Start
Erich Fromm - Kryzys psychoanalizy+, Psychologia [autor eksperymentu więziennego], F, Fromm
Evans Richard Paul - Doskonaly dzien, Ebooki(1)
Erich Fromm o sztuce milosci, filozofia, FILOZOFIA, Dzieła innych filozofów
Ernst Bloch – Pamiętnik dla Elzy Bloch von Stritzky, Komunizm - Socjalizm, Ernst Bloch
Erich FROMM Zapomniany język, Antropologia, antropologia kulturowa
Erich Fromm - Pedagogika radykalnego humanizmu+, Psychologia [autor eksperymentu więziennego], F, Fromm
Erich Fromm(1900-1980) - O Sztuce Miłości(1), Filozofia, Żródła do filozofi
Erich Segal - Ostatni akord, ►Dla moli książkowych, romanse
Erich.Fromm.-.O.Sztuce.Milosci, III rok, etyka
Erich Kohler - Powieści Chretien de Troyes, Teksty
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl

  • Erich von Daniken - Dzien Sadu Ostatecznego, ۩۞۩ E - B O O K, Erich Von Daniken

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    1
    Erich von Däniken
    Dzień Sądu Ostatecznego - trwa od dawna
    Wstęp
    Erich von Däniken urodził się w 1935 r. w Zofingen (Szwajcaria). W roku 1968 wydał swoją
    pierwszą książkę "Wspomnienia z przyszłości", która od razu stała się światowym
    bestsellerem. Po niej opublikował jeszcze dwadzieścia tytułów. Książki Ericha von Dänikena
    zostały przełożone na 28 języków, a ich ogólny nakład przekroczył 51 milionów
    egzemplarzy. Od ponad 20 lat Erich von Däniken jeździ po świecie z wykładami. Za swoje
    prace uhonorowany został w różnych krajach licznymi wyróżnieniami. W "Świecie Książki"
    ukazały się m.in.: Ślady istot pozaziemskich; Szok po przybyciu bogów; Śladami
    Wszechmogących; Z powrotem do gwiazd. "Dzień Sądu Ostatecznego trwa od dawna" to
    wędrówka przez różne obszary kulturowe w poszukiwaniu śladów i sygnałów minionego
    kontaktu z pozaziemskimi cywilizacjami. Erich von Däniken interpretuje teksty zaczerpnięte
    z Biblii, staro żydowskie legendy i sagi, relacje dawnych dziejopisarzy oraz przekazy
    hinduskie, babilońskie i perskie. Przytacza "niewiarygodne" opisy dziwnych mieszańców i
    gigantów, relacje o synach bożych parzących się ze zwykłymi kobietami, o podróżach
    Abrahama i proroka Henocha do miejsc leżących poza orbitą ziemską. Podąża też tropem
    dziwnego faktu, że ludzie najróżniejszych religii i kręgów kulturowych wiążą ideę zbawienia
    z powrotem na Ziemię przedstawiciela wyżej rozwiniętych istot, które kiedyś -
    niewykluczone - odwiedziły naszą planetę. Być może, powszechna idea Mesjasza jest
    pochodną złożonego dawno temu w różnych częściach świata przyrzeczenia: "Powrócimy!"
