Start Erich von Daniken - W Krzyżowym Ogniu Pytań, PDF-y, Daniken Erich von Daniken - Kosmiczne Miasta W Epoce Kamiennej, PDF-y, Daniken Erich von Daeniken - Wszyscy jesteśmu dziećmi bogów, ezoteryka, wiedza tajemna, parasychologia(1) Erich von Däniken - Wszyscy jesteśmy dziećmi Bogów, qazar, UFO i pozaziemskie cywilizacje Erich von Daniken - Czy się myliłem... Nowe wspomnienia z przyszłości [Zlotopolsky], KSIĄŻKI Erich von Däniken - Czy bogowie byli na Ziemi, qazar, UFO i pozaziemskie cywilizacje Erich von Däniken - Podróż do Kiribati, qazar, UFO i pozaziemskie cywilizacje Erich von Däniken - Wspomnienia z przyszłości, qazar, UFO i pozaziemskie cywilizacje Erich von Däniken - Z powrotem do gwiazd, qazar, UFO i pozaziemskie cywilizacje Erich von Däniken - Oczy Sfinksa, qazar, UFO i pozaziemskie cywilizacje |
Erich Fromm - Kryzys psychoanalizy+, Psychologia [autor eksperymentu więziennego], F, Fromm[ Pobierz całość w formacie PDF ]Erich Fromm Kryzys psychoanalizy zaś wypadków oczekiwano, że z takimi trudnościami człowiek będzie się zmagał sam i - jeżeli trzeba - cierpiał bez skargi. Freud, rozpoczynając praktykę terapeutyczną, zajmował się pacjentami "chorymi" w tradycyjnym rozumieniu słowa: byli to ludzie cierpiący na skutek pogłębiających się objawów fobii, natręctw, histerii, aczkolwiek nie chorzy psychicznie. Potem metoda analityczna powoli zaczęła być stosowana wobec tych, których nawet nie uważano za "chorych". Ci "pacjenci" skarżyli się na niezdolność cieszenia się życiem, na nieszczęśliwe małżeństwa, niesprecyzowane lęki, bolesne poczucie osamotnienia, na kłopoty z produktywnością w pracy, etc. Te skargi, w przeciwieństwie do wcześniejszej praktyki, były teraz kwalifikowane jako "choroby", a miał im zaradzić nowy "opiekun" - psychoanalityk, którego zadaniem było przeciwdziałanie "trudnościom" nie wymagającym, jak dotąd sądzono, pomocy profesjonalisty. Ta przemiana, która nie dokonała się z dnia na dzień, w końcu stała się bardzo istotnym czynnikiem w życiu miejskiej klasy średniej, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze niedawno uchodziło za "normalne", że osoba należąca do swego rodzaju subkultury miejskiej "ma swego psychoanalityka", a "kozetce" poświęcono mnóstwo czasu, jak niegdyś chodzeniu do kościoła czy świątyni. Nietrudno dostrzec powody nagłego rozkwitu psychoanalizy. W tym stuleciu, w "wieku lęku", jak w żadnym innym potęgowało się poczucie samotności i wyizolowania. Upadek religii, jałowość powierzchownie postrzeganej polityki, pojawienie się całkowicie wyobcowanego "człowieka zorganizowanego" - pozbawiły miejską klasę średnią zarówno układu odniesień, jak i poczucia bezpieczeństwa w bezsensownym świecie. Wprawdzie nieliczni znajdowali nowe układy odniesienia w surrealizmie, w skrajnościach politycznych albo w buddyzmie Zen, jednak rozczarowani liberałowie szukali przeważnie takiej filozofii, której wyznawanie nie wymagałoby zasadniczej zmiany zapatrywań, a tym samym nie spowodowałoby by stania się "innymi" niż przyjaciele i koledzy. Psychoanaliza zaspokajała tę potrzebę. Jeżeli nawet nie udawało się uśmierzyć dolegliwości, to przecież przynosiła ulgę możliwość mówienia do kogoś, kto cierpliwie słucha i lepiej czy gorzej potrafi współczuć. To, że psychoanalityk słuchał za pieniądze, było nieistotnym mankamentem, jeżeli w ogóle było mankamentem, bo właśnie fakt płacenia psychoanalitykowi dowodził, że do terapii należy odnosić się serio, że jest ona czymś, co się liczy i na co można stawiać. Poza tym prestiżowa pozycja psychoanalizy wiązała się z ekonomią: chodziło o luksusowy towar. Psychoanalitycy oferowali namiastkę religii, poglądów politycznych i filozofii. Freud rzekomo odkrył wszelkie sekrety życia: podświadomość, kompleks Edypa, powtarzalność doświadczeń dzieciństwa przenoszonych na teraźniejszość: dla człowieka, który to zrozumiał nie było już tajemnic ani wątpliwości. Stawał się członkiem swego rodzaju ezoterycznej sekty, której kapłanem jest psychoanalityk: ów człowiek, trawiąc czas na kozetce, nie czuł się już tak zdezorientowany ani samotny. * Fromm konsekwentnie używa terminu unconsciousness oraz pochodnych. także polscy psychoanalitycy "podświadomość" zastępują dzisiaj "nieświadomością". Jednak nazwa "podświadomość" solidnie zakorzeniła się w polszczyźnie i jednoznacznie odnosi się do psychiki. Każdy wybór jest tu ułomny. "Podświadomość" razi profesjonalistów, a "nieświadomość" może wprowadzić w błąd tych czytelników, którzy z psychologią nie mają do czynienia zawodowo (przyp. tłum.). Sprawdza się to zwłaszcza w odniesieniu do tych, którym doskwierają nie jakieś określone objawy, ale ogólne przygnębienie. Oni właśnie, chcąc zmienić się w jakiś sensowny sposób, musieli zdobyć się na wyobrażenie człowieka niewyobcowanego, a tym samym wyobrażenie życia skoncentrowanego raczej wokół tego, żeby być niż żeby mieć lub używać. Takie zaś wyobrażenie wymagało radykalnej krytyki ich własnego społeczeństwa, jego jawnych a zwłaszcza ukrytych, norm i prawideł: wobec tego wymagało odwagi koniecznej do przecięcia wielu wygodnych i asekurujących więzi i znalezienia się wśród mniejszości: a wobec tego wymagało mnożenia się psychoanalityków, którzy nie tkwią w duchowym i często psychologicznym zamęcie zautomatyzowanego, przemysłowego życia. Często można było dostrzec "dżentelmeńską umowę" między pacjentem a psychoanalitykiem: żaden z nich nie miał ochoty wstrząs wynikający z gruntownie nowego doświadczenia; obu wystarczały drobne "korekty" i obaj byli podświadomie wdzięczni sobie za nie ujawnianie podświadomych "knowań" (używając określenia R.D. Lainga). Póki pacjent przychodzi i płaci, a psychoanalityk słucha i "interpretuje", póty reguły gry pozostają nietknięte, sama zaś gra sprawia przyjemność obu stronom. Więcej, odwiedzanie psychoanalityka służyło często uchylaniu się od budzących trwogę a nieuniknionych okoliczności życia, od konieczności podejmowania decyzji i ryzyka. W sytuacji kiedy nie sposób uchylić się od decyzji trudnej czy nawet tragicznej, człowiek uzależniony od psychoanalizy przekształcał konflikt realny w "neurotyczny", który wymagał "dalszego analizowania", czasem aż do momentu, w którym przestawała istnieć sytuacja wymagająca decydowania. Stanowczo zbyt często ani pacjenci nie stanowili wyzwania dla psychoanalityka, ani psychoanalityk dla pacjentów. Ci, którzy uczestniczyli w "dżentelmeńskiej umowie" nawet podświadomie nie chcieli być żadnym wyzwaniem, gdyż gładko płynącej łódki ich "spokojnej" egzystencji nic nie powinno narazić na kołysanie. W dodatku, ponieważ psychoanalitycy coraz częściej uważali natłok pacjentów za oczywistość, przeto wielu z nich zaczęło skłaniać się ku lenistwu i wierze w rynkowe mniemanie, że skoro ich "wartość rynkowa" jest wysoka, to równie wysoka musi być "wartość użytkowa". Wielu z nich, wspieranych przez Międzynarodowe Towarzystwo Psychoanalityczne - potężną i prestiżową organizację, wierzyło, że poddanie się rytuałowi, od immatrykulacji po wręczenie dyplomu, sprawiło, iż posiedli "prawdę". W świecie, w którym gwarancją prawdy jest wielkość i potęga organizacji, po prostu trzymali się przyjętych reguł. Czy ów spis sugeruje, że psychoanaliza nie przyniosła ludziom żadnych istotnych zmian? Że była raczej celem niż środkiem do celu? W żadnym wypadku. Była tu mowa o nadużywaniu psychoanalitycznej terapii przez niektórych lekarzy i niektórych pacjentów, a nie o poważnej działalności innych ani o ich osiągnięciach. Przeciwnie, łatwe negowanie terapeutycznych sukcesów psychoanalizy ,ile raczej świadczy o tym, że modnym autorom trudno ogarnąć złożone zagadnienia związane z psychoanalizą. Krytyczne sądy ludzi, którzy w tej dziedzinie mają doświadczenia skromne lub żadne, niewiele ważą w konfrontacji ze świadectwami psychoanalityków mogących wskazać - i to w znacznej liczbie - ludzi uwolnionych już od gnębiących ich przedtem zaburzeń. Wielu pacjentów zaznało nowego przypływu sił i radości życia, i właśnie psychoanaliza doprowadziła do tych zmian. Rzecz jasna byli tacy pacjenci, którym nie udało się pomóc, byli też tacy, u których nastąpiła poprawa bezsporna, lecz ograniczona: nie będziemy jednak zgłębiać tutaj statystyki psychoanalitycznych sukcesów leczniczych. Nic w tym dziwnego, że wielu ludzi chętnie uwierzyło zapewnieniom, iż są szybsze i tańsze sposoby "kuracji". Psychoanaliza otworzyła widoki na to, że czyjejś niedoli może ulżyć profesjonalista. Zmiana stylu leczenia zmierzająca ku większej "wydajności", przyśpieszeniu tempa 1, (*) (Por. Aniceto Aramoni, Nowa Analiza? Referat odczytany w Trzecim Forum Psychoanalitycznym w Meksyku w roku 1969 (ukaże się w: "Revista de Psychoanalisis, Psiquiatria y Psicologia", Mexico). (*) ku "aktywności grupowej", a także rozpowszechnienie się zapotrzebowania na "terapię" wśród ludzi, których dochody nie pozwalały na wydłużające się, codzienne seanse - wszystko to spowodowało, że nowe terapie w sposób nieunikniony wydały się bardzo atrakcyjne i odciągnęły od psychoanalizy wielu potencjalnych pacjentów 2. (*) (Wynalezienie terapii grupowej, bez względu na jej lecznicze zalety (których nie mogę należycie ocenić ze względu na brak osobistego doświadczenia), zaspokoiło popyt na tańszą terapię i wyposażyło terapię psychoanalityczną w dodatkowe zaplecze. Dzisiaj natomiast grupowe treningi wrażliwości w przystępny sposób zaspokajają potrzebę zamiany pewnego rodzaju terapii w element kultury masowej). (*) Jak dotąd poruszyłem tylko najbardziej oczywiste i powierzchowne przyczyny współczesnego kryzysu psychoanalizy, mianowicie zły użytek, jaki czyni z psychoanalizy spora liczba terapeutów i pacjentów. By przełamać kryzys, przynajmniej na tym poziomie, wystarczyłoby tylko domagać się staranniejszego doboru zarówno leczących, jak i leczonych. Nasuwa się jednak nieuniknione pytanie: jak mogło dojść do nadużycia? Próbowałem na nie odpowiedzieć w bardzo ograniczonym zakresie: na pełną odpowiedź możemy liczyć dopiero wtedy, kiedy oderwiemy się od zewnętrznych objawów i zajmiemy się głębszym kryzysem, dotyczącym istoty psychoanalizy. Jakie są jego przyczyny? Moim zdaniem główny powód polega na przemianie psychoanalizy, która była teorią radykalną, a stała się konformistyczna. Początkowo psychoanaliza była teorią opartą na dociekliwości, przenikliwą i wyzwalającą - właśnie radykalną. Z wolna jednak traciła ten charakter, popadła w zastój, nie rozwinęła się i nie poszukała odpowiedzi na zmienioną sytuację, w jakiej ludzie znaleźli się po pierwszej wojnie światowej. Zamiast tego stoczyła się w konformizm i zabieganie o szacunek. Najbardziej twórczym i najbardziej radykalnym osiągnięciem teorii Freuda było położenie fundamentu pod "wiedzę o irracjonalności", słowem nauka o podświadomości. Była to - jak uważał Freud - kontynuacja prac Kopernika i Darwina (a ja dodałbym jeszcze Marksa), ponieważ ci uczeni zaatakowali ludzkie złudzenia co do miejsca zajmowanego przez ich planetę we wszechświecie oraz przez nich samych w przyrodzie i w społeczeństwie, a Freud zaatakował ostatnią i nie tkniętą jeszcze twierdzę - świadomość człowieka, pojmowaną jako podstawowy i ostateczny punkt odniesień doznań psychicznych. Freud wykazał, że większość tego, czego jesteśmy świadomi - realnie nie istnieje. Idealistyczna filozofia i tradycyjna psychologia spotkały się z frontalnym wyzwaniem, postawiony też został kolejny krok ku wiedzy o tym, czym jest "rzeczywista rzeczywistość" (Zasadniczy krok w tym samym kierunku poczyniła także fizyka teoretyczna, kwestionując inne pewniki dotyczące natury rzeczy). Freud nie stwierdził po prostu, że w ogóle istnieją podświadome procesy (to zrobili przed nim już inni), lecz wykazał doświadczalnie, jak one funkcjonują, zademonstrował, jak przejawiają się w konkretnych, dostrzegalnych zjawiskach: w nerwicach, w snach, w drobnych codziennych czynnościach. Jeżeli chodzi o wiedzę o człowieku, a także o zdolność rozróżniania w ludzkim zachowaniu pozorów od prawdy, to teoria podświadomości jest jednym z osiągnięć zasadniczych. W rezultacie nadała ona nowy wymiar pojęciu uczciwości 3, (*) (Przypis na końcu rozdziału) tworząc tym samym nową podstawę krytycznego myślenia. Przed Freudem uważano, że wystarczy znać świadome intencje człowieka, żeby ocenić jego szczerość. Po Freudzie to już było za mało: w gruncie rzeczy niewiele. Poza świadomością czaiła się rzeczywistość utajona - podświadomość: klucz do prawdziwych intencji człowieka. Analizowanie postaci (lub zbadanie jej zachowań z psychoanalitycznego punktu widzenia) sprawiło, że konwencjonalny wizerunek mieszczańskiej (bądź innej) "przyzwoitości", wraz z jej hipokryzją i nieprawością, właściwie zatrząsł się w posadach. Człowiekowi już nie wystarczało usprawiedliwienie własnych poczynań dobrymi intencjami 4. (*) (Marksowskie pojęcie "ideologii" ma to samo znaczenie co Freudowska "racjonalizacja", chociaż Marks nie próbował badać psychologicznego mechanizmu represyjności. (Por. E. Fromm, "Beyond the Chains of illusion", Trident Press and Pocket Books, Nowy Jork 1962) (*) Owe dobre intencje, jeżeli nawet były subiektywnie najzupełniej szczere, podlegały dalszemu starannemu badaniu: wobec każdej kierowane było pytanie: "co się za tym kryje?", lub jeszcze lepiej: "kim jesteś, ty ukryty za tobą"? Bo w gruncie rzeczy Freud umożliwił zbliżenie się do pytania "kim jesteś i kim ja jestem?", wyprowadzonego z ducha nowej rzeczywistości. Freudowską teorię przenika jednak głęboko sięgającą dwoistość 5. (*) (Bardziej