorii i wizji
    radykalnych, stanowiących wyzwanie. Ortodoksja
    zachowuje doktryny w ich oryginalnej formie, chroni
    je przed atakami i krytyką, ale "reinterpretuje" je,
    wprowadza nowe akcenty, opatruje naddatkami,
    zapewniając jednocześnie, że wszystko to odnaleźć
    można w słowach mistrza. W ten sposób rewizja
    zmienia ducha oryginalnej nauki, jednocześnie
    pozostając "ortodoksyjna". Inny typ rewizji, który
    proponuję nazwać dialektycznym, polega na takim
    rewidowaniu "klasycznych" sformułowań, które ma na
    celu zachowanie ich ducha. Tego rodzaju rewizja stara
    się o zachowanie istoty oryginalnej doktryny w drodze
    uwalniania jej od założeń narzuconych przez
    konkretne czasy i wynikających stąd teoretycznych
    ograniczeń. Rewizja tego typu stara się rozwiązywać
    sprzeczności klasycznej teorii w stylu dialektycznym i
    modyfikuje tę teorię, stosując ją do nowych zagadnień
    i doświadczeń. Może najważniejsza rewizja sprowadza
    się do tego, czego psychologia ego nie zrobiła. Nie
    rozwinęła "psychologii id", to znaczy nie próbowała
    wnieść wkładu do tego, co jest rdzeniem systemu
    Freuda - do "nauki o irracjonalnym". Nie przyczyniła
    się do poszerzenia naszej wiedzy o podświadomych
    procesach, o konfliktach, oporze, racjonalizacjach,
    przeniesieniu. Ważniejsze jest jednak to, że
    psychologia ego nie dokonała krytycznej,
    wyzwalającej analizy we własnej dziedzinie.
    Poważnym niebezpieczeństwem dla przyszłości
    człowieka jest w dużej mierze jego niezdolność do
    uzmysłowienia sobie fikcyjnej natury "zdrowego
    rozsądku". Większość ludzi nieodmiennie obstaje przy
    wytartych, nierealistycznych kategoriach i treściach
    myślenia; bierze swój "zdrowy rozsądek" za rozum.
    Erich Fromm 012 Kryzys psychoanalizy. Strona 3 z 19
    3
    Radykalnie psychologia ego powinna zanalizować
    zjawisko zdrowego rozsądku, zbadać przyczyny jego
    siły i skostnienia oraz wypracować metody zmian.
    Krótko mówiąc, psychologia ego powinna uczynić
    jednym ze swych głównych zagadnień krytyczną
    analizę świadomości społecznej. Jednak nie
    skoncentrowała się ona na żadnym z radykalnych
    dociekań; zadowalała się i zadowala abstrakcyjnymi
    raczej i w dużej mierze metapsychologicznymi
    spekulacjami, które nie wzbogacają ani naszej wiedzy
    klinicznej, ani socjopsychologicznej. Psychologia ego
    cały nacisk kładzie na racjonalne aspekty
    dostosowania, uczenia się, woli etc. (ta tradycyjna
    postawa ignoruje fakt, że człowiek współczesny cierpi
    na niedostatek woli kształtowania własnej przyszłości,
    a "uczenie się" częściej przysparza mu ślepoty niż jej
    ujmuje). Jest to oczywiście bardzo właściwa i ważna
    dziedzina poszukiwań, do której tacy badacze, jak J.
    Piaget, L.S. Vysotski, K. Buhler i inni wnieśli wybitny
    wkład, z którym trudno porównywać dorobek
    psychologów ego. Ci ostatni "wywindowali"
    psychoanalizę do poziomu akademickiej szacowności,
    mówiąc: "również i my" wiemy, że libido to nie
    wszystko w człowieku naszego systemu. Postępując
    tak, korygowali część przejaskrawień teorii
    psychoanalitycznej, ale ich liczne koncepcje są nowe
    tylko dla tych, którym się zdawało, że wszystko może
    wyjaśnić teoria libido. Rewizja dokonana przez
    psychologię ego zaczęła się od studiowania
    psychologii dostosowania, lecz nie koniec na tym, bo
    sama psychologia ego jest psychologią dostosowania
    psychoanalizy do dwudziestowiecznych nauk
    społecznych i ducha przenikającego społeczeństwo
    Zachodu. W czasach lęku i masowego
    dostosowywania się wydaje się wysoce zrozumiałe
    szukanie schronienia w konformizmie; ale w teorii
    psychoanalitycznej prowadziło to nie do postępu, lecz
    wręcz przeciwnie - do odwrotu. Pozbawia też
    psychoanalizę tego wigoru, dzięki któremu kiedyś tak
    silnie wpływała na współczesną kulturę. Tutaj nasuwa
    się pytanie - jeżeli moja analiza jest trafna - dlaczego
    liderzy ruchu psychoanalitycznego nie usunęli ze
    swego grona psychologów ego, jak to uczynili z
    innymi "rewizjonistami". Przeciwnie, psychologia ego
    stała się główną szkołą ruchu psychoanalitycznego, o
    czym symbolicznie może świadczyć wybór Heinza
    Hartmanna na prezydenta Międzynarodowego
    Towarzystwa Psychoanalitycznego w 1951 roku.
    Odpowiedź na to pytanie jest dwuczłonowa. Z jednej
    strony psychologowie ego bardzo pragnęli
    uwierzytelnienia, wciąż podkreślając, że mają
    odpowiednie referencje wymagane od "prawowitych"
    freudystów. Z drugiej strony zaspokajali pewne
    pragnienie oficjalnej psychoanalizy - tęsknotę za
    dostosowaniem się i zaznaniem szacunku. Wiedza i
    błyskotliwość psychologów ego okazały się
    znakomitym prezentem dla ruchu, który utracił swą
    "przyczynę", zaniedbał twórczy rozwój "psychologii
    id", rozglądał się za dowodami uznania i nie życzył
    sobie, by przeszkadzano mu w bezkrytycznym
    kultywowaniu przestarzałych koncepcji i praktyk
    terapeutycznych. Psychologia ego była idealną
    odpowiedzią na kryzys psychoanalizy; idealną, jeżeli
    ktoś już pożegnał się z nadziejami na radykalną,
    twórczą rewizję, mogącą przywrócić psychoanalizie
    pierwotną siłę. Należy jednak zauważyć, że istnieją
    wyjątki od tej wygodnej akceptacji psychologii ego
    przez ortodoksyjną większość. S. Nacht, jeden z
    najwybitniejszych ortodoksyjnych psychoanalityków,
    ogłosił krytykę psychologii ego, bardzo podobną do
    tej, którą tu przedstawiłem. W pracy przygotowanej na
    sympozjum poświęcone "Wpływom wzajemnym w
    rozwoju ego i id" Nacht pisze: "Próba wyniesienia
    psychoanalizy na wyżyny psychologii ogólnej, jakiej
    chcieliby dokonać (...) między innymi Hartmann,
    Odier i de Saussure (...) wydaje mi się, mówiąc
    najłagodniej, działaniem wyjaławiającym, a także
    krokiem wstecz, jeżeli jej celem ma być zmiana naszej
    metodologii" 31. (*) (s. Nacht Discussions of "The
    Mutual Influence in The Development of Ego and Id".