    Kamień Świętego Berlitza W opactwie Świętego Berlitza nowicjuszami zostawały już dzieci
    w wieku piętnastu lat. W tym roku ośmiu chłopców i dziesięć dziewczynek miało przejść
    inicjację. Opat z troską mówił o "niżu demograficznym". Większość chłopców i dziewcząt
    dorastała w opactwie, ich rodzice pracowali na ziemi św. Berlitza. Byli tu nie tylko bracia
    zakonni i siostry zakonne, ale także zbieracze jagód, myśliwi, wszelkiego rodzaju
    rzemieślnicy oraz akuszerki i opiekunowie zdrowia. Wszystkich ich łączył wspaniały
    obowiązek płodzenia możliwie największej liczby dzieci i wychowywania ich na mocne
    istoty. Od czasu Wielkiego Zniszczenia w całej okolicy były tylko nieliczne grupy ludzi i opat
    przypuszczał nawet, że ich przodkowie mogli być jedynymi, którzy przeżyli Wielkie
    Zniszczenie. Nikt, nawet wielce uczony opat i jego Rada Wiadomości nie Wiedzieli, co się
    wówczas stało. Niektórzy przypuszczali, że przodkowie rozporządzali jakąś straszliwą bronią
    i zniszczyli się nawzajem. Lecz pogląd ten nie znalazł w Radzie Wiadomości większego
    uznania. Trudno było sobie bowiem wyobrazić tak straszliwą broń. Ponadto jeden z
    dogmatów mówił, że ludzie w zamierzchłych czasach byli szczęśliwi i żyli w świecie
    dobrobytu. Dlaczego zatem mieliby prowadzić ze sobą wojny? Było to nielogiczne i
    wyglądało na pozbawione sensu. Dlatego w Radzie Wiadomości roztrząsano możliwość, że to
    jakaś zagadkowa infekcja pochłonęła całą ludzkość. Ale i tę teorię zarzucono, ponieważ
    przeczyła ona przekazom pozostawionym przez pierwsze pokolenie ojców po Wielkim
    Zniszczeniu. Trzej Praojcowie i cztery Pramatki opowiadały swoim dzieciom po Wielkim
    Zniszczeniu, że katastrofa spadła na ludzkość pewnego spokojnego wieczora. Przekazy te
    były niepodważalne. Znajdowały się w świętej "Księdze Patriarchów", spisanej przez Synów
    Praojców. Każde dziecko w opactwie św. Berlitza zna Pieśń o Zagładzie. Co roku opat
    intonował ją podczas smutnej Nocy Pamięci. Był to jedyny przekaz spisany osobiście przez
    2
    jednego z Praojców. Brzmiał tak: "Ja, Erich Skaja, urodzony 12 lipca 1984 r. w Bazylei nad
    Renem, byłem z żoną oraz moimi przyjaciółmi, Ulrichem Dopatką i Johannesem Fiebagiem,
    jak też z ich małżonkami i córką Sylwią, na wycieczce górskiej w Berner Oberland. Ponieważ
    było już po godzinie 6 wieczorem, skróciliśmy sobie zejście ze szczytu o nazwie Jungfrau,
    korzystając z tunelu kolejki górskiej. Z powodu prac remontowych na szczycie o tej godzinie
    nie zjeżdżała już w dolinę żadna kolejka. Nagle zakołysała się ziemia i na tory z hukiem
    spadły kawałki granitowej powały. Bardzo się przeraziliśmy, a Johannes, który był
    geologiem, pociągnął nas wszystkich do skalnej niszy. Już myśleliśmy, że koszmar minął,
    kiedy usłyszeliśmy narastający huk. Ziemia pod naszymi nogami zdawała się pływać,
    rozległy się straszliwe grzmoty, jakich nie słyszeliśmy w czasie żadnej burzy. Trzydzieści
    metrów przed nami zawaliła się ściana tunelu. Potem wszystko ucichło. Johannes stwierdził,
    że albo uaktywnił się jakiś wulkan, co w tej okolicy było raczej nieprawdopodobne, albo
    mamy do czynienia z trzęsieniem ziemi. Musieliśmy wspinać się do górnego wylotu tunelu.