szczegółowo analizuję to zagadnienie w rozdziale 2) (*) Freud, otwierając drogę do zrozumienia "fałszywej świadomości" i ludzkiego samozakłamania, był radykalnym (chociaż nie rewolucyjnym) myślicielem, który poszerzył o pewien obszar granice, w jakich tkwiło jego społeczeństwo. Był w pewnej mierze krytykiem społecznym, zwłaszcza w Przyszłości złudzenia. A jednocześnie wyrastał z uprzedzeń i filozofii swojej klasy i okresu historycznego. W ujęciu Freuda podświadomość była przede wszystkim siedzibą tłumionej seksualności, a odniesieniem dla "uczciwości" były głównie perypetie z libido w dzieciństwie: Freudowska krytyka społeczna ograniczała się do represywności seksualnej społeczeństwa. Freud był śmiałym i radykalnym myślicielem, kiedy dokonywał wielkich odkryć, jeżeli jednak chodziło o wyciąganie wniosków, to hamowała go niezachwiana wiara, że społeczeństwo, do którego należy, aczkolwiek bezspornie niedoskonałe, stanowi najwyższą formę ludzkiego rozwoju i że nie da się ulepszyć jego zasadniczych cech. Ta sprzeczność, tkwiąca w samym Freudzie i jego teorii, nasunęła następujące pytanie: który z aspektów rozwiną uczniowie? Czy będą podążać za tym Freudem, który kontynuował prace Kopernika, Darwina i Marksa, czy też zadowolą się tym Freudem, którego myśli oraz odczucia ograniczały się do mieszczańskiej ideologii i mieszczańskich doświadczeń? Czy zechcą Freudowską szczególną teorię podświadomości, wywiedzioną z seksualności, rozwinąć w teorię ogólną, której przedmiotem byłaby pełnia doświadczeń tłumionej, represjonowanej psychiki? Czy doprowadzą szczególną Freudowską figurę wyzwolenia seksualnego do wymiaru figury ogólnego wyzwolenia poprzez poszerzenie obszaru świadomości? Mówiąc inaczej i ogólniej: czy rozwiną najtęższe i najbardziej rewolucyjne idee Freuda, czy też położą nacisk na takie teorie, które najłatwiej zdoła sobie przyswoić społeczeństwo konsumpcyjne? Od Freuda można zmierzać zarówno w jednym, jak i w drugim kierunku. Jednak jego ortodoksyjni uczniowie wybrali Freuda - reformatora, a nie radykała. Nie potrafili rozwinąć teorii Freudowskiej przez wyzwolenie jej zasadniczych odkryć z ciasnych ram narzuconych przez czasy i wypełnienie nimi konstrukcji szerszej i bardziej radykalnej. Wyprzedawali tę aurę radykalizmu, która przed pierwszą wojną światową spowijała psychoanalizę, kiedy rzeczą śmiałą i rewolucyjną było demaskowanie hipokryzji seksualnej. Przewaga uczniów nastawionych konformistycznie wiązała się częściowo ze szczególnym rysem osobowości Freuda, który był nie tylko uczonym i terapeutą, ale i "reformatorem", wierzącym we własną misję: stworzenie ruchu służącego zreformowaniu człowieka w sferze racjonalności i etyki 6. (*) (Jeszcze w roku 1910 Freud zamyślał skłonić swoich zwolenników do wstępowania do Międzynarodowego Bractwa na rzecz Etyki i Kultury, które miały przekształcić się w organizację wojujących psychoanalityków. Wkrótce porzucił ten projekt i zastąpił go planem założenia Międzynarodowego Towarzystwa Psychoanalityków. Por. E. Fromm, "Sigmund Freud's Mission", Harper & Row, Nowy Jork 1959, rozdział 8) (*) Był uczonym, ale mimo teoretycznych zainteresowań nie tracił nigdy z oczu "ruchu" i polityki dotyczącej tej sprawy. Ludzie, których uczynił liderami tego ruchu, w ogóle nie byli zdolni do krytyki radykalnej. Freud nie mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, ale wybrał ich, ponieważ cechowali się pewną wybitną właściwością - niekwestionowaną lojalnością wobec Freuda i wobec owego ruchu: i rzeczywiście, wielu z nich nabrało charakterystycznych cech biurokraty związanego z pierwszą lepszą organizacją polityczną. Od kiedy ruch zaczął kontrolować zarówno teorię, jak i praktykę terapeutyczną, tego rodzaju wybór przywódców Wstęp Szkice składające się na tę książkę, pisane w odmiennych czasach, między rokiem 1932 a 1969, łączy wspólny wątek; wzajemne oddziaływanie czynników psychologicznych i społecznych. Postanowiłem opublikować wczesne pisma wydane pierwotnie po niemiecku, gdyż są do dzisiaj najpełniejszą, a zarazem najściślejszą prezentacją podstaw teoretycznych, na których oparłem późniejsze prace. Wydaje mi się, że te wczesne pisma są dzisiaj szczególnie aktualne, gdyż poruszają temat, który współcześnie budzi żywe dyskusje, zwłaszcza kiedy chodzi o wzajemne odniesienia teorii Marksa i Freuda, dyskusje - obawiam się - po trosze dyletanckie i mylące. Niewiele chciałbym zmienić w tych wczesnych pismach, może z wyjątkiem tego, że dzisiaj nie sięgałbym do Freudowskiej kategorii libido, co zresztą dla istoty wywodu nie ma większego znaczenia. Oparłem się pokusie dokonywania zmian, natomiast wskazałem w przypisach niezgodności między tym, co wynika z tekstów, a moimi obecnymi sądami; przeróbki polegają jedynie na skróceniu szkiców tam, gdzie wydawały mi się przydługie bądź tam, gdzie chodziło o drobiazgi dziś już mało zajmujące. Obszerny wstępny szkic, "Kryzys psychoanalizy", został napisany z myślą o tym zbiorze (podobnie Współczesność i matriarchat oraz Epilog). Poświęcony w zasadzie teorii i terapii psychoanalitycznej, jest próbą zbadania społecznych uwarunkowań psychoanalizy, podobnie jak następny, który dotyczy Freudowskiego modelu człowieka. Teksty powstawały z rozmaitych powodów, rozdziały różnią się więc stylem, a pewne twierdzenia powtarzają się. Można by tego uniknąć i skrócić szkice, niszcząc jednak ich formę. Przyjęty kształt - mam nadzieję - nie razi czytelnika, zwłaszcza że te powtarzające się tu i ówdzie sądy nie są identyczne - raz bowiem uwypuklają te, raz inne względy i dzięki temu lepiej objaśniają się nawzajem. Szkic "Kryzys psychoanalizy" jest rekapitulacją myśli rozwiniętych szerzej w większym i nie opublikowanym jeszcze studium roboczo nazwanym "Psychoanaliza humanistyczna", do którego powstania przyczyniło się stypendium badawcze Research Grant 5 ROIMNH 13144-02, przyznane przez Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego przy U.S Public Health Service. Chciałbym wyrazić gorące podziękowania Josephowi Cunnenowi z domu wydawniczego Holt, Rinehardt i Winston za zrozumienie i daleko idącą pomoc podczas przygotowywania rękopisu do druku, a także dr. Jerome'owi Bramsowi za wsparcie, jakim były dyskusje o psychologii ego. E.F. Styczeń 1970 I. Kryzys psychoanalizy Współczesna psychoanaliza przeżywa kryzys, którego zewnętrznym objawem jest spadek liczby studentów wybierających staż w instytutach psychoanalitycznych, a także spadek liczby pacjentów szukających pomocy psychoanalityka. W ostatnich latach pojawiły się terapie konkurencyjne, ich twórcy utrzymują, że przynoszą one lepsze rezultaty w znacznie krótszym czasie za znacznie mniejsze pieniądze. Psychoanalityk - którego jeszcze przed dziesięcioma laty członkowie miejskiej klasy średniej uważali za wyrocznię, jeżeli chodzi o ich duchowe udręki - został teraz zepchnięty do defensywy przez konkurujących z nim psychoterapeutów i stracił monopol uzdrowiciela. Będzie nam łatwiej ocenić ów kryzys, gdy weźmiemy pod uwagę historię terapii psychoanalitycznej. Ponad pół wieku temu psychoanaliza stworzyła nową dziedzinę, a mówiąc językiem ekonomii - nowy rynek. Wcześniej psychiatra mógł się zaopiekować człowiekiem, kiedy człowiek ów był albo bardzo chory psychicznie, albo dotknięty objawami dojmującymi i degradującymi społecznie. Mniej dotkliwe kłopoty psychiczne uważano za domenę bądź duchownego, bądź lekarza domowego, w większości Erich Fromm 012 Kryzys psychoanalizy. Strona 1 z 19 1 musiał wywrzeć znaczący wpływ na rozwój psychoanalizy. Inni uczniowie odeszli: Jung między innymi 7 (*) (Patrz: rozdział 2) dlatego, że był konserwatywnym romantykiem: Adler, ponieważ był bardziej powierzchownym, chociaż bardzo utalentowanym racjonalistą. Rank rozwinął interesujące poglądy, został jednak odepchnięty, w mniejszym chyba stopniu przez dogmatyczną postawę Freuda, co raczej na skutek zawiści konkurentów. Ferenczi, może najbardziej kochany spośród uczniów i najhojniej obdarzony wyobraźnią, nie mający ambicji "lidera" ani odwagi, by zerwać z Freudem, został mimo to bezceremonialnie odtrącony, kiedy pod koniec życia dopuścił się odchyleń w paru istotnych punktach. Wilhelm Reich został usunięty z organizacji, mimo - a raczej dlatego - że doprowadził Freudowską teorię płci do ostatecznych konsekwencji: sprawa Reicha jest szczególnie interesującym przykładem lęku psychoanalitycznej biurokracji (w tym wypadku również samego Freuda) przez zmianą postawy reformatorskiej na radykalną w tej właśnie dziedzinie, którą Freud uczynił jądrem swego systemu. Zwycięzcy walk zaprowadzili na dworze Freuda ścisłą kontrolę, chociaż między nimi też toczyła się rywalizacja i również odgrywała rolę zawiść. Najbardziej drastyczny ślad bitew, jakie toczyli między sobą członkowie grupy, można znaleźć w "dworskiej biografii" Ernesta Jonesa, w której autor uznał dwóch swoich głównych rywali Ferencziego i Ranka, za chorych umysłowo w chwili odejścia 8. (*) (Por. list Michaela Balinta do redaktora "The International Journal of Psycho - Analysis", t. 34, 1958. Por. również moje szczegółowe roztrząsania na temat stosunku Freuda do Ferencziego zawarte w "The Dogma of Christ" s. 131 - 147 (Holt, Rinehardt i Winston, Nowy Jork 1963; wydanie polskie "Dogmat Chrystusa", Test, Lublin 1992), a także moje uwagi na temat w "Sigmund Freud's Mission", rozdział 6) (*) Najbardziej ortodoksyjni psychoanalitycy pozwalali się kontrolować psychoanalitycznej biurokracji, dostosowali się do jej reguł, a przynajmniej zapewniali na głos o lojalności. Niemniej wśród tych, którzy byli związani z organizacją, znaleźli się i tacy, którzy wnieśli oryginalny i ważny wkład do teorii i terapii psychoanalitycznej, jak: S. Rado, F. Alexander, Frieda Fromm - Reichman, Balintowie, R. Spitz, E. Erikson i wielu, wielu innych. Jednak zrzeszeni w organizacji psychoanalitycy w przygniatającej większości skłonni byli dostrzegać tylko to, co chcieli dostrzec (i to czego się po nich spodziewano, że dostrzegą). Za jeden z najbardziej uderzających niech posłuży oczywisty fakt pomijany niemal w całej ortodoksyjnej literaturze psychoanalitycznej, że małe dziecko jest bardzo intensywnie związane z matką na długo przed rozwinięciem się "kompleksu Edypa" i że ten pierwotny związek z matką jest udziałem tak chłopców, jak i dziewcząt. Nieliczni, najbardziej twórczy i śmiali psychoanalitycy, np. Ferenczi, dostrzegali ów związek i przedstawiali w opisie klinicznym, kiedy jednak przechodzili na grunt teorii, powtarzali sformułowania Freuda, nie czyniąc żadnego użytku z własnych klinicznych obserwacji 9. (*) (John Bowlby w dociekliwej rozprawie "Istota związku dziecka z matką" szczegółowo przedstawił historię teorii psychoanalitycznej z uwzględnieniem tego aspektu i zwrócił również uwagę na sprzeczność między opisami klinicznymi a teorią w pracach autorów z kręgu psychoanalizy. ("The International Journal of Psycho - Analysis", t. 34, 1958, s. 355 - 372). (*) Innym przykładem paraliżujących skutków kontroli biurokratycznej jest jednogłośna akceptacja założenia, że kobiety to wykastrowani mężczyźni, wyrażana przez niemal wszystkich ortodoksyjnych psychoanalityków wbrew oczywistym danym klinicznym i wbrew temu, że zarówno dociekania biologiczne, jak i antropologiczne mówią coś wręcz przeciwnego. To samo odnosi się do roztrząsań na temat agresji. Póki sam Freud poświęcał niewiele uwagi agresywności człowieka, póty autorzy psychoanalityczni również ją lekceważyli, ale po odkryciu przez Freuda popędu śmierci, centralnym tematem stała się destruktywność. Już samo zaakceptowanie pojęcia popędu śmierci spowodowało, że natrafili na wiele przeszkód (ponieważ - jak sądzę - byli zbyt przywiązani do mechanistycznej teorii instynktów, żeby docenić głębię nowej teorii), ale i wtedy próbowali dopasowywania, postulując istnienie "popędu destrukcyjnego" jako przeciwieństwa popędu seksualnego: tym samym odrzucali stare przeciwstawienie instynktów seksualnego i samozachowawczego, a jednocześnie posługiwali się starym pojęciem instynktu 10. (*) (Przypis na końcu rozdziału) Z powyższych uwag mogłoby wynikać, że Freud ponosi winę za jałowość ortodoksyjnej myśli psychoanalitycznej. Z pewnością byłby to niewłaściwy wniosek. W końcu nikt nie zmuszał psychoanalityków do uległości: byli wolni i mogli myśleć, co im się podoba. W najgorszym razie mogli zostać wykluczeni z organizacji, zresztą ci nieliczni, którzy zdobyli się na "śmiały" krok nie ponieśli z tego powodu żadnych bolesnych szkód, jeśli pominąć napiętnowanie przez biurokrację odmawiającą im tytułu psychoanalityka. Cóż więc powściągało ich śmiałość? Był pewien oczywisty powód. System, który wypracował Freud, był atakowany i ośmieszany przez niemal wszystkich "szacownych" profesjonałów i członków akademii, ponieważ ów system naruszał wówczas liczne tabu i podważał obiegowe sądy. Wrogość otoczenia sprawiała, że - psychoanalityk działający w pojedynkę nie czuł się bezpiecznie. Można więc zrozumieć, że szukał oparcia w przynależności do organizacji, co upewniło go, że nie jest osamotniony, że jest członkiem sekty toczącej walkę i że skrupulatnie przestrzegane posłuszeństwo wobec organizacji sprawi, że będzie ona go chronić, kiedy już psychoanalityk zostanie przez nią należycie "namaszczony". Było też naturalne, że wraz z wiarą w organizację rozwinął się swoisty "kult jednostki". Trzeba wziąć również pod uwagę jeszcze jeden czynnik. Psychoanaliza utrzymywała, że zna rozwiązanie zagadki ludzkiego umysłu. W rzeczywistości