    Sympozjum odbyło się podczas 17 Kongresu
    Międzynarodowego Towarzystwa
    Psychoanalitycznego w Amsterdamie 8 sierpnia 1951
    roku. Tekst przedrukowano w pracy "The Psycho -
    Analytic Study of the Child", t. VII International
    Universities Press, Nowy Jork 1952.) (*) Choć w
    wielu sprawach różnimy się z Natchem, to podzielam
    jego przekonanie, że szkoła psychologii ego stanowi
    odwrót od istoty psychoanalizy. Wbrew niepokojącym
    objawom psychoanaliza jest daleka od agonii. Jej zgon
    można przepowiadać, jeżeli nie zmieni
    ukierunkowania. Właśnie to mam na myśli, pisząc tu o
    "kryzysie psychoanalizy". W tym kryzysie, jak w
    każdym, zawiera się alternatywa: albo powolny
    rozkład, albo twórcza odnowa. Trudno przewidzieć, co
    się stanie. Są jednak przesłanki budzące nadzieję.
    Widać coraz wyraźniej, że obecny kryzys ludzkości to
    problem, do którego zrozumienia i rozwiązania
    nieodzowna jest głęboka wiedza o ludzkich reakcjach i
    że psychoanaliza należy do obszarów najbardziej
    ekscytujących. Stanowi wyzwanie nie mniejsze niż
    fizyka czy biologia, zwłaszcza dla tych, którzy łączą
    dociekliwość i zdolność do krytycznego myślenia z
    wrażliwością pozwalającą badać subtelne procesy
    psychologiczne, których trzeba samemu doświadczyć,
    by móc je zaobserwować. Twórcza odnowa
    psychoanalizy będzie możliwa tylko wtedy, kiedy
    psychoanaliza przezwycięży pozytywistyczny
    konformizm i stanie się z powrotem teorią krytyczną,
    rzucającą wyzwanie, utrzymaną w duchu radykalnego
    humanizmu. Psychoanaliza tak zrewidowana będzie
    kontynuować zstępowanie w coraz to głębsze pokłady
    podświadomości, będzie nastawiona krytycznie do
    wszelkich układów społecznych, które wypaczają i
    zniekształcają człowieka i będzie zajmować się raczej
    procesami, które mogą wpłynąć na dostosowanie
    społeczeństwa do potrzeb pojedynczego człowieka niż
    takimi, które - odwrotnie - dostosowują człowieka do
    społeczności. Ta psychoanaliza zbada zwłaszcza te
    zjawiska psychologiczne, które stanowią patologię
    współczesnego społeczeństwa: alienację, lęk,
    samotność, strach przed głębią uczuć, brak aktywności
    i radości. Te objawy staną się zagadnieniami
    głównymi, taką kwestią w czasach Freuda była
    przecież represywność seksualna, a teorię
    psychoanalityczną należy tak sformułować, żeby stały
    się zrozumiałe podświadome aspekty tych objawów
    oraz patogenne warunki społeczne i rodzinne, które są
    ich źródłem. W szczególności psychoanaliza zajmie
    się "patologią normalności" - lekką, ale chroniczną
    schizofrenią, wytwarzaną przez zautomatyzowane,
    technologiczne społeczeństwo dnia dzisiejszego i
    jutra. Przypisy 3 (*) Powszechnie żywi się
    przekonanie, że rewolucja seksualna była wynikiem
    teorii Freuda. Ten pogląd wydaje mi się
    problematyczny, zwłaszcza dlatego, że nowe
    wyzwolenie seksualne wynika po części z
    konsumpcyjnego modelu społeczeństwa
    przemysłowego, co przekonująco ukazał Aldous
    Huxley w "Nowym wspaniałym świecie".
    Niewykluczone jednak, że to jeszcze jeden aspekt
    wpływu Freuda, często lekceważony. Jeden z
    najbardziej znaczących wątków swoich protestów
    radykalna młodzież skierowała wprost przeciw grze
    pozorów i zakłamaniu mieszczańskiego społeczeństwa
    i wątek ten wyraża się zarówno w ideach, jak i w
    wielu jej działaniach oraz w języku. Freud, z tej racji,
    że nadał uczciwości nowy wymiar, może być uważany
    za tego, kto wywarł największy wpływ na protest
    młodzieży przeciwko obłudzie. 1O * Przykład, który
    najlepiej objaśnia, do jakiego stopnia przynależność do
    organizacji wykrzywiała nawet podstawowe ludzkie
    odruchy, można dostrzec w liście Michaela Balinta do
    redaktora "The International Journal of Psycho -
    Analysis": Balint pisze w liście: Szanowny Panie,
    Opublikowanie trzeciego tomu wielkiej Biografii
    Freuda pióra dr. Jonesa postawiło mnie, jako opiekuna
    spuścizny pisarskiej Ferencziego, w niezręcznej
    sytuacji. W tym tomie dr. Jones wyraża dość
    stanowcze poglądy na temat stanu umysłowego
    Ferencziego, zwłaszcza w ostatnim okresie życia i
    kwalifikuje ten stan jako rodzaj powoli rozwijającej
    się paranoi, z urojeniami i popędami morderczymi w
    końcowej fazie. Posługując się swą diagnozą, dr Jones
    interpretuje na jej tle zarówno naukowe publikacje, jak
    i udział Ferencziego w ruchu psychoanalitycznym.
    Ostatni okres Ferencziego, który rozpoczął się wraz z
    powstawaniem książek "Genitaltheorie" i pisanej
    wspólnie z Rankim "Entwicklungsziele" był w
    najwyższym stopniu kontrowersyjny. Przypadał na
    lata, w których Ferenczi wysunął kilka nowych teorii,
    w owym czasie uważanych za urojenia. Więcej,
    kilkakrotnie musiał osobiście wycofać lub
    modyfikować niejedną z proponowanych koncepcji, i
    nie było tajemnicą, że Freud wobec wielu z nich -
    chociaż na pewno nie wszystkich - zajął postawę
    krytyczną. Wpłynęło to na powstanie wysoce
    niesprzyjającej atmosfery, która sprawiła, że należyta
    ponowna ocena tego, co w dorobku Ferencziego jest
    dobre i zachowuje trwałą wartość, stała się
    nadzwyczaj trudna. Gdyby poglądy dr. Jonesa nie
    spotkały się teraz z moją reakcją, reakcją kogoś, kto
    udostępnił na rzecz "Biografii" całą korespondencję
    Freud - Ferenczi, to mogłoby się nasunąć wrażenie, że
    ja, opiekun pisarskiej spuścizny Ferencziego, jego
    uczeń i bliski przyjaciel, podzielam te poglądy. A to z
    pewnością spowodowałoby, że czytelnicy
    psychoanalitycznej literatury uznaliby, że prace
    Ferencziego pisane w ostatnim okresie - kiedy
    zdaniem doktora Jonesa stan zdrowia psychicznego
    autora pogarszał się - nie zasługują na należytą uwagę.