    Kiedy byliśmy o kilka metrów od wylotu, usłyszeliśmy hałas. Nie znajduję słów na opisanie
    rozszalałej natury. Najpierw wicher gnał śnieg i okruchy lodu, potem zaczęły przelatywać
    drzewa, skały i całe dachy hoteli z doliny. Rozbrzmiewały trzaski i huki, jakich żaden
    człowiek przed nami nie słyszał. Powietrze wypełniało wycie i szum wichru, wszystko
    fruwało, wyrzucane na tysiąc i więcej metrów w górę. Ziemia dygotała; huczał rozszalały
    żywioł. Granitowe skały zderzały się ze sobą jak tekturowe zabawki. Tylko dlatego, że
    znajdowaliśmy się w tunelu, rozszalały wicher nie wyrządził nam żadnej szkody. Chwała
    niech będzie Bogu Najwyższemu! Wicher szalał przez trzydzieści siedem godzin bez
    przerwy. Opadliśmy z sił i leżeliśmy apatycznie w naszej niszy przytuleni do siebie i objęci
    ramionami. Pragnęliśmy, aby skały nad naszymi głowami zawaliły się, ucinając wreszcie ten
    koszmar. Nikt nie jest w stanie pojąć, co przecierpieliśmy. Potem przyszła kolej na wodę.
    Pośród zawodzenia i wycia wichrów usłyszeliśmy szum i dudnienie. Zupełnie jakby wystąpił
    z brzegów niezmierzony ocean. Gigantyczne fontanny wody pieniły się i bulgotały, z sykiem
    rozbryzgując się o skały. Jak podczas morskiego sztormu piętrzyły się kolejne ściany wody i
    łamiąc się spadały w dolinę, tworząc gigantyczne wiry wciągające w otchłań wszystko, co
    napotkały na swej drodze. Zdawało się, że wszystkie wody z całej Ziemi spływały w to jedno
    miejsce. Nie pragnęliśmy już niczego innego tylko śmierci, a z piersi wyrywał nam się krzyk
    przerażenia. Przez osiem godzin szalał wodny żywioł, potem wicher osłabł i z wolna
    powróciła cisza. Ogłuszeni torturą, oniemiali z bólu, patrzyliśmy sobie w oczy. Wreszcie
    Johannes podczołgał się na czworakach do niewielkiego otworu, jaki pozostał u wylotu
    tunelu. Usłyszałem jego rozpaczliwy szloch i z olbrzymim trudem przedarłem się do niego.
    Widok, jaki ujrzałem, odebrał mi mowę. Rozpacz rozdzierała mi serce. Potem wybuchnąłem
    gorzkim płaczem. Naszego świata już nie było. Szczyty wszystkich gór były ścięte jakby
    gigantycznym pilnikiem. Nigdzie nie było widać śniegu ani lodu. Zniknęła też wszelka zieleń.
    W mdłym brunatnym świetle połyskiwały mokre nagie ściany. Nie widać było słońca, a w
    dolinie, gdzie znajdowała się wypoczynkowa miejscowość Grindenwald, kołysały się wody
    jeziora. Stało się to w roku 2016 wg chrześcijańskiej rachuby czasu. Nie wiemy, czy jako
    jedyni przeżyliśmy Wielkie Zniszczenie. Nie wiemy też, co się wydarzyło. Niech Bóg
    Wszechmogący ma nas w swojej opiece!" `ty * * * `ty Ośmiu chłopców i dziesięć dziewcząt z
    nabożnym szacunkiem wysłuchało Pieśni o Zagładzie, którą odśpiewał swym donośnym i
    mocnym głosem opat Ulrich Iii. Po krótkiej chwili, przeznaczonej na refleksję, przemówił do
    nowicjuszy w te słowa: - A teraz wejdźcie do Sali Pamięci. Przyjrzyjcie się z nabożnością
    relikwiom Praojców. Zostaliście wybrani, aby z waszymi braćmi i siostrami czcić i rozumieć
    te relikwie. W nastroju oczekiwania młodzi nowicjusze weszli do długiego drewnianego
    budynku, który dotychczas widywali tylko z zewnątrz. Zakonnice zapaliły woskowe świece i
    relikwie Praojców rozbłysły w migotliwym blasku. Były tam buty świętego Ericha Skai,