znała pewne "odpowiedzi" - jeżeli w tej dziedzinie coś takiego w ogóle istnieje - dotyczące pewnego aspektu zagadki: jednak, zważywszy ogrom problemu, znacznie więcej pozostawało obszarem wciąż nieznanym. Jeżeli jakiś psychoanalityk zdawał sobie sprawę z fragmentaryczności własnej wiedzy - teoretycznej czy terapeutycznej - to musiał się czuć bardzo niepewnie w sytuacji, w której nawet to, co wie, jest ośmieszane i odrzucane. Czy wobec tego nie było czymś naturalnym, że podtrzymywał iluzję, jakoby Freud posiadł - w zasadzie - całą prawdę i wobec tego on sam, w magiczny sposób, jako członek organizacji, dzieli z Freudem tę właściwość? Rzecz jasna, mógł przyjąć do wiadomości fakt, że jego wiedza jest cząstkowa i ma charakter hipotetyczny, ale wymagałoby to nie tylko sporej niezależności i odwagi, ale i produktywnego myślenia. A to z kolei wymagałoby od każdego psychoanalityka raczej zajęcia dociekliwej postawy badacza niż profesjonalisty, który stara się korzystać ze swej teorii, żeby zarobić na życie. Naturalnie, ten sam proces, który tu opisałem w związku z ruchem psychoanalitycznym - proces zbiurokratyzowania i wyalienowania myśli - można zaobserwować w historii wielu ruchów politycznych, filozoficznych i religijnych. Stosunkowo rzadko występuje w historii nauki: z drugiej strony, najbardziej twórcze idee naukowe grzęzły i popadały w zastój w atmosferze biurokracji i dogmatyzmu 11. (*) (Dobrym przykładem na biurokratyczne zniekształcenie nauki jest zniekształcenie teoretycznych odkryć Marksa przez stalinizm i przejściowe zniszczenie nauk genetycznych przez szkołę Łysenki pod rządami Stalina). (*) Rozwój ruchu psychoanalitycznego naszkicowałem pobieżnie, ponieważ istnieje poważniejszy, aczkolwiek niedostatecznie rozpoznany, czynnik, z którym kryzys psychoanalizy zrasta się głęboko 12. (*) (Przypis na końcu rozdziału) Przedstawiając negatywne skutki wynikające ze zbiurokratyzowania ruchu psychoanalitycznego, zajmowaliśmy się jednym tylko czynnikiem prowadzącym do kryzysu. Ważniejsze są jednak zmiany społeczne, które po pierwszej wojnie światowej narastały coraz szybciej. O ile z początkiem stulecia mieszczański liberalizm wciąż zawierał elementy radykalnej krytyki i reformatorstwa, o tyle trzon klasy średniej stawał się bardziej konserwatywny, w miarę jak stabilizacji systemu zaczęły zagrażać nowe siły ekonomiczne i polityczne. Automatyzacja, wyłonienie się "człowieka zorganizowanego" z towarzyszącą temu utratą indywidualności, pojawienie się dyktatur w ważnych obszarach świata, groźba wojny nuklearnej - oto - kilka ważniejszych czynników, które sprawiły, że klasa średnia znalazła się w defensywie. Większość psychoanalityków, dzieląc lęki klasy średniej, dzieliła również jej defensywną i ostrożną postawę. W odróżnieniu od tej większości istniała niewielka mniejszość radykalnie nastawionych psychoanalityków - psychoanalityczna "lewica" - którzy starali się kontynuować i rozwijać radykalny system Freuda i zharmonizować Freudowskie poglądy psychoanalityczne ze społecznymi i psychologicznymi poglądami Marksa. Byli wśród nich S. Bernfeld i Wilhelm Reich, którzy próbowali dokonać syntezy freudyzmu i marksizmu 13. (*) (W późniejszych latach, przebywając w Stanach Zjednoczonych, Reich całkowicie odwrócił się od teorii marksistowskiej i stracił zupełnie sympatię do socjalizmu, który uważał za system gorszy od liberalnej polityki Roosevelta i Eisenhovera. (Por. Ilse Reich - Ollendorf, Wilhelm Reich, St. Martin's Press Inc. Nowy Jork 1969) (*) Moje własne prace również dotyczą tego samego zagadnienia, poczynając od Psychoanalyse und Soziologie (1928) i Das Christusdogma (1930) 14. (*) (Przekład angielski: "The Dogma of Christ" (Holt, Rinehardt & Winston Inc., Nowy Jork 1963; wydanie polskie "Dogmat Chrystusa", Test, Lublin 1992); myśli tam zawarte zostały rozwinięte w dwóch tekstach z roku 1932 zamieszczonych w niniejszym tomie jako rozdziały 8 i 9). (*) Już w nowszych czasach R.D. Laing, jedna z najbardziej oryginalnych i twórczych postaci współczesnej psychoanalizy, błyskotliwie poruszył zagadnienia psychoanalizy postrzeganej z pozycji radykalnej politycznie ihumanistycznie. Równie ważny jest wpływ psychoanalizy na radykalną awangardę artystyczną i literacką. Bardzo interesujące jest to, że radykalne możliwości Freuda, generalnie lekceważone przez zawodowych psychoanalityków, okazały się bardzo atrakcyjne dla radykalnych prądów w zupełnie innych dziedzinach. Ów wpływ zaznaczył się dobitnie zwłaszcza u surrealistów, ale się na nich nie kończy. Również w ostatnim dziesięcioleciu widać, że zagadnienia psychoanalizy intensywnie zaprzątają wielu filozofów radykalnych politycznie 15. (*) (Na przykład francuskie pismo "L'Homme et la Societe" (Edition Anthropos) przygotowało w roku 1969 specjalne wydanie, którego tematem były "Freudo - marksizm i socjologia alienacji"). (*) W osnowie filozofii egzystencjalnej Jeana - Paula Sartre'a można dostrzec bardzo interesujące ujęcia stanowiące pod pewnymi względami dopełnienie myśli psychoanalitycznej. Poza Sartre'em i Normanem O. Brownem najbardziej znany w tym kręgu jest Herbert Marcuse, który swe zainteresowania związkami Marksa z Freudem dzieli z kilkoma członkami Instytutu Badań Społecznych we Frankfurcie, z Maxem Horkheimerem i nieżyjącym już Theodorem Adorno. Są jeszcze inni, zwłaszcza marksiści i socjaliści, którzy w ostatnich latach wykazali znaczne zainteresowanie tym zagadnieniem i sporo o nim napisali. Niestety, nowe piśmiennictwo często niedomaga, ponieważ autorami niejednokrotnie są "filozofowie psychoanalizy" o niedostatecznej wiedzy klinicznej. Żeby zrozumieć Freudowskie teorie, nie trzeba być psychoanalitykiem, ale należy znać ich kliniczne podstawy: zresztą niezmiernie łatwo przeinaczyć idee Freuda i nieopatrznie cytować go bez większego sensu, gdy brak wystarczającej wiedzy o całym systemie. Pisarstwo Marcuse'a na temat psychoanalizy, obszerniejsze niż jakiegokolwiek innego filozofa, to dobry przykład specyficznych przeinaczeń narzuconych teorii psychoanalizy przez "filozofię psychoanalizy". Marcuse zapewnia, że w swoich pracach" porusza się wyłącznie w sferze teorii i że trzyma się z dala od dyscypliny technicznej, jaką stała się psychoanaliza".Takie oświadczenie dezorientuje. Daje do zrozumienia, że psychoanaliza została zapoczątkowana jako system teoretyczny, żeby stać się później stać się "dyscypliną techniczną"; tymczasem - rzecz jasna - podstawą metapsychologii Freuda były jego badania kliniczne. Co Marcuse rozumie przez "dyscyplinę techniczną"? Niekiedy wydaje się, że chodzi mu jedynie o zagadnienia terapii; kiedy indziej używa jednak słowa "techniczny" w odniesieniu do danych klinicznych, empirycznych. Tymczasem nie da się obronić rozdzielenia filozofii oraz teorii analitycznej z jednej strony od psychoanalitycznych danych klinicznych z drugiej, skoro chodzi o naukę, której pojęć i teorii nie da się zrozumieć w oderwaniu od zjawisk klinicznych będących podstawą ich rozwoju. Konstruowanie "filozofii psychoanalizy" ignorującej swe własne podstawy empiryczne musi prowadzić nieuchronnie do poważnych błędów w rozumieniu teorii. Powtórzę jeszcze raz: nie sugeruję tutaj, że trzeba być psychoanalitykiem czy chociażby poddać się psychoanalizie, żeby dyskutować na jej temat. Jeżeli jednak chce się zrozumieć zagadnienia psychoanalityczne, to należy wykazać pewne zainteresowanie danymi empirycznymi dotyczącymi jednostek bądź zbiorowości i mieć pewne przygotowanie w tej mierze. Marcuse i inni uparcie posługują się takimi pojęciami, jak regresja, narcyzm, perswazje etc. tkwiąc w świecie spekulacji najzupełniej abstrakcyjnych: korzystają z "wolności" w tworzeniu konstrukcji tyleż precyzyjnych, co fantastycznych, ponieważ brak im wiedzy empirycznej, która mogłaby być sprawdzianem tych konstrukcji. Niestety, wielu czytelników czerpie wiedzę o Freudzie w taki właśnie wypaczony sposób, nie mówiąc już o poważnych szkodach, które zawsze wyrządza kontakt z myślowym nieładem. Brak miejsca nie pozwala wdać się tu w obszerną dyskusję o takich pracach Marcuse'a wiążących się z psychoanalizą, jak Eros and Civilization, Człowiek jednowymiarowy (One - dimensional Man) i An Essay on Liberation 16. (*) (Herbert Marcuse, "Eros and Civilization" Beacon Press, Boston 1967 przekład polski "Człowiek jednowymiarowy", Warszawa 1991); "An Essay on Liberation" (Beacon Press, Boston 1968). W ostatniej pracy Marcuse zmienił wcześniejsze sądy i włączył do niej inne, niegdyś ostro przez siebie krytykowane, czego jednak nie zaznaczył otwarcie). (*) Ograniczę się do kilku uwag. Przede wszystkim Marcuse, a jest to autor poczytny, popełnia elementarne błędy, przedstawiając Freudowskie pojęcia. Na przykład: Marcuse myli Freudowską "zasadę rzeczywistości" z "zasadą przyjemności" (aczkolwiek w pewnym punkcie wymienia właściwy cytat), przyjmując, że jest kilka "zasad rzeczywistości" i stanowczo twierdząc, że cywilizacją Zachodu rządzi jedna z nich, mianowicie "zasada wykonywania". Czyżby Marcuse popełniał rozpowszechniony błąd i uważał "zasadę przyjemności"za związaną z normą hedonistyczną, mówiącą, że celem życia jest przyjemność, a "zasadę rzeczywistości" za związaną ze społeczną normą mówiącą, że ludzkie dążenia winny kierować się ku pracy i poczuciu obowiązku? Rzecz jasna Freud niczego podobnego nie miał na myśli: dla Freuda zasada rzeczywistości była "modyfikacją" zasady przyjemności, a nie jej przeciwstawieniem. Freudowskie pojęcie nazwane zasadą rzeczywistości polega na tym, że w każdej istocie ludzkiej tkwi zdolność postrzegania rzeczywistości i skłonność do zabezpieczania się przed szkodami, które może spowodować nie kontrolowane zaspokajanie instynktów. Owa zasada rzeczywistości to coś zupełnie innego niż normy danej struktury społecznej: jakaś społeczność może bardzo surowo cenzurować pragnienia i fantazje seksualne, a wtedy zasada rzeczywistości, skłaniając daną osobę do chronienia się przed samozniszczeniem, nakaże jej tłumić właśnie takie fantazje. Normy innej społeczności mogą być odwrotne i wówczas brak jest powodu, dla którego zasada rzeczywistości miałaby skutkować tłumieniem seksualności. "Zasada rzeczywistości" w znaczeniu Freudowskim jest w obu wypadkach ta sama; inna jest tylko struktura społeczna i to, co nazwałem "charakterem społecznym" danej kultury i klasy. (Na przykład społeczność wojowników wytworzy taki charakter społeczny, w którym wspierane będą popędy agresywne, a tłumione pragnienia współczucia i miłości; w społeczności pokojowej, opartej na współdziałaniu, będzie na odwrót. Inny przykład; w dziewiętnastowiecznym zachodnim społeczeństwie klasy średniej tłumione były dążenia do przyjemności i użycia, natomiast te, które sprzyjały chomikowaniu, a więc zmniejszeniu konsumpcji i radowaniu się ciułactwem, były wzmacniane; w sto lat później charakter społeczny nacechowany jest zamiłowaniem do wydawania, a jednocześnie tłumi on skłonności do chomikowania i ciułactwa, jako nie odpowiadające zapotrzebowaniu społecznemu. W każdym społeczeństwie ogólny potencjał ludzkiej energii jest przekształcony w potencjał swoisty, który może zostać wykorzystany przez społeczeństwo do jego należytego funkcjonowania. Wobec tego to, co jest tłumione, zależy od tego, jaki społeczeństwo ma charakter, a nie od odmiennych "zasad rzeczywistości". W pismach Marcuse'a w ogóle nie pojawia się jednak pojęcie charakteru w znaczeniu dynamicznym, jakim posługuje się Freud: zapewne dlatego, że nie jest ono "filozoficzne", lecz empiryczne. Równie poważnego wypaczenia teorii Freuda dopuszcza się Marcuse, posługując się Freudowskim pojęciem tłumienia. "Pojęć tłumienie, tłumiący w rozumieniu nietechnicznym" - pisze Marcuse - "używa się, żeby określić zarówno świadome, jak i nieświadome, zewnętrzne i wewnętrzne procesy ograniczania, przymuszania i tłumienia" 17 (*) (Herbert Marcuse, "Eros and Civilization", Beacon Press, Boston 1955, s. 8). (*) Jednak główną kategorią systemu Freudowskiego jest "tłumienie" w znaczeniu dynamicznym, mianowicie że to, co stłumione, nie jest uświadomione. Jeżeli pojęcia "tłumienia" użyje się zarówno wobec danych świadomych, jak i podświadomych, to znika cała doniosłość Freudowskich pojęć zarówno tłumienia, jak i podświadomości. To prawda, że słowo "tłumienie" ma dwa znaczenia. Pierwsze - obiegowe - oznacza dosłownie tłumić: czyli gnębić, represjonować, uciskać, przygniatać; natomiast drugie, używane przez Freuda, psychologiczne (i stosowane w psychologii już wcześniej), oznacza usunięcie czegoś ze świadomości. I oba znaczenia nie mają ze sobą nic wspólnego. Bezkrytycznie posługując się pojęciem tłumienia, Marcuse przekłamuje podstawowe zagadnienie psychoanalizy. Rozgrywa dwojakie znaczenia słowa "tłumienie", jakby oba znaczenia były jednymi - w ten sposób znaczenie psychoanalityczne przepada, natomiast pojawia się gładka formuła, która dzięki niejednoznaczności słowa stapia kategorie polityczne i psychologiczne. Innym przykładem podejścia Marcuse'a do pojęć Freudowskich jest teoretyczne zagadnienie konserwatywnej natury Erosa i popędu życiowego. Marcuse mocno podkreśla "fakt", że Freud przypisuje tę samą konserwatywną naturę (powracania do wcześniejszego stadium) zarówno Erosowi, jak i instynktowi śmierci. Najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że Freud po pewnych wahaniach doszedł w "Zarysie psychoanalizy" do przeciwstawnego wniosku, iż Eros nie wykazuje konserwatywnej natury, i przyjął to stanowisko mimo poważnych