    Moim zdaniem jest dokładnie na odwrót. Ostatnie
    pisma Ferencziego nie tylko wyprzedzały rozwój teorii
    i techniki psychoanalitycznej o piętnaście do
    dwudziestu pięciu lat, ale wciąż zawierają wiele
    koncepcji mogących rzucić światło na problemy
    rozwiązywane współcześnie, a nawet w przyszłości. Z
    tego tylko powodu pragnę oświadczyć, że podczas
    ostatniej choroby Ferencziego widywałem go często,
    raz lub dwa razy w ciągu każdego niemal tygodnia, i
    że tą chorobą była złośliwa anemia, która
    doprowadziła do szybko postępującego
    wielopostaciowego zwyrodnienia rdzenia kręgowego.
    Wkrótce dotknęła go ataksja, w ostatnich kilku
    tygodniach nie wstawał z łóżka, a przez kilka ostatnich
    dni musiał być karmiony; bezpośrednią przyczyną
    jego śmierci był paraliż ośrodka oddechowego. Na
    przekór postępującej bezradności fizycznej przez cały
    czas myślał jasno i niejednokrotnie szczegółowo
    omawiał ze mną swój spór z Freudem, rozmaite plany
    przeróbek i rozszerzenia swego ostatniego referatu
    przeznaczonego na Kongres - kiedy był w stanie
    utrzymać jeszcze pióro. Widziałem go w niedzielę,
    przed jego śmiercią; nawet wtedy - chociaż dotkliwie
    wycieńczonego, dotkniętego ataksją - cechowała go
    całkowita jasność umysłu. Rzecz jasna, u Ferencziego,
    jak u każdego z nas, można się było dopatrzyć paru
    cech neurotycznych, wśród nich drażliwości i
    przesadnego pragnienia bycia kochanym i
    akceptowanym, co trafnie opisał dr. Jones. Dodałbym,
    że dr. Jones, dochodząc do swej diagnozy, być może
    miał dostęp do innych jeszcze źródeł niż te, które
    wymienił. Jednak moim zdaniem zasadnicza różnica
    między dr. Jonesem a mną nie dotyczy faktów, lecz
    ich interpretacji, która wyraźnie wskazuje,
    przynajmniej w części, na wpływ jakiegoś czynnika
    subiektywnego. Bez względu na to, czy różnica zdań
    między nami ma jakieś inne źródła czy nie, chciałbym
    zaproponować stwierdzenie, że w tej chwili między
    nami występuje niezgodność ocen i że powierzamy
    następnemu pokoleniu odsianie prawdy. Pański
    Michael Balint A oto komentarz dr. Ernesta Jonesa:
    Rzecz jasna odczuwam współczucie i życzliwość
    wobec dr. Balinta, który znalazł się w dość niezręcznej
    sytuacji. Nie przychodzi mi też na myśl wątpić w
    wiarygodność jego pamięci ani w precyzję jego
    obserwacji. Jednak dr. Balint omieszkał zauważyć, że
    są one całkowicie zbieżne ze znacznie poważniejszym
    rozpoznaniem, a to dlatego, że u pacjentów
    dotkniętych paranoją charakterystyczne jest łudzenie
    przyjaciół i krewnych pozorem całkowitej jasności
    sądu w wielu sprawach. Nie przypuszczam również,
    żeby dr. Balint powątpiewał w moją dobrą wolę. O
    ostatnich dniach Ferencziego napisałem na podstawie
    wiarygodnej opinii naocznego świadka. Pozostaje
    różnica zdań co do wartości ostatnich prac
    Ferencziego, kontrowersyjnych, jak trafnie pisze dr.
    Balint. Ja dałem jedynie wyraz temu, że podzielam
    opinie wyrażone tak stanowczo przez Freuda,
    Eitingtona i wszystkich, których znałem w roku 1933,
    i wobec tego na mój sąd musiały do pewnego stopnia
    wpłynąć czynniki osobiste i subiektywne. Ernest Jones
    List Balinta właściwie nie wymaga komentarza. Jest
    człowiekiem przyzwoitym i inteligentnym, uczniem i
    bliskim przyjacielem Ferencziego. Czuje się
    zobowiązany do przedstawienia faktów tak, jak je
    widział, i do sprostowania twierdzeń Jonesa o
    domniemanej chorobie umysłowej swego nauczyciela
    ("schizofrenii paranoidalnej"). Zwraca uwagę, że
    cierpiący na złośliwą anemię Ferenczi niezmiennie
    zachowywał jasność umysłu aż do śmierci. Jest to
    oświadczenie niedwuznaczne, z którego wynika, że
    ocena Jonesa jest nieprawdą. Ale jak Balint podaje
    swoje sprostowanie? Zaczyna od zapewnienia, że
    pisma Ferencziego z ostatniego okresu były "w
    najwyższym stopniu kontrowersyjne" (przymiotnik
    "rewolucyjny" kojarzyłby się ze słowami "utopijny",
    "przesadzony" i "pozbawiony podstaw"). Następnie
    podkreśla, że prostuje stwierdzenie Jonesa jedynie
    jako opiekun spuścizny pisarskiej Ferencziego, po to,
    żeby uchronić jego ostatnie prace przed utratą
    zainteresowania czytelników. Następnie, już po
    oświadczeniu, że Ferenczi był zdrowy psychicznie,
    najpierw wspomina o neurotycznych cechach
    Ferencziego, a potem zastrzega się, że Jones mógł
    oprzeć swoją diagnozę na "innych źródłach", których
    nie wymienił. Na koniec zaprzecza własnemu
    podstawowemu twierdzeniu i oświadcza, że
    odnalezienie prawdy należy powierzyć następnemu
    pokoleniu. W tym odwołaniu się do innych (nie
    wymienionych) źródeł nie widać sensu. Jeżeli Balint,
    który jest psychiatrą, nie ma wątpliwości co do
    zdrowia psychicznego Ferencziego, to jak można
    przypuszczać, że "inne źródło" może doprowadzić do
    odwrotnego wniosku? Pamiętajmy, że Jones nie
    przedstawia żadnego dowodu wynikającego z innego
    źródła, co mógłby zrobić nawet nie wymieniając go
    imiennie, gdyby takie inne źródło istniało i gdyby
    można było z niego zaczerpnąć - przynajmniej - jakąś
    brzmiącą poważnie informację. Można by to
    zrozumieć, gdyby tak pokrętny i służalczy list napisał
    ktoś mniejszego pokroju niż Balint lub gdyby taki list
    napisano w systemie dyktatorskim dla uniknięcia
    konsekwencji zagrażających wolności lub życiu.