    Ulricha Dopatki i Johannesa Fiebaga. Butów ich żon nie było. Buty zrobione były z dziwnego
    3
    materiału, który wprawdzie w dotyku przypominał skórę, ale nią nie był. Nawet członkowie
    Rady Wiadomości nie potrafili wyjaśnić, co to takiego. Jeden z zakonników cierpliwie
    tłumaczył, że być może w pradawnych czasach istniały na Ziemi zwierzęta, które miały takie
    właśnie futra, ale zginęły w czasie Wielkiego Zniszczenia. Siedemnastoletni Christian,
    najstarszy z nowicjuszy, niepewnie uniósł rękę: - Czcigodny bracie, co oznaczają te znaki na
    butach świętego Johannesa? - zapytał nieśmiało. Zakonnik odpowiedział z dobrotliwym
    uśmiechem: - Wszystko, co zdołaliśmy odcyfrować, to trzy pierwsze początkowe litery REE i
    stojącą na końcu literę K. Nie zdołaliśmy ustalić znaczenia tych znaków. Raz jeszcze
    Christian uniósł dłoń w górę. - Czcigodny bracie, czyżby w pradawnych czasach żyły
    zwierzęta, na których futrach rosły takie znaki? - Inteligentny z ciebie młodzian - odparł lekko
    zniecierpliwiony zakonnik. - Za sprawą Boga Wszechmogącego możliwe jest wszystko. W
    jednej z nisz pogrążonego w półmroku pomieszczenia znajdowały się mieszki Praojców,
    kryjące potrzebne do przeżycia przedmioty. Zakonnik cierpliwie objaśniał, że w świętej
    Księdze Patriarchów mieszki te noszą nazwę "plecak". Jak dotąd nie udało się ustalić
    znaczenia tego słowa. Jedna z hipotez mówi, że być może chodzi tu o niedokładnie zapisane
    słowo "placek", ponieważ po opróżnieniu mieszki Praojców stają się płaskie jak placek. I
    znów nowicjusze stanęli przed zagadką, ponieważ mieszki wykonane były z wielobarwnego
    płótna, które nie było płótnem. Podobnie jak buty świętego Johannesa, mieszki były miękkie i
    elastyczne, a jednak przez 236 lat, jakie upłynęły od Wielkiego Zniszczenia, nie doznały
    żadnego uszczerbku. Nowicjusze radośnie wychwalali wszechmocnego Boga - albowiem żyli
    w cudownym świecie, w którym wiele jeszcze było do rozszyfrowania. Dotyczyło to na
    przykład błyszczącej liny, którą znaleziono w mieszku świętego Ulricha Dopatki. Nikt nie
    znał tajemniczego elastycznego, a przecież niezwykle mocnego materiału, z jakiego ją
    wykonano. W świętej Księdze Patriarchów napisano, że materiał ten nazywa się "nylon", co
    było przypuszczalnie jakimś pojęciem z pradawnych czasów, którego nie rozumieli nawet
    nader uczeni bracia z Rady Wiadomości. Niezwykłe uczucie owładnęło nowicjuszy, kiedy
    brat zakonny pokazał im skrawek "papieru pakowego". Był on tak samo błyszczący i brązowy
    jak ten, na którym święty Erich Skaja nagryzmolił swoją Pieśń o Zagładzie. Jakże musieli
    cierpieć owi podziwu godni święci Praojcowie! Jakimiż to cudownymi wiadomościami i
    materiałami musiano dysponować w pradawnych czasach! Pierwsze spotkanie z relikwiami
    trwało godzinę. Nowicjusze ujrzeli nieznane narzędzia, tajemnicze pałeczki do pisania i
    przedmioty, które w świętej Księdze Patriarchów nazywano "zegarkami", m.in. częściowo
    przezroczysty "zegarek" z jedną wskazówką, która zawsze wskazywała miejsce zachodu
    Słońca. Zademonstrował to brat zakonny: obojętnie, w którą stronę się odwrócił, trzymając
    ten "zegarek" w ręku, wskazówka natychmiast zwracała się w kierunku zachodu Słońca.