trudności teoretycznych jakie, stwarzało 18. (*) (Sigmund Freud, "An Outline of Psychoanalysis", (Abriss der Psychoanalise), Standard Edition, The Hogarth Press, London 1938, s. 149.) (*) Jeżeli książkę "Eros and Civilization" ogołocimy z wielosłowia, to okaże się, że dla nowego człowieka w nierepresyjnym społeczeństwie ideałem będzie odnowienie seksualności pregenitalnej, zwłaszcza skłaniającej się ku sadyzmowi i koprofilii. Wygląda na to, że ideałem Marcuse'owskiego "nierepresyjnego społeczeństwa" jest w gruncie rzeczy jakiś infantylny raj, w którym praca zawsze jest zabawą i gdzie nie ma miejsca na poważny konflikt ani na tragedię. (Marcuse ani razu nie próbuje rozgryźć problemu, jakim jest konflikt między takim ideałem a strukturami zautomatyzowanego przemysłu). Ów ideał cofnięcia się do infantylnej, rządzonej przez libido organizacji splata się z atakiem na fakt, że seksualizm genitalny zdominował popędy pregenitalne. Żonglerka słowna prowadzi tu do tego, że podporządkowanie oralnych i analnych pragnień erotycznych prymatowi genitalności zostaje utożsamione z małżeństwem monogamicznym, z rodziną mieszczańską i wreszcie z regułą, że genitalna przyjemność seksualna jest tylko wtedy dopuszczalna, kiedy służy prokreacji. Atakując "dominację" genitalną, Marcuse pomija oczywisty fakt, że seksualność genitalna nie ogranicza się w żadnym przypadku do prokreacji; i mężczyźni, i kobiety zawsze oddawali się przyjemnościom seksu, niekoniecznie łącząc je z zamiarem prokreacji, a historia od bardzo dawna zna metody unikania ciąży. Marcuse właściwie podsuwa taką myśl: ponieważ perswazje - jak sadyzm czy koprofilia - nie skutkują prokreacją, są zatem bardziej "wolne" niż seksualizm genitalny. Marcuse, stosując rewolucyjną retorykę, zaciemnia fakt, że jego postawa ma charakter irracjonalny i antyrewolucyjny. Marcuse'a pociągają - jak niektórych awangardowych artystów i pisarzy, poczynając od de Sade'a i Marinettiego, a kończąc na współczesnych - infantylne zwrócenie się wstecz, perwersje oraz - jak sądzę - skrycie: destrukcja i nienawiść. Wyrażanie w literaturze i sztuce upadku społecznego bądź naukowe analizowanie go jest 2 Erich Fromm 012 Kryzys psychoanalizy. Strona 2 z 19 całkowicie zasadne; jeżeli zaś artysta lub pisarz podziela i gloryfikuje chorobliwość społeczeństwa, które chce zmienić, to sam jest zaprzeczeniem rewolucyjności. Jest z tym blisko spokrewniona Marcuse'owska gloryfikacja Narcyza i Orfeusza, natomiast Prometeusz (którego, nawiasem mówiąc, Marks nazywał "najwspanialszym ze świętych i męczenników w filozoficznym kalendarzu") zostaje zdegradowany do roli "archetypicznego bohatera zasady rzeczywistości" 19. (*) (Ibid., rozdział 8) Orficko - narcystyczne wizje "powierzane są światu podziemnemu i śmierci". Orfeusz, zgodnie z klasyczną tradycją, jest "łączony z wprowadzeniem do homoseksualizmu". Jednak, powiada Marcuse, "Orfeusz, podobnie jak Narcyz, odtrąca normalnego Erosa nie dla ideału ascezy, lecz dla Erosa pełniejszego. Podobnie jak Narcyz, protestuje on przeciw represyjnemu porządkowi prokreacyjnej seksualności. Ten orficki i narcystyczny Eros jest zaprzeczeniem tego porządku - jest Wielką Odmową" 20. (*) (Ibid., s. 171.) Ową Wielką Odmowę również przedstawiono jako "odmowę oddzielenia się od przedmiotu (lub podmiotu) pożądanego przez libido" 21, (*) (Ibid., s. 170.) w tej ostatniej analizie jest to odmowa dorastania, odmowa oderwania się w pełni od matki i gleby, i odmowa doświadczenia pełnej radości seksualnej (genitalnej, nie zaś analnej lub sadystycznej). (Dziwna sprawa, bo wydaje się, że w "Człowieku jednowymiarowym" Wielka Odmowa całkowicie zmieniła treść, ale nie ma ani słowa o tej zmianie; nowe znaczenie polega na odmowie użycia pojęć, które są pomostem między teraźniejszością a przyszłością). Doskonale wiadomo, że taka myśl jest dokładną odwrotnością Freudowskiej koncepcji rozwoju człowieka i raczej koresponduje z Freudowską koncepcją nerwicy i psychozy. Idea wyzwolenia od supremacji seksualności genitalnej jest też - rzecz jasna - najzupełniej sprzeczna z ideą wyzwolenia seksualnego, którą zaproponował Reich, a która dzisiaj kwitnie w najlepsze. Marcuse pomija fakt, że dla Freuda ewolucja libido od pierwotnego narcyzmu po poziom oralny, analny a wreszcie genitalny nie jest w istocie sprawą narastającego tłumienia, lecz biologicznym procesem dojrzewania prowadzącym do nadrzędnej pozycji seksualności genitalnej. Dla Freuda osoba zdrowa to taka, która osiągnęła poziom genitalny i której stosunek seksualny sprawia przyjemność; cały Freudowski schemat ewolucyjny opiera się na koncepcji, że genitalność to najwyższy stopień rozwoju libido. Nie zarzucam tu Marcuse'owi, że odstępuje od Freuda. Zarzucam mu wywoływanie zamętu nie tylko na skutek błędnego stosowania Freudowskich pojęć, ale również w wyniku stwarzania wrażenia, że właśnie Marcuse reprezentuje freudyzm, co najwyżej nieznacznie skorygowany. Tymczasem Marcuse konstruuje teorię przeciwstawną wszystkiemu, co jest istotą myśli Freuda. Osiąga to, cytując zadania wyrwane z kontekstu lub twierdzenia, z którym Freud z czasem wycofał się, bądź też przez czystą nieznajomość stanowiska Freuda i tego co ono znaczy. Mniej więcej tak samo jak z Freudem, postępuje Marcuse z Marksem. Wprawdzie krytykuje marginesowo Marksa za nie odnalezienie całej prawdy o nowym człowieku, jednak stwarza wrażenie, że bez reszty podziela Marksowskie nastawienie wobec społeczeństwa socjalistycznego. Nigdzie nie komentuje jednak faktu, że jego własny ideał infantylnego nowego człowieka jest dokładnym zaprzeczeniem ideału Marksowskiego: człowieka produktywnego, samodzielnego, zdolnego do miłości i zainteresowanego wszystkim, co dzieje się wokół. Nie sposób wyzbyć się wrażenia, że Marcuse wykorzystuje popularność Freuda i Marksa wśród młodego pokolenia po to, by jego własny - antyfreudowski i antymarksowski - wzór Nowego Człowieka wydał się bardziej atrakcyjny. Jak to możliwe, że taki uczony humanista jak Marcuse ma przed oczami do tego stopnia zniekształcony obraz psychoanalizy? Wydaje mi się, że odpowiedzi należy szukać w szczególnego rodzaju korzyści jaką Marcuse'owi - podobnie jak niektórym innym intelektualistom - podsuwa psychoanaliza. Dla Marcuse'a psychoanaliza nie jest empiryczną metodą odsłaniania podświadomych pragnień człowieka, ukrytych pod maską zracjonalizowania, nie jest teorią ad personam, która ujawnia charakter i różnorakie podświadome motywacje "rozsądnych" na pozór działań. Dla Marcuse'a psychoanaliza jest zbiorem metapsychologicznych spekulacji o śmierci, o instynkcie życia infantylnej seksualności, etc. Wielkim osiągnięciem Freuda okazało się podjęcie wielu zagadnień pozostających przedtem wyłącznie w obrębie abstrakcyjnego filozofowania i uczynienie ich przedmiotem badań doświadczalnych. Natomiast Marcuse, jak się wydaje, usiłuje to osiągnięcie unieważnić i z powrotem zamienić je w przedmiot filozoficznych spekulacji - w danym wypadku mętnych. Oprócz psychoanalityków lewicowych oraz wspomnianych już członków Freudowskiej organizacji, chciałbym szczególnie zwrócić uwagę na czterech psychoanalityków, których dorobek jest bardziej systematyczny i wywarł większy wpływ w porównaniu z dokonaniami innych. (Pomijam wczesnych dysydentów, jak Adler, Rank, Jung). Karen Horney pierwsza spróbowała ująć krytycznie Freudowską psychologię kobiety, później zaś - pomijając teorię libido, natomiast podkreślając znaczenie czynników kulturowych - rozwinęła tę próbę i doprowadziła do wielu płodnych konstatacji. Harry Stack Sullivan, podobnie jak Horney, uznawał doniosłość czynników kulturowych i w swoim ujęciu psychoanalizy jako teorii "stosunków interpersonalnych" również odrzucał teorię libido. O ile jego teoria człowieka jest - moim zdaniem - w jakiś sposób ograniczona faktem, że tworząc model człowieka odwołuje się bez reszty do współczesnego człowieka wyalienowanego, o tyle głównym osiągnięciem Sullivana było wniknięcie w świat fantazji i procesy komunikowania się ciężko chorych pacjentów, a zwłaszcza schizofreników 22. (*) (Zazwyczaj Horney, Sullivana i mnie klasyfikuje się jako "kulturalistów" lub "neofreudytów", jednak trudno taką klasyfikację umotywować. Byliśmy przyjaciółmi, pracowaliśmy razem i podzielaliśmy pewne poglądy, zwłaszcza łączyło nas krytyczne nastawienie wobec teorii libido: mimo to dzielące nas różnice były większe niż podobieństwa, zwłaszcza gdy chodzi o "kulturowy" punkt widzenia. Horney i Sullivan rozpatrywali wzory kulturowe w tradycyjnym, antropologicznym znaczeniu, tymczasem moje podejście opierało się na analizie sił ekonomicznych, politycznych i psychologicznych będących podstawą społeczeństwa). (*) Erik H. Erikson wniósł znaczący wkład w teorię dzieciństwa oraz teorię społecznego wpływu na rozwój w dzieciństwie; przyczynił się także do rozwinięcia myśli psychoanalitycznej w studium zagadnień tożsamości oraz w psychoanalitycznych biografiach Lutra i Gandhiego. Wydaje mi się jednak, że Erikson nie posunął się tak daleko, jak by mógł, gdyby wyciągnął bardziej radykalne wnioski z niektórych własnych odkryć. Melanie Klein i jej szkoła mają wielkie zasługi w zwróceniu uwagi na głęboką irracjonalność człowieka, gdyż wykazali jej wyraźne przejawy u małych dzieci. Zdaniem większości psychoanalityków - a także moim - tak dowody, jak i rozumowanie Klein nie są przekonujące. Teorie jej odegrały jednak przynajmniej rolę odtrutki wobec tendencji racjonalistycznych, które coraz silniej uwidaczniają się w ruchu psychoanalitycznym. Tendencje konformistyczne wśród większości psychoanalityków przejawiają się głównie w obrębie szkoły, której cechy rozważę bardziej szczegółowo, gdyż zyskała największy prestiż i wywiera największy wpływ na ruch psychoanalityczny: chodzi o psychologię ego. Szkołę tę założyła i uprawia grupa psychoanalityków 23, (*) (Założycielami szkoły są H. Hartmann, R.M. Loewenstein, E. Kris. Wśród innych reprezentantów psychologii ego znajdują się D. Rapaport, B. Gill, G. Klein, R.R. Holt i R.W. White). (*) którzy współpracując ze sobą, rozwinęli system uzupełniający klasyczną teorię, nie kwestionując zarazem jej dotychczasowych osiągnięć. Nazwa "psycholodzy ego" wzięła się stąd, że wspomniani badacze skierowali zainteresowania teoretyczne ku ego, z dala od id, skupiającego dotychczas uwagę systemu Freuda, czyli z dala od irracjonalnych namiętności, które motywując człowieka, kryją się jednak w jego podświadomości. Owo zainteresowanie dziedziną ego ma szacowny rodowód. Zwłaszcza od kiedy Freudowski podział id - ego - super - ego wyparł dawniejsze systemowe przeciwstawienie ucs (od unconscious - tłum.) (podświadomości) i cs (od conscious - tłum.) (świadomości), pojęcie ego znalazło się w centrum teorii psychoanalizy. Zmianę terminologii przez Freuda, a do pewnego stopnia treści zagadnienia, sprowokowało - między innymi - odkrycie podświadomych aspektów ego, przez co wcześniejsze rozgraniczenia musiały się wydać przestarzałe. Innym oparciem dla twierdzenia, że psychologia ego jest organicznym rozwinięciem, głęboko zakorzenionym w klasycznej teorii Freuda, była praca Anny Freud "The Ego and the Mechanism of Defense" (1964). Psycholodzy ego podkreślali, że studium Anny Freud w żadnym razie nie było pierwszym przedstawieniem ich stanowiska. Badania dotyczące nieświadomych aspektów funkcjonowania ego Freud przeprowadził wcześniej. Jednak wbrew poprawnemu powoływaniu się na Freuda, co czyni go ojcem psychologii ego, to ojcostwo Freuda nie jest aż tak bezsporne, jak się wydaje Hartmannowi i jego grupie. Freud wykazywał wprawdzie rosnące zainteresowanie tematem ego, jednak Freudowska psychologia analityczna trwale ogniskowała się na sprawie podświadomych popędów, motywujących postępowanie, i z tego powodu Freud zawsze pozostał "psychologiem id". Psychologię ego zaprezentował publicznie Heinz Hartmann w rozprawie wydanej w rok po śmierci Freuda, tzn. w 1939 roku. W rozprawie "Ego Psychology and the Problem of Adaptation" 24 (*) (Pierwsze niemieckie wydanie rozprawy zamieszcza "Internationale Zeitschrift fur Psychoanalyse und Imago", 1939. Przekład angielski D. Rapaporta, International Universities Press, Nowy Jork 1958. Ponieważ przedstawienie psychologii ego w niniejszym tekście musi być z konieczności zwięzłe, zajmę się głównie tą właśnie rozprawą, w której poruszono już większość istotnych koncepcji dotyczących psychologii ego; zresztą bez napomknienia, że w późniejszych pracach Hartmann oraz inni członkowie jego szkoły nie dokonali żadnych znaczących uzupełnień ani udoskonaleń. Chciałbym wyrazić podziękowanie Jarome'owi Bramsowi za pomoc w przygotowaniu szerszego studium na temat psychologii ego). (*) H. Hartmann położył podstawy pod nowy system, skupiając się na procesie adaptacji. Cel rewizji objaśnia wyraźnie: "Psychoanaliza zaczęła się od studiowania patologii i zjawisk z pogranicza zwykłej psychologii i psychopatologii. Wówczas koncentrowała się na id i popędach instynktownych (...) Dzisiaj już nie wątpimy w to, że psychoanaliza może domagać się uznania za psychologię ogólną w najszerszym sensie słowa, a nasza koncepcja metod pracy, które zasadnie mogą zostać uznane za psychoanalityczne, sięga szerzej, głębiej i jest bardziej wnikliwa" 25. (*) (Ibid., s. 4.) Nowe ujęcie psychoanalizy jako psychologii ogólnej spowodowało, że psycholodzy ego skupili uwagę na zjawiskach, które starsza psychoanaliza albo pomijała, albo którymi interesowała się w ostatnich latach jedynie marginalnie, a były to: "procesy i sposoby działania tego systemu psychicznego, który odpowiada za osiągnięcia przystosowawcze" 26. (*) (Ibid., s. 5.) Teza, która stała się podstawą dalszego rozwoju psychologii ego powiada, że nie każde przystosowanie się do otoczenia, nie każdy proces uczenia czy dojrzewania są konfliktem; rozwijanie się percepcji, zamiarów, rozumienia przedmiotów, myślenia językowego, zjawisk przypomnieniowych, produktywności, poprzez fazy rozwoju motorycznego, chwytania, raczkowania, chodzenia po procesy dojrzewania i uczenia - zachodzi bez konfliktu. Następnie Hartmann zaproponował przyjęcie tymczasowej nazwy bezkonfliktowa ego - sfera (w oryginale: conflict - free ego sphere - tłum.) dla tego właśnie zespołu funkcji, które w danym czasie wywierają wpływ i skutkują poza obszarami konfliktów psychicznych. Psychologia ego podkreśla rolę woli i "zdeseksualizowanej" energii libido wraz z "odagresywnioną" energią destrukcji, które zaopatrują ego w energię pozwalającą mu wypełnić funkcje, w tym funkcję woli 27. (*) (R.W. White zwrócił uwagę, że koncepcji "neutralizacji" i "deneutralizacji" libido bądź agresywnej energii nie da się dziś obronić w świetle, tego co dzisiaj wiadomo o funkcjonowaniu systemu nerwowego. Zamiast tego White proponuje koncepcję niezależnych energii ego, istniejących od urodzenia, a wykorzystywanych w procesie rozwoju i w działaniach ego.) (*) O ile same te koncepcje oznaczają rezygnację z Freudowskiego nacisku na zainteresowanie siłami irracjonalnymi, determinującymi wolę i ograniczającymi działanie ego, o tyle zawarty w nich stosunek do id i ego jest odstępstwem jeszcze bardziej zasadniczym. Freud postrzegał id jako astrukturalne "kłębowisko namiętności"; B. Gill, za aprobatą większości psychologów ego, proponuje przyjąć, że id posiada strukturę, jeżeli nie logiczną, to przynajmniej jakąś prelogiczną. Id i ego nie są już postrzegane jako przeciwieństwa, lecz jako ciągłość. Wynika z tego, że to co Freud uważa za dychotomię, mianowicie rozdzielność zasad przyjemności i rzeczywistości, energii ruchomej i spętanej, procesów pierwotnych i wtórnych, psycholodzy ego przedstawiają jako ciągłości. Wyobrażają sobie, jak w wypadku ego i id, że zhierarchizowana ciągłość sił i struktur istnieje na wszystkich poziomach. Takie zaś założenie ciągłości sprawia, że dialektyka ujęcia Freudowskiego znika. Uwaga Freuda w tym, jak i każdym innym wypadku była przede wszystkim skupiona na konflikcie przeciwieństw oraz na nowych zjawiskach wytworzonych przez konflikt. Dialektyczną metodę myślenia wypiera tu pogląd, w którym koncepcję konfliktu przeciwieństw zastąpiła koncepcja wzrostu przez rozwój w obrębie zhierarchizowanej struktury. Konformistyczny charakter psychologii ego widać dużo wyraźniej w ego - psychologicznym przewartościowaniu zasadniczych celów Freuda niż w subtelnych zagadnieniach teoretycznych. W śmiałym poetyckim sformułowaniu Freud jako swój cel przedstawia terapię i rozwój człowieka: "Gdzie było id, tam będzie ego". Było to wyznanie wiary Freuda w rozum; taka była raison d'etre Freudowskiej metody wyzwolenia człowieka: sprawienie, że podświadome stanie świadomym. Jednak Hartmann twierdzi, że deklaracja Freuda często bywa "źle zrozumiana": "Nie znaczy ona, że był, lub że kiedykolwiek pojawi się człowiek całkowicie racjonalny; chodzi tylko o zasugerowanie pewnej tendencji historyczno - kulturowej oraz terapeutycznego celu" 28. (*) (H. Hartmann, op. cit. s. 73.) Oto jak wygląda pozytywistyczna wersja radykalnej idei. Opisywana tendencja, opatrzona uwagą, że nigdy nie było ani nie będzie człowieka całkowicie racjonalnego, zamienia się w truizm za sprawą słowa "całkowicie". Tym, co liczyło się dla Freuda, nie było maximum rozwoju ego, lecz osiągalne przez człowieka optimum. Freud ustanowił zasadę normatywną, opartą na własnej teorii człowieka, mianowicie że człowiek powinien starać się id w ego tak dalece, jak potrafi, ponieważ im lepiej urzeczywistni to dążenie, w tym większym stopniu uwolni się od neurotycznych i - co wychodzi na jedno - niepotrzebnych z egzystencjonalnego punktu widzenia cierpień. Dokładnie na tym polega różnica między Freudem, który postuluje pewną normę rozwoju człowieka, a pozytywistą, który Freudowskie motto przywołuje jedynie jako uwagę na temat pewnej "historyczno - kulturowej "tendencji, zaprzeczając tym samym radykalnej, normatywnej treści motta, wyrażonej w słowie powinien. To samo konformistyczne nastawienie można dostrzec w podejściu Hartmanna do koncepcji zdrowia psychicznego. Hartmann krytykuje tych, którzy "udzielają pochopnych wypowiedzi na temat atrybutów zdrowia idealnego" i zapewnia, że ci sami "nie doceniają zarówno wielkiej różnorodności takich osobowości, które - praktycznie rzecz biorąc - trzeba uznać za zdrowe, jak i tego, że liczne typy osobowości są niezbędne społecznie" 29. (*) (Ibid., s. 81.) Co należy rozumieć przez "praktycznie rzecz biorąc"? Za pomocą tej niejasności językowej Hartmann omija jedno z najbardziej istotnych zagadnień w naszej dziedzinie - kwestię dwóch rozumień psychicznego zdrowia. Pierwsze odnosi się do funkcjonowania systemu psychicznego w sytuacji optymalnego rozwoju; nazywam je "humanistycznym", ponieważ koncentruje się na człowieku. Sformułowanie Freuda, że zdrowie zawiera w sobie zdolność do miłości i pracy, może się wydać ogólnikem, ale wynika z niego jasno, że osoba nienawidząca, destruktywna i niezdolna do miłości nie jest zdrowa. Mówiąc konkretniej: Freud nie uznałby za "zdrową" osoby, która cofnęła się do poziomu analno - sadystycznego. Czy jednak taka osoba nie może należycie funkcjonować w jakimś szczególnym społeczeństwie? Czy sadysta nie funkcjonował należycie w systemie nazistowskim, a osoba kochająca nie była do niego całkowicie niedostosowana? Czy osoba wyalienowana, niewiele kochająca, o słabym poczuciu tożsamości, nie dostosuje się lepiej do współczesnego społeczeństwa technologicznego niż ktoś wrażliwy, głęboko uczuciowy? Kiedy mowa o zdrowiu w chorym społeczeństwie, używa się drugiego pojęcia - zdrowia w sensie społecznym, co oznacza dostosowanie się do społeczeństwa. Istota zagadnienia sprowadza się tu jak najściślej do konfliktu między "zdrowiem" w znaczeniu humanistycznym a "zdrowiem" w znaczeniu społecznym; człowiek może dobrze funkcjonować w chorym społeczeństwie właśnie dlatego, że jest chory w kategoriach ludzkich. Wobec tego słowa "praktycznie rzecz biorąc" pozwalają wnosić, że jeżeli jakaś osobowość jest pożądana z punktu widzenia społeczeństwa, to osoba o takiej osobowości zostanie uznana za zdrową z punktu widzenia psychoanalizy. Hartmann usunął tu najważniejszy i radykalny element systemu Freudowskiego: krytykę postaw moralnych klasy średniej i protest przeciw tym postawom w imię człowieka i jego rozwoju. Na skutek utożsamienia pojęć zdrowia w sensie "ludzkim" i "społecznym" i wynikającej z tego odmowy uznania patologii społecznej, Hartmann znalazł się w opozycji do Freuda który mówił o "nerwicach zbiorowych" i "patologii społeczności cywilizowanych" 30. (*) (Por. Sigmund Freud, "Civilization and Its Discontents", przekład J. Riviere, The Hogarth Press, Londyn 1935, s. 141 - 142.) (*) Hartmann nie widzi, że seksualna represywność wiktoriańskiej klasy średniej była w jego rozumieniu "zdrowa", ponieważ owa klasa średnia musiała rozwijać sknerski, wrogi przyjemności i użyciu charakter społeczny jako psychologiczną podstawę dla takiej akumulacji kapitału, jakiej wymagała dziewiętnastowieczna ekonomia. Freud występował w imieniu człowieka, przyjęte zaś zwyczajowo natężenie represywności seksualnej krytykował dlatego, że prowadziło do choroby umysłu. W połowie dwudziestego wieku tłumienie seksualności już nie jest problemem, ponieważ wraz z rozwojem społeczeństwa konsumpcyjnego sam seks stał się artykułem konsumpcyjnym, a dążenie do bezustannej satysfakcji seksualnej jest częścią konsumpcyjnego wzoru, który z kolei zaspokaja ekonomiczne potrzeby zautomatyzowanego społeczeństwa. W dzisiejszym społeczeństwie, takim jakie ono jest, tłumione są inne popędy: życia pełną piersią, bycia wolnym, kochania. Gdyby ludzie byli dzisiaj zdrowi w sensie ludzkim, to do wypełniania społecznej roli nadawaliby się raczej gorzej niż lepiej; jednak mogliby protestować przeciw choremu społeczeństwu i domagać się takich zmian ekonomiczno - społecznych, które mogłyby zmniejszyć przedział między zdrowiem w znaczeniu ludzkim a zdrowiem w znaczeniu społecznym. Psychologia ego przeprowadza drastyczną rewizję systemu Freudowskiego, rewizję ducha tego systemu, nie zaś - poza paroma wyjątkami - jego pojęć. Tego rodzaju rewizja to zwykły los teorii i wizji radykalnych, stanowiących wyzwanie. Ortodoksja zachowuje doktryny w ich oryginalnej formie, chroni je przed atakami i krytyką, ale "reinterpretuje" je, wprowadza nowe akcenty, opatruje naddatkami, zapewniając jednocześnie, że wszystko to odnaleźć można w słowach mistrza. W ten sposób rewizja zmienia ducha oryginalnej nauki, jednocześnie pozostając "ortodoksyjna". Inny typ rewizji, który proponuję nazwać dialektycznym, polega na takim rewidowaniu "klasycznych" sformułowań, które ma na celu zachowanie ich ducha. Tego rodzaju rewizja stara się o zachowanie istoty oryginalnej doktryny w drodze uwalniania jej od założeń narzuconych przez konkretne czasy i wynikających stąd teoretycznych ograniczeń. Rewizja tego typu stara się rozwiązywać sprzeczności klasycznej teorii w stylu dialektycznym i modyfikuje tę teorię, stosując ją do nowych zagadnień i doświadczeń. Może najważniejsza rewizja sprowadza się do tego, czego psychologia ego nie zrobiła. Nie rozwinęła "psychologii id", to znaczy nie próbowała wnieść wkładu do tego, co jest rdzeniem systemu Freuda - do "nauki o irracjonalnym". Nie przyczyniła się do poszerzenia naszej wiedzy o podświadomych procesach, o konfliktach, oporze, racjonalizacjach, przeniesieniu. Ważniejsze jest jednak to, że psychologia ego nie dokonała krytycznej, wyzwalającej analizy we własnej dziedzinie. Poważnym niebezpieczeństwem dla przyszłości człowieka jest w dużej mierze jego niezdolność do uzmysłowienia sobie fikcyjnej natury "zdrowego rozsądku". Większość ludzi nieodmiennie obstaje przy wytartych, nierealistycznych kategoriach i treściach myślenia; bierze swój "zdrowy rozsądek" za rozum. Erich Fromm 012 Kryzys psychoanalizy. Strona 3 z 19 3 Radykalnie psychologia ego powinna zanalizować zjawisko zdrowego rozsądku, zbadać przyczyny jego siły i skostnienia oraz wypracować metody zmian. Krótko mówiąc, psychologia ego powinna uczynić jednym ze swych głównych zagadnień krytyczną analizę świadomości społecznej. Jednak nie skoncentrowała się ona na żadnym z radykalnych dociekań; zadowalała się i zadowala abstrakcyjnymi raczej i w dużej mierze metapsychologicznymi spekulacjami, które nie wzbogacają ani naszej wiedzy klinicznej, ani socjopsychologicznej. Psychologia ego cały nacisk kładzie na racjonalne aspekty dostosowania, uczenia się, woli etc. (ta tradycyjna postawa ignoruje fakt, że człowiek współczesny cierpi na niedostatek woli kształtowania własnej przyszłości, a "uczenie się" częściej przysparza mu ślepoty niż jej ujmuje). Jest to oczywiście bardzo właściwa i ważna dziedzina poszukiwań, do której tacy badacze, jak J. Piaget, L.S. Vysotski, K. Buhler i inni wnieśli wybitny wkład, z którym trudno porównywać dorobek psychologów ego. Ci ostatni "wywindowali" psychoanalizę do poziomu akademickiej szacowności, mówiąc: "również i my" wiemy, że libido to nie wszystko w człowieku naszego systemu. Postępując tak, korygowali część przejaskrawień teorii psychoanalitycznej, ale ich liczne koncepcje są nowe tylko dla tych, którym się zdawało, że wszystko może wyjaśnić teoria libido. Rewizja dokonana przez psychologię ego zaczęła się od studiowania psychologii dostosowania, lecz nie koniec na tym, bo sama psychologia ego jest psychologią dostosowania psychoanalizy do dwudziestowiecznych nauk społecznych i ducha przenikającego społeczeństwo Zachodu. W czasach lęku i masowego dostosowywania się wydaje się wysoce zrozumiałe szukanie schronienia w konformizmie; ale w teorii psychoanalitycznej prowadziło to nie do postępu, lecz wręcz przeciwnie - do odwrotu. Pozbawia też psychoanalizę tego wigoru, dzięki któremu kiedyś tak silnie wpływała na współczesną kulturę. Tutaj nasuwa się pytanie - jeżeli moja analiza jest trafna - dlaczego liderzy ruchu psychoanalitycznego nie usunęli ze swego grona psychologów ego, jak to uczynili z innymi "rewizjonistami". Przeciwnie, psychologia ego stała się główną szkołą ruchu psychoanalitycznego, o czym symbolicznie może świadczyć wybór Heinza Hartmanna na prezydenta Międzynarodowego Towarzystwa Psychoanalitycznego w 1951 roku. Odpowiedź na to pytanie jest dwuczłonowa. Z jednej strony psychologowie ego bardzo pragnęli uwierzytelnienia, wciąż podkreślając, że mają odpowiednie referencje wymagane od "prawowitych" freudystów. Z drugiej strony zaspokajali pewne pragnienie oficjalnej psychoanalizy - tęsknotę za dostosowaniem się i zaznaniem szacunku. Wiedza i błyskotliwość psychologów ego okazały się znakomitym prezentem dla ruchu, który utracił swą "przyczynę", zaniedbał twórczy rozwój "psychologii id", rozglądał się za dowodami uznania i nie życzył sobie, by przeszkadzano mu w bezkrytycznym kultywowaniu przestarzałych koncepcji i praktyk terapeutycznych. Psychologia ego była idealną odpowiedzią na kryzys psychoanalizy; idealną, jeżeli ktoś już pożegnał się z nadziejami na radykalną, twórczą rewizję, mogącą