    Tymczasem fakt, że napisał go znany psychoanalityk
    zamieszkały w Anglii, wskazuje jedynie na
    intensywność nacisków, które zakazują
    najłagodniejszej chociażby krytyki pod adresem
    jednego z liderów organizacji. 12 * Należy zauważyć,
    że w ostatnich latach biurokracja psychoanalityczna
    stała się o wiele bardziej liberalna niż kiedyś. Główna
    przyczyna tej liberalizacji prawdopodobnie wiąże się z
    faktem, że dorobek najbardziej samodzielnie
    myślących członków tej biurokracji w znaczny sposób
    zaczyna odbiegać od narzuconych swego czasu norm
    "właściwego myślenia". Gdyby nie nastąpiła
    liberalizacja, wówczas ruch utraciłby tylu
    produktywnych członków, że jego dalsza egzystencja
    stanęłaby pod znakiem zapytania. Liberalizacji
    sprzyjało także wzrastające zagrożenie konkurencją ze
    strony indywidualnych, niezależnych
    psychoanalityków, stowarzyszeń psychoanalitycznych
    i instytutów dydaktycznych. Znaczącym objawem tej
    liberalizacji jest istnienie w różnych krajach dwóch lub
    więcej niezależnych, w różnym stopniu wiernych
    dogmatowi Freuda, a mimo to należących do
    organizacji. Jednak w żadnym przypadku nie zniknęła
    biurokratyczna kontrola, i z tego powodu liczni
    psychoanalitycy albo wystąpili z londyńskiej
    organizacji, albo zostali z niej usunięci, albo nie
    zostali przez nią zaakceptowani. Międzynarodowa
    Federacja Stowarzyszeń Psychoanalitycznych, której
    nie jednoczy istnienie jakiejś szczególnej szkoły w
    podejściu do psychoanalizy i której jedynym celem
    jest wymiana naukowa między stowarzyszeniami
    członkowskimi, powstała w ostatnich latach. II.
    Freudowski model człowieka i jego uwarunkowania
    społeczne Jeżeli przyjmiemy, że liberalnych
    reformatorów cechował ogólny krytycyzm, a Freud
    był liberalnym krytykiem mieszczańskiego
    społeczeństwa, to podstawy społeczne Freudowskich
    poglądów dostrzeżemy we właściwej perspektywie 1.
    (*) (Przypis na końcu rozdziału) Freud wiedział, że
    społeczeństwo wymaga od człowieka zbytecznych
    wyrzeczeń, przynoszących więcej szkody niż
    oczekiwanego pożytku. Wiedział, że zbyteczna
    surowość - taka jak w sferze moralności seksualnej -
    prowadzi do powstawania nerwic, których w wielu
    wypadkach można uniknąć, przyjmując postawę
    bardziej tolerancyjną. (Reforma polityki i reforma
    wychowania to poczynania równoległe). Freud nigdy
    nie był radykalnym krytykiem kapitalistycznego
    społeczeństwa. Nigdy nie podawał w wątpliwość jego
    społeczno - ekonomicznych podstaw ani nie
    krytykował jego zasad, z wyjątkiem tych, które
    dotyczą spraw seksualnych. Jeżeli chodzi o koncepcję
    człowieka, to dla Freuda - osadzonego w filozofii
    humanizmu i oświecenia - punktem wyjścia było
    przeświadczenie, że istnieje człowiek jako taki,
    człowiek uniwersalny; nie tylko człowiek objawiający
    się za pośrednictwem różnorakich kultur, lecz taki,
    którego struktura może stanowić przedmiot sądów
    ogólnie prawomocnych i sprawdzalnych w
    doświadczeniu 2. (*) (Temat jest omawiany dalej w
    rozdziale 8) Szkic "Freudowski model człowieka i
    jego uwarunkowania społeczne" został przedstawiony
    jako referat na Trzecim Międzynarodowym Forum
    Psychoanalizy w Meksyku w sierpniu 1969 roku.
    Freud, jak przed nim Spinoza, skonstruował taki
    "model natury ludzkiej", dzięki któremu można
    wyjaśnić i zrozumieć nie tylko nerwice, ale wszelkie
    dotyczące człowieka podstawowe motywy,
    możliwości i konieczności. Co to takiego, ten
    Freudowski model? Freud postrzegał człowieka jako
    zamknięty system, kierowany przez dwie siły: popęd
    samozachowawczy i seksualny. Ich źródłem są
    procesy chemiczno - psychologiczne przebiegające w
    sposób fazowy. W fazie pierwszej wzrasta napięcie
    oraz poczucie nieprzyjemności; faza druga polega na
    obniżeniu narosłego napięcia, co stwarza subiektywne
    wrażenie "przyjemności". W warstwie podstawowej
    człowiek jest istotą izolowaną, która chce przede
    wszystkim optymalnie usatysfakcjonować zarówno
    swoje ego, jak i libido. Człowiek Freudowski to
    "homme machine", napędzana i motywowana
    psychologicznie. Jednak, wtórnie, człowiek to także
    istota społeczna, ponieważ potrzebuje innych ludzi do
    zaspokojenia popędów libido oraz popędów
    samozachowawczych. Dziecku potrzebna jest matka
    (w tym przypadku, według Freuda pragnienie libido
    podąża w ślad za potrzebą fizjologii); a dorosłym
    potrzebny jest partner seksualny. Uczucia takie, jak
    czułość czy miłość postrzegane są jako zjawiska
    towarzyszące interesom libido bądź wynikające z tych
    interesów. Jednostki potrzebują siebie nawzajem do
    zaspokojenia popędów usadowionych w psychice. W
    warstwie pierwotnej człowiek nie jest związany z
    nikim. Dopiero wtórnie zostaje zmuszony - lub
    skuszony - do nawiązania stosunków z innymi.
    Freudowski "homo sexualis" to odmiana klasycznego
    "homo oeconomicus". Jest to człowiek izolowany,
    samowystarczalny, nawiązujący stosunki z innymi po
    to, by w trybie wzajemności inni mogli zaspokoić jego
    potrzeby. "Homo oeconomicus" odczuwa potrzeby
    ekonomiczne, które zostają zaspokojone przez
    wymianę dóbr na rynku. Potrzebami "homo sexualis"
    zawiaduje psychika wspólnie z libido i normalnie owe
    potrzeby, również w trybie wzajemności, zaspokajane
    są w stosunkach płci. W gruncie rzeczy w obu
    wypadkach osoby pozostają sobie obce; wiąże je tylko
    wspólny cel - zaspokojenie popędu. Teoria Freuda jest
    uwarunkowana społecznie, ponieważ przenika ją duch
    ekonomii rynkowej. Nie oznacza to, że jest błędna,
    póki nie zgłasza roszczeń do definiowania sytuacji
    człowieka jako takiego. Jako opis stosunków
    międzyludzkich w społeczeństwie mieszczańskim jest
    prawdziwa w odniesieniu do większości ludzi. To
    ogólne twierdzenie należy uzupełnić pewną myślą
    szczegółową o społecznych uwarunkowaniach
    Freudowskiego pojęcia popędów. Freud studiował u
    fizjologa von Brucke'a, który był jednym z
    najwybitniejszych reprezentantów materializmu
    mechanistycznego, zwłaszcza jego niemieckiej
    odmiany. U podstawy materializmu tego typu leży
    zasada, że źródła wszelkich zjawisk psychologicznych
    znajdują się w procesach fizjologicznych, a owe
    zjawiska można należycie objaśnić i zrozumieć, jeżeli
    zna się źródła. Freud, badając źródła zaburzeń
    psychicznych, musiał poszukać fizjologicznego
    podłoża popędów; w rezultacie idealne rozwiązanie
    znalazł w sferze seksualnej, gdyż seksualność dobrze
    współbrzmiała zarówno z wymaganiami myśli
    mechanistyczno - materialistycznej, jak i z pewnymi
    odkryciami klinicznymi zaobserwowanymi u
    pacjentów wywodzących się z tej samej klasy
    społecznej co Freud i żyjących w tych samych co on
    czasach. Oczywiście nie sposób ustalić, czy te
    odkrycia wywarłyby na Freudzie aż tak głębokie
    wrażenie, gdyby nie myślał o nich właśnie w
    perspektywie swojej filozofii; nie ulega natomiast
    wątpliwości, że filozofia Freuda była ważnym
    wyznacznikiem jego teorii popędów. Oznacza to, że
    ktoś o odmiennych poglądach może podchodzić do
    odkryć Freuda z pewną rezerwą. Nie tyle dotyczy ona
    formalnych ram teorii Freuda, w myśl których w
    pewnych zaburzeniach nerwicowych decydującą rolę
    odgrywa czynnik seksualny, ile raczej założenia, że
    wszelkie nerwice i wszelkie ludzkie zachowania
    determinuje konflikt między popędem seksualnym a
    samozachowawczym. Freudowska teoria libido
    4
    Erich Fromm 012 Kryzys psychoanalizy. Strona 4 z 19
    odzwierciedla sytuację społeczną Freuda także pod
    innym względem. Jest oparta na koncepcji braku, czyli
    na założeniu, że wszelkie ludzkie dążenia do
    zaspokojenia pożądań wynikają raczej z potrzeby
    wyzbycia się nieprzyjemnych napięć, niż że pragnienie
    to zjawisko nadmiaru skierowanego ku bardziej
    intensywnym i głębszym ludzkim doświadczeniom.