    Uroczystość inicjacji zbliżała się do punktu kulminacyjnego. Nowicjusze nie mogli się już
    doczekać chwili, kiedy wolno im będzie po raz pierwszy spojrzeć na Kamień Świętego
    Berlitza. Przy wtórze coraz głośniejszego śpiewu zakonników i zakonnic wkroczyli do
    Najświętszego. We wszystkich niszach i na wszystkich występach ścian płonęły lampki
    oliwne, powietrze było przesycone ciężkim aromatem żywicy jodłowej. W powale widniał
    okrągły otwór. Słup słonecznego blasku rozświetlał ołtarz. A na nim, na niewielkiej
    podstawce, spoczywał Kamień Świętego Berlitza - największy skarb opactwa. Opat Ulrich Iii
    wzniósł modły dziękczynne. Wszyscy obecni słuchali ich z przejęciem, pochyliwszy głowy.
    Uroczysta część obrzędu inicjacji zakończyła się słowami: "Święty Berlitzu, dziękujemy Ci
    za ten dar niebios!" Nowicjusze stłoczyli się teraz wokół opata. Ten ostrożnie uniósł Kamień
    Świętego Berlitza z podstawki i z wyrazem najwyższego szczęścia na twarzy pokazał go
    nowicjuszom. Kamień był mniej więcej wielkości dłoni opata. Był czarny i miał mnóstwo
    małych guziczków, na których - przybliżywszy twarz - dostrzec można było pojedyncze
    litery. W górnej części Kamienia była wąska szpara o matowoszarym tle. Tuż obok rzucał się
    w oczy wyraźny napis BERLITZ, a pod nim - nieco mniejszymi literami - Interpreter 2.
    4
    Naciskając jednym palcem odpowiednie guziczki, opat Ulrich Iii wystukał słowo "miłość". W
    tym samym momencie na szarym tle pojawiły się litery m-i-ł-o-ś-ć. Było to tak niesamowite,
    że nowicjusze niemal bali się oddychać. Następnie opat nacisnął inny guzik i oto dokładnie
    pod literami m-i-ł-o-ś-ć, niby pisane niewidzialną ręką, pojawiły się litery l-o-v-e. - Halleluja!
    - zakrzyknął opat, wznosząc oczy ku słonecznemu blaskowi padającemu z otworu w powale. -
    Halleluja! - zawtórowali chórem nowicjusze, zakonnicy i zakonnice. - Moc kamienia trwa
    nadal! Niech będzie pochwalony święty Berlitz i jego nieustająca moc! I znów opat Ulrich Iii
    zaczął naciskać guziczki. Tym razem pojawiło się słowo ś-w-i-ę-t-y, a zaraz potem h-o-l-y. -
    Halleluja! - zakrzyknął opat ku niebu. - Halleluja! - odpowiedział echem zebrany tłum. Coraz
    szybciej opat wystukiwał na Kamieniu Świętego Berlitza nowe słowa, i za każdym razem
    pojawiały się pod nimi słowa złożone z innych liter. Był to prawdziwy cud - niepojęty dla
    ludzkiego rozumu. Nowicjusze spoglądali na siebie okrągłymi ze zdumienia oczami. Zdawali
    sobie sprawę, że są świadkami niesłychanego cudu. Zaiste podniosły to był moment.