przywrócić psychoanalizie pierwotną siłę. Należy jednak zauważyć, że istnieją wyjątki od tej wygodnej akceptacji psychologii ego przez ortodoksyjną większość. S. Nacht, jeden z najwybitniejszych ortodoksyjnych psychoanalityków, ogłosił krytykę psychologii ego, bardzo podobną do tej, którą tu przedstawiłem. W pracy przygotowanej na sympozjum poświęcone "Wpływom wzajemnym w rozwoju ego i id" Nacht pisze: "Próba wyniesienia psychoanalizy na wyżyny psychologii ogólnej, jakiej chcieliby dokonać (...) między innymi Hartmann, Odier i de Saussure (...) wydaje mi się, mówiąc najłagodniej, działaniem wyjaławiającym, a także krokiem wstecz, jeżeli jej celem ma być zmiana naszej metodologii" 31. (*) (s. Nacht Discussions of "The Mutual Influence in The Development of Ego and Id". Sympozjum odbyło się podczas 17 Kongresu Międzynarodowego Towarzystwa Psychoanalitycznego w Amsterdamie 8 sierpnia 1951 roku. Tekst przedrukowano w pracy "The Psycho - Analytic Study of the Child", t. VII International Universities Press, Nowy Jork 1952.) (*) Choć w wielu sprawach różnimy się z Natchem, to podzielam jego przekonanie, że szkoła psychologii ego stanowi odwrót od istoty psychoanalizy. Wbrew niepokojącym objawom psychoanaliza jest daleka od agonii. Jej zgon można przepowiadać, jeżeli nie zmieni ukierunkowania. Właśnie to mam na myśli, pisząc tu o "kryzysie psychoanalizy". W tym kryzysie, jak w każdym, zawiera się alternatywa: albo powolny rozkład, albo twórcza odnowa. Trudno przewidzieć, co się stanie. Są jednak przesłanki budzące nadzieję. Widać coraz wyraźniej, że obecny kryzys ludzkości to problem, do którego zrozumienia i rozwiązania nieodzowna jest głęboka wiedza o ludzkich reakcjach i że psychoanaliza należy do obszarów najbardziej ekscytujących. Stanowi wyzwanie nie mniejsze niż fizyka czy biologia, zwłaszcza dla tych, którzy łączą dociekliwość i zdolność do krytycznego myślenia z wrażliwością pozwalającą badać subtelne procesy psychologiczne, których trzeba samemu doświadczyć, by móc je zaobserwować. Twórcza odnowa psychoanalizy będzie możliwa tylko wtedy, kiedy psychoanaliza przezwycięży pozytywistyczny konformizm i stanie się z powrotem teorią krytyczną, rzucającą wyzwanie, utrzymaną w duchu radykalnego humanizmu. Psychoanaliza tak zrewidowana będzie kontynuować zstępowanie w coraz to głębsze pokłady podświadomości, będzie nastawiona krytycznie do wszelkich układów społecznych, które wypaczają i zniekształcają człowieka i będzie zajmować się raczej procesami, które mogą wpłynąć na dostosowanie społeczeństwa do potrzeb pojedynczego człowieka niż takimi, które - odwrotnie - dostosowują człowieka do społeczności. Ta psychoanaliza zbada zwłaszcza te zjawiska psychologiczne, które stanowią patologię współczesnego społeczeństwa: alienację, lęk, samotność, strach przed głębią uczuć, brak aktywności i radości. Te objawy staną się zagadnieniami głównymi, taką kwestią w czasach Freuda była przecież represywność seksualna, a teorię psychoanalityczną należy tak sformułować, żeby stały się zrozumiałe podświadome aspekty tych objawów oraz patogenne warunki społeczne i rodzinne, które są ich źródłem. W szczególności psychoanaliza zajmie się "patologią normalności" - lekką, ale chroniczną schizofrenią, wytwarzaną przez zautomatyzowane, technologiczne społeczeństwo dnia dzisiejszego i jutra. Przypisy 3 (*) Powszechnie żywi się przekonanie, że rewolucja seksualna była wynikiem teorii Freuda. Ten pogląd wydaje mi się problematyczny, zwłaszcza dlatego, że nowe wyzwolenie seksualne wynika po części z konsumpcyjnego modelu społeczeństwa przemysłowego, co przekonująco ukazał Aldous Huxley w "Nowym wspaniałym świecie". Niewykluczone jednak, że to jeszcze jeden aspekt wpływu Freuda, często lekceważony. Jeden z najbardziej znaczących wątków swoich protestów radykalna młodzież skierowała wprost przeciw grze pozorów i zakłamaniu mieszczańskiego społeczeństwa i wątek ten wyraża się zarówno w ideach, jak i w wielu jej działaniach oraz w języku. Freud, z tej racji, że nadał uczciwości nowy wymiar, może być uważany za tego, kto wywarł największy wpływ na protest młodzieży przeciwko obłudzie. 1O * Przykład, który najlepiej objaśnia, do jakiego stopnia przynależność do organizacji wykrzywiała nawet podstawowe ludzkie odruchy, można dostrzec w liście Michaela Balinta do redaktora "The International Journal of Psycho - Analysis": Balint pisze w liście: Szanowny Panie, Opublikowanie trzeciego tomu wielkiej Biografii Freuda pióra dr. Jonesa postawiło mnie, jako opiekuna spuścizny pisarskiej Ferencziego, w niezręcznej sytuacji. W tym tomie dr. Jones wyraża dość stanowcze poglądy na temat stanu umysłowego Ferencziego, zwłaszcza w ostatnim okresie życia i kwalifikuje ten stan jako rodzaj powoli rozwijającej się paranoi, z urojeniami i popędami morderczymi w końcowej fazie. Posługując się swą diagnozą, dr Jones interpretuje na jej tle zarówno naukowe publikacje, jak i udział Ferencziego w ruchu psychoanalitycznym. Ostatni okres Ferencziego, który rozpoczął się wraz z powstawaniem książek "Genitaltheorie" i pisanej wspólnie z Rankim "Entwicklungsziele" był w najwyższym stopniu kontrowersyjny. Przypadał na lata, w których Ferenczi wysunął kilka nowych teorii, w owym czasie uważanych za urojenia. Więcej, kilkakrotnie musiał osobiście wycofać lub modyfikować niejedną z proponowanych koncepcji, i nie było tajemnicą, że Freud wobec wielu z nich - chociaż na pewno nie wszystkich - zajął postawę krytyczną. Wpłynęło to na powstanie wysoce niesprzyjającej atmosfery, która sprawiła, że należyta ponowna ocena tego, co w dorobku Ferencziego jest dobre i zachowuje trwałą wartość, stała się nadzwyczaj trudna. Gdyby poglądy dr. Jonesa nie spotkały się teraz z moją reakcją, reakcją kogoś, kto udostępnił na rzecz "Biografii" całą korespondencję Freud - Ferenczi, to mogłoby się nasunąć wrażenie, że ja, opiekun pisarskiej spuścizny Ferencziego, jego uczeń i bliski przyjaciel, podzielam te poglądy. A to z pewnością spowodowałoby, że czytelnicy psychoanalitycznej literatury uznaliby, że prace Ferencziego pisane w ostatnim okresie - kiedy zdaniem doktora Jonesa stan zdrowia psychicznego autora pogarszał się - nie zasługują na należytą uwagę. Moim zdaniem jest dokładnie na odwrót. Ostatnie pisma Ferencziego nie tylko wyprzedzały rozwój teorii i techniki psychoanalitycznej o piętnaście do dwudziestu pięciu lat, ale wciąż zawierają wiele koncepcji mogących rzucić światło na problemy rozwiązywane współcześnie, a nawet w przyszłości. Z tego tylko powodu pragnę oświadczyć, że podczas ostatniej choroby Ferencziego widywałem go często, raz lub dwa razy w ciągu każdego niemal tygodnia, i że tą chorobą była złośliwa anemia, która doprowadziła do szybko postępującego wielopostaciowego zwyrodnienia rdzenia kręgowego. Wkrótce dotknęła go ataksja, w ostatnich kilku tygodniach nie wstawał z łóżka, a przez kilka ostatnich dni musiał być karmiony; bezpośrednią przyczyną jego śmierci był paraliż ośrodka oddechowego. Na przekór postępującej bezradności fizycznej przez cały czas myślał jasno i niejednokrotnie szczegółowo omawiał ze mną swój spór z Freudem, rozmaite plany przeróbek i rozszerzenia swego ostatniego referatu przeznaczonego na Kongres - kiedy był w stanie utrzymać jeszcze pióro. Widziałem go w niedzielę, przed jego śmiercią; nawet wtedy - chociaż dotkliwie wycieńczonego, dotkniętego ataksją - cechowała go całkowita jasność umysłu. Rzecz jasna, u Ferencziego, jak u każdego z nas, można się było dopatrzyć paru cech neurotycznych, wśród nich drażliwości i przesadnego pragnienia bycia kochanym i akceptowanym, co trafnie opisał dr. Jones. Dodałbym, że dr. Jones, dochodząc do swej diagnozy, być może miał dostęp do innych jeszcze źródeł niż te, które wymienił. Jednak moim zdaniem zasadnicza różnica między dr. Jonesem a mną nie dotyczy faktów, lecz ich interpretacji, która wyraźnie wskazuje, przynajmniej w części, na wpływ jakiegoś czynnika subiektywnego. Bez względu na to, czy różnica zdań między nami ma jakieś inne źródła czy nie, chciałbym zaproponować stwierdzenie, że w tej chwili między nami występuje niezgodność ocen i że powierzamy następnemu pokoleniu odsianie prawdy. Pański Michael Balint A oto komentarz dr. Ernesta Jonesa: Rzecz jasna odczuwam współczucie i życzliwość wobec dr. Balinta, który znalazł się w dość niezręcznej sytuacji. Nie przychodzi mi też na myśl wątpić w wiarygodność jego pamięci ani w precyzję jego obserwacji. Jednak dr. Balint omieszkał zauważyć, że są one całkowicie zbieżne ze znacznie poważniejszym rozpoznaniem, a to dlatego, że u pacjentów dotkniętych paranoją charakterystyczne jest łudzenie przyjaciół i krewnych pozorem całkowitej jasności sądu w wielu sprawach. Nie przypuszczam również, żeby dr. Balint powątpiewał w moją dobrą wolę. O ostatnich dniach Ferencziego napisałem na podstawie wiarygodnej opinii naocznego świadka. Pozostaje różnica zdań co do wartości ostatnich prac Ferencziego, kontrowersyjnych, jak trafnie pisze dr. Balint. Ja dałem jedynie wyraz temu, że podzielam opinie wyrażone tak stanowczo przez Freuda, Eitingtona i wszystkich, których znałem w roku 1933, i wobec tego na mój sąd musiały do pewnego stopnia wpłynąć czynniki osobiste i subiektywne. Ernest Jones List Balinta właściwie nie wymaga komentarza. Jest człowiekiem przyzwoitym i inteligentnym, uczniem i bliskim przyjacielem Ferencziego. Czuje się zobowiązany do przedstawienia faktów tak, jak je widział, i do sprostowania twierdzeń Jonesa o domniemanej chorobie umysłowej swego nauczyciela ("schizofrenii paranoidalnej"). Zwraca uwagę, że cierpiący na złośliwą anemię Ferenczi niezmiennie zachowywał jasność umysłu aż do śmierci. Jest to oświadczenie niedwuznaczne, z którego wynika, że ocena Jonesa jest nieprawdą. Ale jak Balint podaje swoje sprostowanie? Zaczyna od zapewnienia, że pisma Ferencziego z ostatniego okresu były "w najwyższym stopniu kontrowersyjne" (przymiotnik "rewolucyjny" kojarzyłby się ze słowami "utopijny", "przesadzony" i "pozbawiony podstaw"). Następnie podkreśla, że prostuje stwierdzenie Jonesa jedynie jako opiekun spuścizny pisarskiej Ferencziego, po to, żeby uchronić jego ostatnie prace przed utratą zainteresowania czytelników. Następnie, już po oświadczeniu, że Ferenczi był zdrowy psychicznie, najpierw wspomina o neurotycznych cechach Ferencziego, a potem zastrzega się, że Jones mógł oprzeć swoją diagnozę na "innych źródłach", których nie wymienił. Na koniec zaprzecza własnemu podstawowemu twierdzeniu i oświadcza, że odnalezienie prawdy należy powierzyć następnemu pokoleniu. W tym odwołaniu się do innych (nie wymienionych) źródeł nie widać sensu. Jeżeli Balint, który jest psychiatrą, nie ma wątpliwości co do zdrowia psychicznego Ferencziego, to jak można przypuszczać, że "inne źródło" może doprowadzić do odwrotnego wniosku? Pamiętajmy, że Jones nie przedstawia żadnego dowodu wynikającego z innego źródła, co mógłby zrobić nawet nie wymieniając go imiennie, gdyby takie inne źródło istniało i gdyby można było z niego zaczerpnąć - przynajmniej - jakąś brzmiącą poważnie informację. Można by to zrozumieć, gdyby tak pokrętny i służalczy list napisał ktoś mniejszego pokroju niż Balint lub gdyby taki list napisano w systemie dyktatorskim dla uniknięcia konsekwencji zagrażających wolności lub życiu. Tymczasem fakt, że napisał go znany psychoanalityk zamieszkały w Anglii, wskazuje jedynie na intensywność nacisków, które zakazują najłagodniejszej chociażby krytyki pod adresem jednego z liderów organizacji. 