    Owa zasada braku jest charakterystyczna dla
    mentalności klasy średniej, wystarczy przypomnieć
    Malthusa, Benjamina Franklina czy przeciętnego
    dziwiętnastowiecznego człowieka interesu. Zasada
    braku oraz cnota oszczędności mają wiele odgałęzień,
    co w istocie rzeczy oznacza, że ilość wszelkich
    towarów jest z konieczności ograniczona, a wobec
    tego taka sama satysfakcja dla wszystkich jest
    możliwa, bo niemożliwy jest prawdziwy dostatek;
    dzięki takiej konstrukcji brak staje się najważniejszym
    bodźcem ludzkich działań. Na przekór swym
    społecznym uwarunkowaniom, Freudowska teoria
    popędów to wciąż fundamentalny wkład do modelu
    człowieka. Jeżeli nawet sama teoria libido nie jest
    wolna od błędów, to jednak - pozwólmy sobie na tę
    uwagę symbolicznie wyraża ona zjawisko bardziej
    ogólne, a mianowicie, że ludzkie zachowanie jest
    wynikiem działania sił, które chociaż nie
    uświadomione - jak właśnie libido - motywują
    człowieka, kierują nim, wpędzają go w konflikty.
    Względnie statyczna natura ludzkich zachowań jest
    złudna. Jest taka tylko dlatego, że system sił, które się
    na nią składają, tak długo pozostaje nie zmieniony, jak
    długo nie zmienią się warunki wpływające na te siły.
    Kiedy jednak zmienią się - społeczne czy jednostkowe
    - system traci stabilność, a wraz z nim traci ją ów
    rzekomo statyczny wzór zachowań. Dzięki pojęciu
    charakteru, rozumianemu dynamicznie, Freud
    przeniósł psychologię zachowań z poziomu
    opisowości na poziom, który przysługuje nauce.
    Jednocześnie Freud w psychologii zrobił coś
    podobnego do dokonań wielkich dramaturgów i
    powieściopisarzy w formach artystycznych. Jako
    bohatera dramatu pokazał człowieka, który - choć
    miernie utalentowany - toczy jednak pełną pasji walkę
    o nadanie jakiegoś sensu swej obecności na świecie.
    Może w kompleksie Edypa, dramacie par excellence
    Freudowskim, zostały w łagodniejszej, mieszczańskiej
    wersji przedstawione siły w istocie o wiele bardziej
    pierwotne niż te, które funkcjonują w trójkącie ojciec -
    matka - syn; niemniej owemu trójkątowi Freud nadał
    wymiar mitu. Teoria popędów zdominowała
    systematyzujące rozważania Freuda od roku 1920, a
    więc wraz z pojawieniem się w jego myśleniu nowej
    fazy, owocującej zasadniczą zmianą koncepcji
    człowieka. Teraz w zasadniczym konflikcie - zamiast
    sporu ego z popędami libido - znalazły się "instynkty
    życia "(Eros) i "instynkty śmierci". Instynkty życia, w
    tym ego i popędy seksualne, przeciwstawił instynktom
    śmierci, te zaś uznał za źródło ludzkiej
    destruktywności skierowanej bądź przeciw własnej
    osobie, bądź przeciw światu zewnętrznemu. Struktura
    tych nowych podstawowych popędów jest całkowicie
    odmienna od starych. Przede wszystkim nie są one
    ulokowane w jakiejś szczególnej strefie organizmu,
    jak libido w obszarach erogennych. Nie ma też już
    mowy o schemacie przypominającym mechanizm
    "hydrauliczny", a więc: wzrost ciśnienia -
    nieprzyjemność - rozprężenie - przyjemność -
    ponowny wzrost ciśnienia, etc., gdyż popędy są
    nieodłączną częścią wszelkiej żywej materii i
    funkcjonują bez jakiejś szczególnej podniety. Jednak
    ich siła motywacyjna nie jest mniejsza niż instynktów
    działających trybem hydraulicznym. Eros nie mieści
    się również w konserwatywnej normie głoszącej
    powrót do stanu pierwotnego, co kiedyś Freud uważał
    za jedną z właściwości każdego instynktu. Eros
    wykazuje tendencję do jednoczenia i integrowania,
    śmierć wykazuje tendencję przeciwstawną - do
    dezintegracji i destrukcji. Człowiekiem nieustannie
    kierują obydwa popędy, zmagają się ze sobą,
    przenikają się, aż nie okaże się wreszcie, że silniejszy
    jest instynkt śmierci, który swój ostateczny tryumf
    święci wraz ze śmiercią osobnika. Ta nowa koncepcja
    popędów świadczy o zasadniczej zmianie trybu
    myślenia Freuda i mamy prawo przypuszczać, że owe
    zmiany wiążą się z gruntownymi zmianami
    społecznymi. Nowa koncepcja popędów nie przystaje
    do materialistyczno - mechanistycznego modelu
    myślenia. Może być raczej uważana za koncepcję
    biologiczną, zorientowaną witalistycznie i odpowiada
    ogólnemu nastawieniu myślowemu ówczesnej
    biologii. Jeszcze ważniejszy jest jednak nowy fakt -
    docenienie przez Freuda ludzkiej destruktywności. W
    pierwszym modelu teoretycznym Freud bynajmniej
    nie pominął agresji. Uważał ją za ważny czynnik,
    podporządkowany jednak popędom libido i
    samozachowawczym. Natomiast w nowej teorii
    destruktywność staje się rywalką, a w końcu
    zwyciężczynią zarówno popędów ze sfery libido, jak i
    ego. Człowiek nie potrafi wyzbyć się chęci niszczenia,
    gdyż skłonność do destrukcji tkwi w jego strukturze
    biologicznej. I chociaż do pewnego stopnia może tę
    skłonność powściągać, to w żadnym wypadku nie
    zdoła pozbawić jej mocy. Stoi przed alternatywą:
    skierować swą destruktywność przeciw sobie albo
    przeciw światu zewnętrznemu, natomiast nie jest w
    stanie uwolnić się od tego tragicznego dylematu.