12 * Należy zauważyć, że w ostatnich latach biurokracja psychoanalityczna stała się o wiele bardziej liberalna niż kiedyś. Główna przyczyna tej liberalizacji prawdopodobnie wiąże się z faktem, że dorobek najbardziej samodzielnie myślących członków tej biurokracji w znaczny sposób zaczyna odbiegać od narzuconych swego czasu norm "właściwego myślenia". Gdyby nie nastąpiła liberalizacja, wówczas ruch utraciłby tylu produktywnych członków, że jego dalsza egzystencja stanęłaby pod znakiem zapytania. Liberalizacji sprzyjało także wzrastające zagrożenie konkurencją ze strony indywidualnych, niezależnych psychoanalityków, stowarzyszeń psychoanalitycznych i instytutów dydaktycznych. Znaczącym objawem tej liberalizacji jest istnienie w różnych krajach dwóch lub więcej niezależnych, w różnym stopniu wiernych dogmatowi Freuda, a mimo to należących do organizacji. Jednak w żadnym przypadku nie zniknęła biurokratyczna kontrola, i z tego powodu liczni psychoanalitycy albo wystąpili z londyńskiej organizacji, albo zostali z niej usunięci, albo nie zostali przez nią zaakceptowani. Międzynarodowa Federacja Stowarzyszeń Psychoanalitycznych, której nie jednoczy istnienie jakiejś szczególnej szkoły w podejściu do psychoanalizy i której jedynym celem jest wymiana naukowa między stowarzyszeniami członkowskimi, powstała w ostatnich latach. II. Freudowski model człowieka i jego uwarunkowania społeczne Jeżeli przyjmiemy, że liberalnych reformatorów cechował ogólny krytycyzm, a Freud był liberalnym krytykiem mieszczańskiego społeczeństwa, to podstawy społeczne Freudowskich poglądów dostrzeżemy we właściwej perspektywie 1. (*) (Przypis na końcu rozdziału) Freud wiedział, że społeczeństwo wymaga od człowieka zbytecznych wyrzeczeń, przynoszących więcej szkody niż oczekiwanego pożytku. Wiedział, że zbyteczna surowość - taka jak w sferze moralności seksualnej - prowadzi do powstawania nerwic, których w wielu wypadkach można uniknąć, przyjmując postawę bardziej tolerancyjną. (Reforma polityki i reforma wychowania to poczynania równoległe). Freud nigdy nie był radykalnym krytykiem kapitalistycznego społeczeństwa. Nigdy nie podawał w wątpliwość jego społeczno - ekonomicznych podstaw ani nie krytykował jego zasad, z wyjątkiem tych, które dotyczą spraw seksualnych. Jeżeli chodzi o koncepcję człowieka, to dla Freuda - osadzonego w filozofii humanizmu i oświecenia - punktem wyjścia było przeświadczenie, że istnieje człowiek jako taki, człowiek uniwersalny; nie tylko człowiek objawiający się za pośrednictwem różnorakich kultur, lecz taki, którego struktura może stanowić przedmiot sądów ogólnie prawomocnych i sprawdzalnych w doświadczeniu 2. (*) (Temat jest omawiany dalej w rozdziale 8) Szkic "Freudowski model człowieka i jego uwarunkowania społeczne" został przedstawiony jako referat na Trzecim Międzynarodowym Forum Psychoanalizy w Meksyku w sierpniu 1969 roku. Freud, jak przed nim Spinoza, skonstruował taki "model natury ludzkiej", dzięki któremu można wyjaśnić i zrozumieć nie tylko nerwice, ale wszelkie dotyczące człowieka podstawowe motywy, możliwości i konieczności. Co to takiego, ten Freudowski model? Freud postrzegał człowieka jako zamknięty system, kierowany przez dwie siły: popęd samozachowawczy i seksualny. Ich źródłem są procesy chemiczno - psychologiczne przebiegające w sposób fazowy. W fazie pierwszej wzrasta napięcie oraz poczucie nieprzyjemności; faza druga polega na obniżeniu narosłego napięcia, co stwarza subiektywne wrażenie "przyjemności". W warstwie podstawowej człowiek jest istotą izolowaną, która chce przede wszystkim optymalnie usatysfakcjonować zarówno swoje ego, jak i libido. Człowiek Freudowski to "homme machine", napędzana i motywowana psychologicznie. Jednak, wtórnie, człowiek to także istota społeczna, ponieważ potrzebuje innych ludzi do zaspokojenia popędów libido oraz popędów samozachowawczych. Dziecku potrzebna jest matka (w tym przypadku, według Freuda pragnienie libido podąża w ślad za potrzebą fizjologii); a dorosłym potrzebny jest partner seksualny. Uczucia takie, jak czułość czy miłość postrzegane są jako zjawiska towarzyszące interesom libido bądź wynikające z tych interesów. Jednostki potrzebują siebie nawzajem do zaspokojenia popędów usadowionych w psychice. W warstwie pierwotnej człowiek nie jest związany z nikim. Dopiero wtórnie zostaje zmuszony - lub skuszony - do nawiązania stosunków z innymi. Freudowski "homo sexualis" to odmiana klasycznego "homo oeconomicus". Jest to człowiek izolowany, samowystarczalny, nawiązujący stosunki z innymi po to, by w trybie wzajemności inni mogli zaspokoić jego potrzeby. "Homo oeconomicus" odczuwa potrzeby ekonomiczne, które zostają zaspokojone przez wymianę dóbr na rynku. Potrzebami "homo sexualis" zawiaduje psychika wspólnie z libido i normalnie owe potrzeby, również w trybie wzajemności, zaspokajane są w stosunkach płci. W gruncie rzeczy w obu wypadkach osoby pozostają sobie obce; wiąże je tylko wspólny cel - zaspokojenie popędu. Teoria Freuda jest uwarunkowana społecznie, ponieważ przenika ją duch ekonomii rynkowej. Nie oznacza to, że jest błędna, póki nie zgłasza roszczeń do definiowania sytuacji człowieka jako takiego. Jako opis stosunków międzyludzkich w społeczeństwie mieszczańskim jest prawdziwa w odniesieniu do większości ludzi. To ogólne twierdzenie należy uzupełnić pewną myślą szczegółową o społecznych uwarunkowaniach Freudowskiego pojęcia popędów. Freud studiował u fizjologa von Brucke'a, który był jednym z najwybitniejszych reprezentantów materializmu mechanistycznego, zwłaszcza jego niemieckiej odmiany. U podstawy materializmu tego typu leży zasada, że źródła wszelkich zjawisk psychologicznych znajdują się w procesach fizjologicznych, a owe zjawiska można należycie objaśnić i zrozumieć, jeżeli zna się źródła. Freud, badając źródła zaburzeń psychicznych, musiał poszukać fizjologicznego podłoża popędów; w rezultacie idealne rozwiązanie znalazł w sferze seksualnej, gdyż seksualność dobrze współbrzmiała zarówno z wymaganiami myśli mechanistyczno - materialistycznej, jak i z pewnymi odkryciami klinicznymi zaobserwowanymi u pacjentów wywodzących się z tej samej klasy społecznej co Freud i żyjących w tych samych co on czasach. Oczywiście nie sposób ustalić, czy te odkrycia wywarłyby na Freudzie aż tak głębokie wrażenie, gdyby nie myślał o nich właśnie w perspektywie swojej filozofii; nie ulega natomiast wątpliwości, że filozofia Freuda była ważnym wyznacznikiem jego teorii popędów. Oznacza to, że ktoś o odmiennych poglądach może podchodzić do odkryć Freuda z pewną rezerwą. Nie tyle dotyczy ona formalnych ram teorii Freuda, w myśl których w pewnych zaburzeniach nerwicowych decydującą rolę odgrywa czynnik seksualny, ile raczej założenia, że wszelkie nerwice i wszelkie ludzkie zachowania determinuje konflikt między popędem seksualnym a samozachowawczym. Freudowska teoria libido 4 Erich Fromm 012 Kryzys psychoanalizy. Strona 4 z 19 odzwierciedla sytuację społeczną Freuda także pod innym względem. Jest oparta na koncepcji braku, czyli na założeniu, że wszelkie ludzkie dążenia do zaspokojenia pożądań wynikają raczej z potrzeby wyzbycia się nieprzyjemnych napięć, niż że pragnienie to zjawisko nadmiaru skierowanego ku bardziej intensywnym i głębszym ludzkim doświadczeniom. Owa zasada braku jest charakterystyczna dla mentalności klasy średniej, wystarczy przypomnieć Malthusa, Benjamina Franklina czy przeciętnego dziwiętnastowiecznego człowieka interesu. Zasada braku oraz cnota oszczędności mają wiele odgałęzień, co w istocie rzeczy oznacza, że ilość wszelkich towarów jest z konieczności ograniczona, a wobec tego taka sama satysfakcja dla wszystkich jest możliwa, bo niemożliwy jest prawdziwy dostatek; dzięki takiej konstrukcji brak staje się najważniejszym bodźcem ludzkich działań. Na przekór swym społecznym uwarunkowaniom, Freudowska teoria popędów to wciąż fundamentalny wkład do modelu człowieka. Jeżeli nawet sama teoria libido nie jest wolna od błędów, to jednak - pozwólmy sobie na tę uwagę symbolicznie wyraża ona zjawisko bardziej ogólne, a mianowicie, że ludzkie zachowanie jest wynikiem działania sił, które chociaż nie uświadomione - jak właśnie libido - motywują człowieka, kierują nim, wpędzają go w konflikty. Względnie statyczna natura ludzkich zachowań jest złudna. Jest taka tylko dlatego, że system sił, które się na nią składają, tak długo pozostaje nie zmieniony, jak długo nie zmienią się warunki wpływające na te siły. Kiedy jednak zmienią się - społeczne czy jednostkowe - system traci stabilność, a wraz z nim traci ją ów rzekomo statyczny wzór zachowań. Dzięki pojęciu charakteru, rozumianemu dynamicznie, Freud przeniósł psychologię zachowań z poziomu opisowości na poziom, który przysługuje nauce. Jednocześnie Freud w psychologii zrobił coś podobnego do dokonań wielkich dramaturgów i powieściopisarzy w formach artystycznych. Jako bohatera dramatu pokazał człowieka, który - choć miernie utalentowany - toczy jednak pełną pasji walkę o nadanie jakiegoś sensu swej obecności na świecie. Może w kompleksie Edypa, dramacie par excellence Freudowskim, zostały w łagodniejszej, mieszczańskiej wersji przedstawione siły w istocie o wiele bardziej pierwotne niż te, które funkcjonują w trójkącie ojciec - matka - syn; niemniej owemu trójkątowi Freud nadał wymiar mitu. Teoria popędów zdominowała systematyzujące rozważania Freuda od roku 1920, a więc wraz z pojawieniem się w jego myśleniu nowej fazy, owocującej zasadniczą zmianą koncepcji człowieka. Teraz w zasadniczym konflikcie - zamiast sporu ego z popędami libido - znalazły się "instynkty życia "(Eros) i "instynkty śmierci". Instynkty życia, w tym ego i popędy seksualne, przeciwstawił instynktom śmierci, te zaś uznał za źródło ludzkiej destruktywności skierowanej bądź przeciw własnej osobie, bądź przeciw światu zewnętrznemu. Struktura tych nowych podstawowych popędów jest całkowicie odmienna od starych. Przede wszystkim nie są one ulokowane w jakiejś szczególnej strefie organizmu, jak libido w obszarach erogennych. Nie ma też już mowy o schemacie przypominającym mechanizm "hydrauliczny", a więc: wzrost ciśnienia - nieprzyjemność - rozprężenie - przyjemność - ponowny wzrost ciśnienia, etc., gdyż popędy są nieodłączną częścią wszelkiej żywej materii i funkcjonują bez jakiejś szczególnej podniety. Jednak ich siła motywacyjna nie jest mniejsza niż instynktów działających trybem hydraulicznym. Eros nie mieści się również w konserwatywnej normie głoszącej powrót do stanu pierwotnego, co kiedyś Freud uważał za jedną z właściwości każdego instynktu. Eros wykazuje tendencję do jednoczenia i integrowania, śmierć wykazuje tendencję przeciwstawną - do dezintegracji i destrukcji. Człowiekiem nieustannie kierują obydwa popędy, zmagają się ze sobą, przenikają się, aż nie okaże się wreszcie, że silniejszy jest instynkt śmierci, który swój ostateczny tryumf święci wraz ze śmiercią osobnika. Ta nowa koncepcja popędów świadczy o zasadniczej zmianie trybu myślenia Freuda i mamy prawo przypuszczać, że owe zmiany wiążą się z gruntownymi zmianami społecznymi. Nowa koncepcja popędów nie przystaje do materialistyczno - mechanistycznego modelu myślenia. Może być raczej uważana za koncepcję biologiczną, zorientowaną witalistycznie i odpowiada ogólnemu nastawieniu myślowemu ówczesnej biologii. Jeszcze ważniejszy jest jednak nowy fakt - docenienie przez Freuda ludzkiej destruktywności. W pierwszym modelu teoretycznym Freud bynajmniej nie pominął agresji. Uważał ją za ważny czynnik, podporządkowany jednak popędom libido i samozachowawczym. Natomiast w nowej teorii destruktywność staje się rywalką, a w końcu zwyciężczynią zarówno popędów ze sfery libido, jak i ego. Człowiek nie potrafi wyzbyć się chęci niszczenia, gdyż skłonność do destrukcji tkwi w jego strukturze biologicznej. I chociaż do pewnego stopnia może tę skłonność powściągać, to w żadnym wypadku nie zdoła pozbawić jej mocy. Stoi przed alternatywą: skierować swą destruktywność przeciw sobie albo przeciw światu zewnętrznemu, natomiast nie jest w stanie uwolnić się od tego tragicznego dylematu. Istnieją sensowne podstawy, żeby przypuszczać, że u źródła Freudowskiego docenienia destruktywności leżały doświadczenia I wojny światowej. Ta wojna wstrząsnęła podstawami liberalnego optymizmu, w którego atmosferze upłynęła pierwsza część życia Freuda. Przed rokiem 1914 członkowie klasy średniej wierzyli, że świat bardzo szybko zmierza ku większemu bezpieczeństwu, harmonii i pokojowi. Wydawało się, że z pokolenia na pokolenie "ciemności" średniowiecza coraz bardziej rzedną; wobec tego jeszcze kilka kroków i świat - a przynajmniej Europa - zacznie przypominać rzęsiście oświetlone, bezpieczne stołeczne ulice. W mieszczańskiej teorii belle epoque łatwo zapomniano, że wyobrażenie to było fałszywe dla większości europejskich robotników i chłopów, a tym bardziej dla mieszkańców Azji i Afryki. Wojna 1914 roku zniszczyła te iluzje - nie tyle sam wybuch wojny, ile jej długi i nieludzki przebieg. Freud, który podczas wojny wierzył zarówno w słuszność, jak i zwycięstwo niemieckich racji, został ugodzony znacznie głębiej niż człowiek przeciętny i mniej od niego wrażliwy. Prawdopodobnie uznał, że optymistyczne nadzieje myśli oświeceniowej były złudne i doszedł do wniosku, że destrukcja jest naturalnym ludzkim przeznaczeniem. Właśnie dlatego, że był reformistą 3,(*) (por. E. Fromm, "Sigmund Freud's Mission", Harper and Row, Nowy Jork 1959.) wojna musiała go ugodzić z całą mocą. Ponieważ nie był ani radykalnym krytykiem społeczeństwa, ani rewolucjonistą, nie potrafił pokładać nadziei w zasadniczych zmianach społecznych; był zmuszony szukać przyczyn tragedii w naturze człowieka 4.