    Istnieją sensowne podstawy, żeby przypuszczać, że u
    źródła Freudowskiego docenienia destruktywności
    leżały doświadczenia I wojny światowej. Ta wojna
    wstrząsnęła podstawami liberalnego optymizmu, w
    którego atmosferze upłynęła pierwsza część życia
    Freuda. Przed rokiem 1914 członkowie klasy średniej
    wierzyli, że świat bardzo szybko zmierza ku
    większemu bezpieczeństwu, harmonii i pokojowi.
    Wydawało się, że z pokolenia na pokolenie
    "ciemności" średniowiecza coraz bardziej rzedną;
    wobec tego jeszcze kilka kroków i świat - a
    przynajmniej Europa - zacznie przypominać rzęsiście
    oświetlone, bezpieczne stołeczne ulice. W
    mieszczańskiej teorii belle epoque łatwo zapomniano,
    że wyobrażenie to było fałszywe dla większości
    europejskich robotników i chłopów, a tym bardziej dla
    mieszkańców Azji i Afryki. Wojna 1914 roku
    zniszczyła te iluzje - nie tyle sam wybuch wojny, ile
    jej długi i nieludzki przebieg. Freud, który podczas
    wojny wierzył zarówno w słuszność, jak i zwycięstwo
    niemieckich racji, został ugodzony znacznie głębiej
    niż człowiek przeciętny i mniej od niego wrażliwy.
    Prawdopodobnie uznał, że optymistyczne nadzieje
    myśli oświeceniowej były złudne i doszedł do
    wniosku, że destrukcja jest naturalnym ludzkim
    przeznaczeniem. Właśnie dlatego, że był reformistą
    3,(*) (por. E. Fromm, "Sigmund Freud's Mission",
    Harper and Row, Nowy Jork 1959.) wojna musiała go
    ugodzić z całą mocą. Ponieważ nie był ani radykalnym
    krytykiem społeczeństwa, ani rewolucjonistą, nie
    potrafił pokładać nadziei w zasadniczych zmianach
    społecznych; był zmuszony szukać przyczyn tragedii
    w naturze człowieka 4.(*) (Ów nowy pesymizm Freud
    wyraził bardzo zwięźle w "Cywilizacji i jej goryczach"
    (wydanie angielskie The Hogarth Press, Londyn
    1935), gdzie portretuje człowieka jako istotę leniwą,
    wyczekującą mocnego przywódcy.) (*) Ujmując rzecz
    historycznie, Freud był człowiekiem pogranicza,
    mianowicie okresu, w którym charakter społeczny
    uległ radykalnej zmianie. W tej mierze, w jakiej
    należał do wieku dziewiętnastego, był optymistycznie
    nastawionym myślicielem oświeceniowym, natomiast
    w mierze, w jakiej należał do wieku dwudziestego, był
    pełnym pesymizmu, bez mała rozpaczy
    reprezentantem społeczeństwa zaskoczonego
    gwałtowną i nieprzewidzianą zmianą. Może pesymizm
    wzmocniła jeszcze choroba, ciężka, bolesna i groźna
    dla życia, na którą cierpiał do śmierci, a którą znosił z
    heroizmem geniusza; może też miało znaczenie
    rozczarowanie spowodowane odejściem najbardziej
    utalentowanych uczniów: Adlera, Junga i Ranka; w
    każdym razie Freud nigdy optymizmu już nie
    odzyskał. Ale z drugiej strony nigdy nie zdołał, a
    pewnie też nie chciał, odciąć się całkowicie od
    wcześniejszego sposobu myślenia. Prawdopodobnie tu
    tkwi powód, dla którego nigdy nie rozwiązał
    sprzeczności między swą starą a nową koncepcją
    człowieka; dawne libido zostało wpasowane w figurę
    Erosa, dawna agresja w instynkt śmierci, niestety,
    widać wyraźnie, że to tylko teoretyczna łatanina 5. (*)
    (W pracy "The Heart of Man" (Harper and Row,
    Nowy Jork 1964) starałem się powiązać Freudowskie
    pojęcie instynktu śmierci z teorią analnego libido. W
    nie opublikowanym jeszcze maszynopisie "The
    Causes of Human Destructivness" przeanalizowałem
    stosunek pojęć seksualności i Erosa w systemie
    Freuda.) (*) We Freudowskim modelu człowieka znać
    także wielki nacisk na dialektykę tego, co w człowieku
    racjonalne i irracjonalne. Szczególnie tutaj uderza
    wielkość i oryginalność Freudowskiej koncepcji. Jako
    spadkobierca myślicieli oświeceniowych Freud był
    racjonalistą, który wierzył w moc rozumu i siłę
    ludzkiej woli. Jednak Freud już na początku swej
    działalności kiedy mógł się przekonać o sile ludzkiej
    irracjonalności oraz o słabości ludzkiego rozumu i
    woli, utracił niewinność racjonalisty, jeśli w ogóle ją
    posiadał. Freud zmierzył się z przeciwieństwem
    tkwiącym w dwóch zasadach i znalazł dla nich - w
    dialektycznym ujęciu nową syntezę. Owa synteza
    racjonalistycznej, oświeceniowej myśli i
    dwudziestowiecznego sceptycyzmu wyraziła się we
    Freudowskiej koncepcji podświadomości. Gdyby
    wszystko, co rzeczywiste, mogło być uświadomione,
    człowiek wówczas byłby - rzecz jasna - istotą
    racjonalną, ponieważ ludzka myśl racjonalna
    przestrzega praw logiki. Jednak przeważająca część
    ludzkich doświadczeń wewnętrznych pozostaje nie
    uświadomiona, a wobec tego nie podlega kontroli
    logiki, rozumu ani woli. Podświadomością rządzi
    ludzka irracjonalność, natomiast świadomością rządzi
    logika. Jednak - i to jest rozstrzygające -
    świadomością, a więc i postępowaniem człowieka,
    kieruje podświadomość. Przyjmując, że człowiek jest
    zdeterminowany przez własną podświadomość, Freud
    nieświadomie powtórzył tezę wcześniej sformułowaną
    przez Spinozę. W systemie Spinozy była ona jednak
    zagadnieniem marginesowym, u Freuda zaś
    centralnym. Freud nie rozstrzygnął konfliktu w sposób
    statyczny, pozwalając po prostu wziąć górę którejś ze
    stron. Gdyby uznał za zwycięzcę rozum, pozostałby
    filozofem oświeceniowym; gdyby rozstrzygające
    znaczenie przyznał irracjonalności, mógłby stać się
    konserwatywnym romantykiem, jakich nie brakowało
    wśród znaczących myślicieli dziewiętnastego wieku.
    Aczkolwiek prawdą jest, że człowiekiem powodują
    siły irracjonalne - libido, a w pregenitalnych fazach
    rozwoju zwłaszcza ego - to ani ludzkiemu rozumowi,
    ani woli nie brak sił. Potęga rozumu objawia się
    przede wszystkim w tym, że człowiek może zrozumieć
    własną irracjonalność, posługując się właśnie
    rozumem. W ten sposób Freud stworzył naukę o
    ludzkiej irracjonalności - teorię psychoanalizy. I nie
    ograniczył się do teorii. Ponieważ człowiek w trakcie
    analitycznego procesu może sobie uświadomić własną
    podświadomość, przeto tym samym może się uwolnić
    spod władzy nie uświadomionych dążeń i zamiast je
    tłumić - może im się przeciwstawić, może ująć im sił i
    poddać pod kontrolę woli. Freud uważał to za
    osiągalne, gdyż człowiek dorosły znajduje sojusznika
    we własnym ego, mocniejszym niż to, które kiedyś
    posiadał jako dziecko. Freudowska terapia
    psychoanalityczna opierała się na nadziei
    przezwyciężenia, a przynajmniej powściągnięcia
    podświadomych impulsów, które działały w mroku i
    do tej pory były poza zasięgiem kontroli człowieka.
    Ujmując rzecz historycznie - teorię Freuda można
    postrzegać jako płodną syntezę racjonalizmu i
    romantyzmu; może jedna z przyczyn, dla których myśl
    Freuda wywarła przemożny wpływ na wiek
    dwudziesty, tkwiła w twórczej mocy tej właśnie
    syntezy. Ów wpływ nie wynikał z zastosowania przez
    Freuda nowej terapii nerwic i prawdopodobnie nie
    wynikał także z odegrania przez Freuda roli obrońcy
    tłamszonej seksualności. Naprawdę wiele przemawia
    za przypuszczeniem, że najważniejszy powód
    ogólnego wpływu Freuda na kulturę tkwi w tej właśnie
    syntezie, której płodność i owocność łatwo dostrzec
    przez pryzmat dwóch najważniejszych odstępstw od
    Freuda, mianowicie Adlera i Junga. Obaj rozsadzili
    syntezę Freudowską i przeistoczyli ją w dwa
    zasadnicze przeciwieństwa. Adler, zakorzeniony w
    krótkotrwałym optymizmie awansującej niższej klasy
    średniej, stworzył teorię jednostronną,
    racjonalistyczno - optymistyczną. Warunków dla
    wzbudzenia ludzkiej siły dopatrywał się we
    wrodzonych ograniczeniach i był przekonany, że
    człowiek, ogarniający sytuację intelektem, może się
    wyzwolić i sprawić, że tragizm życia zniknie. Z kolei
    Jung był romantykiem, który za źródło wszelkiej siły
    ludzkiej uważał podświadomość. Jung znacznie
    głębiej niż Freud - którego punkt widzenia ograniczała
    własna teoria seksualna - przeniknął wielowarstwowe
    bogactwo teorii i mitów. Jednak ich cele stały w
    sprzeczności. Freud po to chciał zrozumieć
    podświadomość, by ją osłabić i kontrolować; Jung zaś
    po to, by z niej czerpać i mnożyć witalność. Przez
    pewien czas obu ich łączyło zainteresowanie
    podświadomością, przy czym nie zdawali sobie
    sprawy, że zmierzają w różne strony. Przystanęli po
    drodze, by pogawędzić o nieświadomości i ulegli
    złudzeniu, że oto gdzieś idą razem. Ściśle związane z
    Freudowską syntezą racjonalności i irracjonalności jest
    jego podejście do konfliktu między deterministycznym
    a indeterministycznym pojmowaniem woli. Freud,
    będąc deterministą, był przekonany, że człowiek nie
    jest wolny, gdyż ogranicza go nieświadomość, id i
    superego. Ale - przy czym w przypadku Freuda owo
    "ale" ma rozstrzygające znaczenie - człowiek jest
    również istotą nie całkiem zdeterminowaną. Może
    przejąć kontrolę nad podświadomością dzięki
    metodzie analitycznej. Za sprawą postawy
    alternatywistycznej 6, (*) (Por. dyskusja o
    alternatywizmie E. Fromm, "The Heart of Man" op.
    cit.) bliskiej postawie Spinozy i Marksa, Freud
    dokonał jeszcze jednej owocnej syntezy
    przeciwieństw. Czy w swym modelu człowieka Freud
    uważał czynnik moralny za składową fundamentalną?
    Odpowiedź brzmi: nie. Według Freuda na ludzki
    rozwój wpływa wyłącznie własny interes człowieka,
    który domaga się optymalnego zaspokojenia popędów
    libido, ale zawsze pod warunkiem, że nie zagrozi to
    interesom samozachowawczym ("zasada realizmu").
    Praktycznie znika wówczas problem moralny, którym
    tradycyjnie jest konflikt między altruizmem a
    egoizmem. Jedyną siłą napędową staje się egoizm, a w
    konflikcie znajdują się po prostu jego dwie formy:
    jedna związana z libido, zaś druga ze sferą materii.
    Chyba nie trzeba dowodzić, że widząc w człowieku
    istotę z gruntu egotystyczną, Freud nie odstępuje od
    podstawowych zapatrywań mieszczańskich. Byłoby
    jednak błędem powiedzieć, że w swym modelu natury
    ludzkiej Freud uważa sumienie za czynnik nie
    znaczący. Freud dostrzega siłę sumienia, ponieważ
    jednak ją "wyjaśnia", przeto pozbawia ją
    jakiegokolwiek znaczenia obiektywnego. Freudowskie
    wyjaśnienie powiada, że sumienie to superego; to
    replika wszelkich ojcowskich nakazów i zakazów (czy
    też - inaczej - ojcowskiego superego), z którymi
    identyfikował się mały chłopak, kiedy motywowany
    lękiem przed kastracją przezwyciężał swe edypowe
    pragnienia. To wyjaśnienie dotyczy obu elementów
    sumienia: składnika formalnego, owego jak w
    ukształtowaniu sumienia, oraz składnika dotyczącego
    istoty sumienia, jego treści. Ponieważ zasadnicza
    część ojcowskich norm i ojcowskiego superego jest
    uwarunkowana społecznie - lub ściślej, superego to nic
    innego jak normy społeczne w wydaniu osobistym -
    przeto wyjaśnienie Freudowskie prowadzi do
    relatywizacji wszelkich norm moralnych. Znaczenie
    normy nie wynika tu z ważności jej treści; oparciem
    dla normy, dzięki któremu zostaje ona zaakceptowana,
    jest machanizm psychologiczny. Dobre jest to, co
    zinternalizowany autorytet nakazuje, a złe to, czego
    zakazuje. Niewątpliwie Freud o tyle ma rację, że
    normy, które większość ludzi uważa za normy
    moralne, w przeważającej mierze są po prostu
    normami ustanowionymi przez społeczeństwo po to,
    by mogło ono funkcjonować w optymalny sposób. Z
    tego punktu widzenia teoria Freuda jest ważką krytyką
    zastanej, konwencjonalnej moralności, a Freudowska
    teoria superego obnaża prawdziwy charakter tej
    moralności. Zapewne Freud nie zamierzał wyposażyć
    swej teorii w ów wątek krytyczny; może nawet nie
    zdawał sobie sprawy z jego istnienia. Swej teorii Freud
    nie nadał - i właściwie nie mógł nadać - charakteru
    krytyki, gdyż nie bardzo interesował się pytaniem, czy
    istnieją jakieś normy, których treść wykracza poza
    strukturę społeczną czasów Freuda i lepiej odpowiada
    potrzebom ludzkiej natury oraz ludzkiego rozwoju.