(*) (Ów nowy pesymizm Freud wyraził bardzo zwięźle w "Cywilizacji i jej goryczach" (wydanie angielskie The Hogarth Press, Londyn 1935), gdzie portretuje człowieka jako istotę leniwą, wyczekującą mocnego przywódcy.) (*) Ujmując rzecz historycznie, Freud był człowiekiem pogranicza, mianowicie okresu, w którym charakter społeczny uległ radykalnej zmianie. W tej mierze, w jakiej należał do wieku dziewiętnastego, był optymistycznie nastawionym myślicielem oświeceniowym, natomiast w mierze, w jakiej należał do wieku dwudziestego, był pełnym pesymizmu, bez mała rozpaczy reprezentantem społeczeństwa zaskoczonego gwałtowną i nieprzewidzianą zmianą. Może pesymizm wzmocniła jeszcze choroba, ciężka, bolesna i groźna dla życia, na którą cierpiał do śmierci, a którą znosił z heroizmem geniusza; może też miało znaczenie rozczarowanie spowodowane odejściem najbardziej utalentowanych uczniów: Adlera, Junga i Ranka; w każdym razie Freud nigdy optymizmu już nie odzyskał. Ale z drugiej strony nigdy nie zdołał, a pewnie też nie chciał, odciąć się całkowicie od wcześniejszego sposobu myślenia. Prawdopodobnie tu tkwi powód, dla którego nigdy nie rozwiązał sprzeczności między swą starą a nową koncepcją człowieka; dawne libido zostało wpasowane w figurę Erosa, dawna agresja w instynkt śmierci, niestety, widać wyraźnie, że to tylko teoretyczna łatanina 5. (*) (W pracy "The Heart of Man" (Harper and Row, Nowy Jork 1964) starałem się powiązać Freudowskie pojęcie instynktu śmierci z teorią analnego libido. W nie opublikowanym jeszcze maszynopisie "The Causes of Human Destructivness" przeanalizowałem stosunek pojęć seksualności i Erosa w systemie Freuda.) (*) We Freudowskim modelu człowieka znać także wielki nacisk na dialektykę tego, co w człowieku racjonalne i irracjonalne. Szczególnie tutaj uderza wielkość i oryginalność Freudowskiej koncepcji. Jako spadkobierca myślicieli oświeceniowych Freud był racjonalistą, który wierzył w moc rozumu i siłę ludzkiej woli. Jednak Freud już na początku swej działalności kiedy mógł się przekonać o sile ludzkiej irracjonalności oraz o słabości ludzkiego rozumu i woli, utracił niewinność racjonalisty, jeśli w ogóle ją posiadał. Freud zmierzył się z przeciwieństwem tkwiącym w dwóch zasadach i znalazł dla nich - w dialektycznym ujęciu nową syntezę. Owa synteza racjonalistycznej, oświeceniowej myśli i dwudziestowiecznego sceptycyzmu wyraziła się we Freudowskiej koncepcji podświadomości. Gdyby wszystko, co rzeczywiste, mogło być uświadomione, człowiek wówczas byłby - rzecz jasna - istotą racjonalną, ponieważ ludzka myśl racjonalna przestrzega praw logiki. Jednak przeważająca część ludzkich doświadczeń wewnętrznych pozostaje nie uświadomiona, a wobec tego nie podlega kontroli logiki, rozumu ani woli. Podświadomością rządzi ludzka irracjonalność, natomiast świadomością rządzi logika. Jednak - i to jest rozstrzygające - świadomością, a więc i postępowaniem człowieka, kieruje podświadomość. Przyjmując, że człowiek jest zdeterminowany przez własną podświadomość, Freud nieświadomie powtórzył tezę wcześniej sformułowaną przez Spinozę. W systemie Spinozy była ona jednak zagadnieniem marginesowym, u Freuda zaś centralnym. Freud nie rozstrzygnął konfliktu w sposób statyczny, pozwalając po prostu wziąć górę którejś ze stron. Gdyby uznał za zwycięzcę rozum, pozostałby filozofem oświeceniowym; gdyby rozstrzygające znaczenie przyznał irracjonalności, mógłby stać się konserwatywnym romantykiem, jakich nie brakowało wśród znaczących myślicieli dziewiętnastego wieku. Aczkolwiek prawdą jest, że człowiekiem powodują siły irracjonalne - libido, a w pregenitalnych fazach rozwoju zwłaszcza ego - to ani ludzkiemu rozumowi, ani woli nie brak sił. Potęga rozumu objawia się przede wszystkim w tym, że człowiek może zrozumieć własną irracjonalność, posługując się właśnie rozumem. W ten sposób Freud stworzył naukę o ludzkiej irracjonalności - teorię psychoanalizy. I nie ograniczył się do teorii. Ponieważ człowiek w trakcie analitycznego procesu może sobie uświadomić własną podświadomość, przeto tym samym może się uwolnić spod władzy nie uświadomionych dążeń i zamiast je tłumić - może im się przeciwstawić, może ująć im sił i poddać pod kontrolę woli. Freud uważał to za osiągalne, gdyż człowiek dorosły znajduje sojusznika we własnym ego, mocniejszym niż to, które kiedyś posiadał jako dziecko. Freudowska terapia psychoanalityczna opierała się na nadziei przezwyciężenia, a przynajmniej powściągnięcia podświadomych impulsów, które działały w mroku i do tej pory były poza zasięgiem kontroli człowieka. Ujmując rzecz historycznie - teorię Freuda można postrzegać jako płodną syntezę racjonalizmu i romantyzmu; może jedna z przyczyn, dla których myśl Freuda wywarła przemożny wpływ na wiek dwudziesty, tkwiła w twórczej mocy tej właśnie syntezy. Ów wpływ nie wynikał z zastosowania przez Freuda nowej terapii nerwic i prawdopodobnie nie wynikał także z odegrania przez Freuda roli obrońcy tłamszonej seksualności. Naprawdę wiele przemawia za przypuszczeniem, że najważniejszy powód ogólnego wpływu Freuda na kulturę tkwi w tej właśnie syntezie, której płodność i owocność łatwo dostrzec przez pryzmat dwóch najważniejszych odstępstw od Freuda, mianowicie Adlera i Junga. Obaj rozsadzili syntezę Freudowską i przeistoczyli ją w dwa zasadnicze przeciwieństwa. Adler, zakorzeniony w krótkotrwałym optymizmie awansującej niższej klasy średniej, stworzył teorię jednostronną, racjonalistyczno - optymistyczną. Warunków dla wzbudzenia ludzkiej siły dopatrywał się we wrodzonych ograniczeniach i był przekonany, że człowiek, ogarniający sytuację intelektem, może się wyzwolić i sprawić, że tragizm życia zniknie. Z kolei Jung był romantykiem, który za źródło wszelkiej siły ludzkiej uważał podświadomość. Jung znacznie głębiej niż Freud - którego punkt widzenia ograniczała własna teoria seksualna - przeniknął wielowarstwowe bogactwo teorii i mitów. Jednak ich cele stały w sprzeczności. Freud po to chciał zrozumieć podświadomość, by ją osłabić i kontrolować; Jung zaś po to, by z niej czerpać i mnożyć witalność. Przez pewien czas obu ich łączyło zainteresowanie podświadomością, przy czym nie zdawali sobie sprawy, że zmierzają w różne strony. Przystanęli po drodze, by pogawędzić o nieświadomości i ulegli złudzeniu, że oto gdzieś idą razem. Ściśle związane z Freudowską syntezą racjonalności i irracjonalności jest jego podejście do konfliktu między deterministycznym a indeterministycznym pojmowaniem woli. Freud, będąc deterministą, był przekonany, że człowiek nie jest wolny, gdyż ogranicza go nieświadomość, id i superego. Ale - przy czym w przypadku Freuda owo "ale" ma rozstrzygające znaczenie - człowiek jest również istotą nie całkiem zdeterminowaną. Może przejąć kontrolę nad podświadomością dzięki metodzie analitycznej. Za sprawą postawy alternatywistycznej 6, (*) (Por. dyskusja o alternatywizmie E. Fromm, "The Heart of Man" op. cit.) bliskiej postawie Spinozy i Marksa, Freud dokonał jeszcze jednej owocnej syntezy przeciwieństw. Czy w swym modelu człowieka Freud uważał czynnik moralny za składową fundamentalną? Odpowiedź brzmi: nie. Według Freuda na ludzki rozwój wpływa wyłącznie własny interes człowieka, który domaga się optymalnego zaspokojenia popędów libido, ale zawsze pod warunkiem, że nie zagrozi to interesom samozachowawczym ("zasada realizmu"). Praktycznie znika wówczas problem moralny, którym tradycyjnie jest konflikt między altruizmem a egoizmem. Jedyną siłą napędową staje się egoizm, a w konflikcie znajdują się po prostu jego dwie formy: jedna związana z libido, zaś druga ze sferą materii. Chyba nie trzeba dowodzić, że widząc w człowieku istotę z gruntu egotystyczną, Freud nie odstępuje od podstawowych zapatrywań mieszczańskich. Byłoby jednak błędem powiedzieć, że w swym modelu natury ludzkiej Freud uważa sumienie za czynnik nie znaczący. Freud dostrzega siłę sumienia, ponieważ jednak ją "wyjaśnia", przeto pozbawia ją jakiegokolwiek znaczenia obiektywnego. Freudowskie wyjaśnienie powiada, że sumienie to superego; to replika wszelkich ojcowskich nakazów i zakazów (czy też - inaczej - ojcowskiego superego), z którymi identyfikował się mały chłopak, kiedy motywowany lękiem przed kastracją przezwyciężał swe edypowe pragnienia. To wyjaśnienie dotyczy obu elementów sumienia: składnika formalnego, owego jak w ukształtowaniu sumienia, oraz składnika dotyczącego istoty sumienia, jego treści. Ponieważ zasadnicza część ojcowskich norm i ojcowskiego superego jest uwarunkowana społecznie - lub ściślej, superego to nic innego jak normy społeczne w wydaniu osobistym - przeto wyjaśnienie Freudowskie prowadzi do relatywizacji wszelkich norm moralnych. Znaczenie normy nie wynika tu z ważności jej treści; oparciem dla normy, dzięki któremu zostaje ona zaakceptowana, jest machanizm psychologiczny. Dobre jest to, co zinternalizowany autorytet nakazuje, a złe to, czego zakazuje. Niewątpliwie Freud o tyle ma rację, że normy, które większość ludzi uważa za normy moralne, w przeważającej mierze są po prostu normami ustanowionymi przez społeczeństwo po to, by mogło ono funkcjonować w optymalny sposób. Z tego punktu widzenia teoria Freuda jest ważką krytyką zastanej, konwencjonalnej moralności, a Freudowska teoria superego obnaża prawdziwy charakter tej moralności. Zapewne Freud nie zamierzał wyposażyć swej teorii w ów wątek krytyczny; może nawet nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia. Swej teorii Freud nie nadał - i właściwie nie mógł nadać - charakteru krytyki, gdyż nie bardzo interesował się pytaniem, czy istnieją jakieś normy, których treść wykracza poza strukturę społeczną czasów Freuda i lepiej odpowiada potrzebom ludzkiej natury oraz ludzkiego rozwoju. Nie sposób dyskutować o Freudowskiej antropologii, nie odnosząc się do dwóch spraw specyficznych: stosunku mężczyzna - kobieta oraz do dziecka. Dla Freuda nieupośledzoną istotą ludzką jest tylko samiec. Kobieta to kaleki, wykastrowany mężczyzna. Kobieta cierpi z powodu losu, który przypadł jej w udziale, a szczęśliwa może być wtedy, kiedy dzięki zaakceptowaniu dziecka i męża uda jej się w końcu przezwyciężyć "kompleks kastracji". Jest jednak istotą niższą również pod innymi względami, na przykład bardziej narcystyczną i w mniejszym stopniu kierującą się świadomością niż mężczyzna. Ta osobliwa teoria, w myśl której połowa rodzaju ludzkiego jest jedynie kaleką wersją drugiej połowy, przystaje do idei wiktoriańskich, zapewniających, że wszystkie niemal pragnienia kobiety koncentrują się wokół rodzenia, wychowania dzieci oraz służenia mężczyźnie. Freud jasno daje temu wyraz, pisząc: libido jest rodzaju męskiego. Wiara w wiktoriańską koncepcję kobiety jako istoty pozbawionej własnej seksualności świadczy o stanowisku skrajnie patriarchalnym, które zakłada naturalną wyższość mężczyzny nad kobietą 7. (*) (Przypis na końcu rozdziału) W myśl ideologii patriarchalnej męskość jest bardziej racjonalna, realistyczna i odpowiedzialna niż kobiecość, i wobec tego sama natura wyznaczyła jej funkcję swego przywódcy i przewodnika. Można się przekonać, jak dalece Freud podzielał ów punkt widzenia, śledząc jego reakcję na postulat równości politycznej i społecznej dla kobiet wyrażony przez J.S. Milla, myśliciela, którego skądinąd Freud głęboko podziwiał. W tym jednak wypadku Mill po prostu "zwariował"; dla Freuda było czymś niewyobrażalnym, żeby jego oblubienica mogła z nim konkurować na rynku, zamiast szukać u mężczyzny oparcia. Z ciążenia ku patriarchatowi wynikają dwie poważne konsekwencje dla Freudowskiej teorii. Po pierwsze - istota erotycznej miłości pozostawała dla Freuda nie rozpoznana, gdyż opiera się na dwubiegunowości męsko - kobiecej, która tylko wtedy jest możliwa, kiedy oba czynniki są równe, choć różne. W związku z tym cały system koncentruje się wokół miłości seksualnej, ale nie erotycznej. Nawet w swej późniejszej teorii Freud tylko wtedy odwołuje się do Erosa (instynktu życia), kiedy chodzi mu o ogólne reguły zachowania żywych organizmów. Nie wprowadza natomiast tego pojęcia świat mężczyzn i kobiet nawet wtedy - mimo zawartej w tym sprzeczności - kiedy stawia znak równania między seksualnością a Erosem. Po drugie - równie poważną konsekwencją jest to, że przez większą część życia Freud przeoczył podstawową więź łączącą dziecko z matką, a także naturę matczynej miłości i lęku przed matką. Związek z matką można rozpatrywać w kategoriach kompleksu Edypa tylko wówczas, gdy chłopiec jest już małym mężczyzną, dla którego - tak jak dla ojca - matka stanowi obiekt seksualny i który boi się tylko ojca, a nie matki. Dopiero w ostatnich latach życia Freud zaczął dostrzegać tę elementarną więź, choć nie sposób twierdzić, że dostrzegł w pełni jej doniosłość 8. (*) (Por. świetną pracę Johna Bowlby'ego, "The Nature of the Child's Tie to His Mother", "The International Journal of Psycho - Analysis", t. 34 (1958) s. 355 - 372) (*) Zdaje się - mimo silnej fiksacji na matce cechującej samego Freuda - że ciążeniu ku patriarchatowi nie pozwalało mu świadomie uznać kobiety - matki za mocną postać, wiążącą ze sobą dziecko 9. (*) (Z tego samego powodu Freud pomijał bogate materiały J.J. Bachofena dotyczące matriarchatu i prawa matki, chociaż kilka razy skrótowo powoływał się na nie.) (*) Niemal wszyscy pozostali psychoanalitycy zaakceptowali Freudowskie teorie seksualności i drugoplanowej roli matki, wbrew nieodpartym dowodom, że jest wręcz przeciwnie. Wykazywanie związku między teorią a jej uwarunkowaniami społecznymi nie dowodzi - rzecz jasna - że teoria jest zła; jeżeli jednak przebada się starannie obserwacje kliniczne, to nie potwierdzą one teorii Freuda. Ja sam nie mogę tego roztrząsać; jednak liczni psychoanalitycy, zwłaszcza Karen Horney w pionierskiej pracy na powyższy temat, przedstawili wyniki badań klinicznych, które przeczą Freudowskiej hipotezie 10. (*) (Zob. także poświęcone temu problemowi prace Ashleya Montagu.) Można więc powiedzieć ogólnie, że w tej dziedzinie teoria Freuda, jak zawsze w swej logice fascynująca i inspirująca, zawiera - zdaje się - tylko minimum prawdy, może dlatego, że Freud aż tak głęboko przyswoił sobie patriarchalny punkt widzenia. Freudowski obraz dziecka to zupełnie inna sprawa. W ciągu dziejów dziecko, tak jak kobieta było obiektem ciemiężonym i eksploatowanym przez ojca. Było - jak niewolnik i jak żona - własnością ojca - mężczyzny, który "dał" mu życie i który z dzieckiem, jak z każdą własnością, mógł robić, co chciał, w sposób dowolny i nieskrępowany. (Praktyka składania dzieci w ofierze,szeroko niegdyś rozpowszechniona, to jeden z licznych dowodów istnienia takiej konfiguracji). Dzieci są jeszcze bardziej bezbronne niż kobiety i niewolnicy. Kobiety po swojemu toczyły partyzancką wojnę przeciw patriarchatowi; niewolnicy wielokrotnie buntowali się w ten czy inny sposób. Natomiast napadów złości, odmowy jedzenia, obstrukcji i moczenia nocnego nie można uznać za broń, zdolną obalić potężny system. Skutek był taki, że z dziecka wyrastał okaleczony, zamknięty w sobie, a Erich Fromm 012 Kryzys psychoanalizy. Strona 5 z 19 5 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Oto smutna prawda: cierpienie uszlachetnia. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||