    Nie sposób dyskutować o Freudowskiej antropologii,
    nie odnosząc się do dwóch spraw specyficznych:
    stosunku mężczyzna - kobieta oraz do dziecka. Dla
    Freuda nieupośledzoną istotą ludzką jest tylko samiec.
    Kobieta to kaleki, wykastrowany mężczyzna. Kobieta
    cierpi z powodu losu, który przypadł jej w udziale, a
    szczęśliwa może być wtedy, kiedy dzięki
    zaakceptowaniu dziecka i męża uda jej się w końcu
    przezwyciężyć "kompleks kastracji". Jest jednak istotą
    niższą również pod innymi względami, na przykład
    bardziej narcystyczną i w mniejszym stopniu kierującą
    się świadomością niż mężczyzna. Ta osobliwa teoria,
    w myśl której połowa rodzaju ludzkiego jest jedynie
    kaleką wersją drugiej połowy, przystaje do idei
    wiktoriańskich, zapewniających, że wszystkie niemal
    pragnienia kobiety koncentrują się wokół rodzenia,
    wychowania dzieci oraz służenia mężczyźnie. Freud
    jasno daje temu wyraz, pisząc: libido jest rodzaju
    męskiego. Wiara w wiktoriańską koncepcję kobiety
    jako istoty pozbawionej własnej seksualności
    świadczy o stanowisku skrajnie patriarchalnym, które
    zakłada naturalną wyższość mężczyzny nad kobietą 7.
    (*) (Przypis na końcu rozdziału) W myśl ideologii
    patriarchalnej męskość jest bardziej racjonalna,
    realistyczna i odpowiedzialna niż kobiecość, i wobec
    tego sama natura wyznaczyła jej funkcję swego
    przywódcy i przewodnika. Można się przekonać, jak
    dalece Freud podzielał ów punkt widzenia, śledząc
    jego reakcję na postulat równości politycznej i
    społecznej dla kobiet wyrażony przez J.S. Milla,
    myśliciela, którego skądinąd Freud głęboko podziwiał.
    W tym jednak wypadku Mill po prostu "zwariował";
    dla Freuda było czymś niewyobrażalnym, żeby jego
    oblubienica mogła z nim konkurować na rynku,
    zamiast szukać u mężczyzny oparcia. Z ciążenia ku
    patriarchatowi wynikają dwie poważne konsekwencje
    dla Freudowskiej teorii. Po pierwsze - istota erotycznej
    miłości pozostawała dla Freuda nie rozpoznana, gdyż
    opiera się na dwubiegunowości męsko - kobiecej,
    która tylko wtedy jest możliwa, kiedy oba czynniki są
    równe, choć różne. W związku z tym cały system
    koncentruje się wokół miłości seksualnej, ale nie
    erotycznej. Nawet w swej późniejszej teorii Freud
    tylko wtedy odwołuje się do Erosa (instynktu życia),
    kiedy chodzi mu o ogólne reguły zachowania żywych
    organizmów. Nie wprowadza natomiast tego pojęcia
    świat mężczyzn i kobiet nawet wtedy - mimo zawartej
    w tym sprzeczności - kiedy stawia znak równania
    między seksualnością a Erosem. Po drugie - równie
    poważną konsekwencją jest to, że przez większą część
    życia Freud przeoczył podstawową więź łączącą
    dziecko z matką, a także naturę matczynej miłości i
    lęku przed matką. Związek z matką można
    rozpatrywać w kategoriach kompleksu Edypa tylko
    wówczas, gdy chłopiec jest już małym mężczyzną, dla
    którego - tak jak dla ojca - matka stanowi obiekt
    seksualny i który boi się tylko ojca, a nie matki.
    Dopiero w ostatnich latach życia Freud zaczął
    dostrzegać tę elementarną więź, choć nie sposób
    twierdzić, że dostrzegł w pełni jej doniosłość 8. (*)
    (Por. świetną pracę Johna Bowlby'ego, "The Nature of
    the Child's Tie to His Mother", "The International
    Journal of Psycho - Analysis", t. 34 (1958) s. 355 -
    372) (*) Zdaje się - mimo silnej fiksacji na matce
    cechującej samego Freuda - że ciążeniu ku
    patriarchatowi nie pozwalało mu świadomie uznać
    kobiety - matki za mocną postać, wiążącą ze sobą
    dziecko 9. (*) (Z tego samego powodu Freud pomijał
    bogate materiały J.J. Bachofena dotyczące
    matriarchatu i prawa matki, chociaż kilka razy
    skrótowo powoływał się na nie.) (*) Niemal wszyscy
    pozostali psychoanalitycy zaakceptowali Freudowskie
    teorie seksualności i drugoplanowej roli matki, wbrew
    nieodpartym dowodom, że jest wręcz przeciwnie.
    Wykazywanie związku między teorią a jej
    uwarunkowaniami społecznymi nie dowodzi - rzecz
    jasna - że teoria jest zła; jeżeli jednak przebada się
    starannie obserwacje kliniczne, to nie potwierdzą one
    teorii Freuda. Ja sam nie mogę tego roztrząsać; jednak
    liczni psychoanalitycy, zwłaszcza Karen Horney w
    pionierskiej pracy na powyższy temat, przedstawili
    wyniki badań klinicznych, które przeczą Freudowskiej
    hipotezie 10. (*) (Zob. także poświęcone temu
    problemowi prace Ashleya Montagu.) Można więc
    powiedzieć ogólnie, że w tej dziedzinie teoria Freuda,
    jak zawsze w swej logice fascynująca i inspirująca,
    zawiera - zdaje się - tylko minimum prawdy, może
    dlatego, że Freud aż tak głęboko przyswoił sobie
    patriarchalny punkt widzenia. Freudowski obraz
    dziecka to zupełnie inna sprawa. W ciągu dziejów
    dziecko, tak jak kobieta było obiektem ciemiężonym i
    eksploatowanym przez ojca. Było - jak niewolnik i jak
    żona - własnością ojca - mężczyzny, który "dał" mu
    życie i który z dzieckiem, jak z każdą własnością,
    mógł robić, co chciał, w sposób dowolny i
    nieskrępowany. (Praktyka składania dzieci w
    ofierze,szeroko niegdyś rozpowszechniona, to jeden z
    licznych dowodów istnienia takiej konfiguracji).
    Dzieci są jeszcze bardziej bezbronne niż kobiety i
    niewolnicy. Kobiety po swojemu toczyły partyzancką
    wojnę przeciw patriarchatowi; niewolnicy
    wielokrotnie buntowali się w ten czy inny sposób.
    Natomiast napadów złości, odmowy jedzenia,
    obstrukcji i moczenia nocnego nie można uznać za
    broń, zdolną obalić potężny system. Skutek był taki, że
    z dziecka wyrastał okaleczony, zamknięty w sobie, a
    Erich Fromm 012 Kryzys psychoanalizy. Strona 5 z 19
    5
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.opx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Oto smutna prawda: cierpienie uszlachetnia. Design by SZABLONY.maniak.pl.