    Wreszcie opat oderwał się od Kamienia Świętego Berlitza i troskliwie umieścił go z
    powrotem na podstawce. Z poważnym i uduchowionym wyrazem twarzy zwrócił się do
    nowicjuszy w te słowa: - Kamień Świętego Berlitza to kamień tłumaczący słowa. Dzięki
    niemu można zamienić mowę świętych Praojców na inne języki używane w pradawnych
    czasach. Kamień jest święty, ponieważ zawiera w sobie wieczną moc Słońca. Trzy godziny
    słonecznego światła wystarczą, aby kamień mówił przez dwanaście godzin. Nigdy jeszcze nie
    zawiódł Rady Wiadomości. Pomógł nam zrozumieć świętą Księgę Patriarchów i pomaga
    odcyfrować inne pisma z czasów sprzed Wielkiego Zniszczenia, których strzępy wciąż
    znajdujemy. Tym razem to Walentyn, drugi pod względem starszeństwa nowicjusz, zgłosił się
    z nieśmiałym pytaniem: - Czcigodny ojcze Ulrichu, a skąd pochodzi Kamień Świętego
    Berlitza? - Bystry z ciebie chłopak - pochwalił go opat Ulrich Iii. - Otóż trzeba ci wiedzieć, że
    Kamień Świętego Berlitza został znaleziony przez świętego Praojca Ulricha Dopatkę. W
    Księdze Patriarchów napisano, w jaki sposób to się stało. Było to w dwa lata, jedenaście
    miesięcy i dziewięć dni po Wielkim Zniszczeniu. Święty Ulrich Dopatka wspiął się na
    szczątki góry, którą nazywano Jungfrau. Kilkaset metrów poniżej szczytu, który w Noc
    Zniszczenia przestał istnieć, były ruiny. W Księdze Patriarchów w rozdziale 16, werset 38,
    znajduje się nawet stwierdzenie, że były to ruiny stacji naukowej, która niegdyś istniała pod
    szczytem. Opat kilkakrotnie sapnął głośno, a potem kontynuował: - Wiedz, drogi chłopcze, że
    święty Ulrich Dopatka wspiął się na ową górę, którą nazywano Jungfrau, w nadziei, iż w
    owych ruinach uda mu się znaleźć coś przydatnego. Być może jednak to duch świętego
    Berlitza przywiódł go w tamto miejsce właśnie po to, aby znalazł Kamień Świętego Berlitza.
    Kręte i niezbadane są ścieżki Opatrzności! Jutro rozpoczniecie czytanie świętej Księgi
    Patriarchów. Przez najbliższe lata wiele się nauczycie. Bądźcie ochoczy i pokorni. Głoście
    chwałę Boga Wszechmocnego i świętych Praojców! Każdy rozdział Księgi Patriarchów
    rozpoczynał się od słów: "Ojciec opowiadał mi..." Pierwotny tekst Księgi został spisany przez
    synów Praojców - a więc przez Patriarchów - i liczył łącznie 612 stronic. Z oryginalnych
    tekstów zachowała się zaledwie jedna czwarta. Pismo w nich było ledwie czytelne, tak bardzo
    wszystko pożółkło i się zabrudziło. Dzięki Bogu siostry i bracia zakonni zawczasu przystąpili
    do sporządzania kopii. Wyjątek stanowiło pierwszych osiem stron, które spisał jeszcze święty
    Erich Skaja na owym "papierze pakowym", który Praojcowie musieli mieć ze sobą w
    mieszkach zawierających rzeczy niezbędne do przeżycia. Stronice były zapisane obustronnie
    rzadką czarną farbą, której składu nikt nie potrafił odgadnąć. Nosiły daty według
    chrześcijańskiej rachuby czasu. Następnie przez wiele lat niczego nie spisywano, aż pojawiły
    się pierwsze dokumenty sporządzone na zwierzęcej skórze. Autorami byli Patriarchowie,
    czyli synowie i wnukowie Praojców. Wprowadzili oni nową rachubę czasu i liczyli lata od
    chwili Wielkiego Zniszczenia. Starannie i równiutko pisane czerwone litery błyszczały na
    ciemnożółtych skórach, przy czym niejednokrotnie było tak, że kilka skór połączono ze sobą
    5
    sznurkami z włókien roślinnych. Dopiero w roku 116 po Wielkim Zniszczeniu potomkowie
    Patriarchów zaczęli używać papieru wapiennego. W celu jego uzyskania pokrywano
    splecione z włókien płachty cienką warstwą wapienia. Aby całość nabrała elastyczności,
    mieszano wapienną warstewkę z olejami roślinnymi. Studia sprawiały nowicjuszom wiele
    radości. Nauczycielami byli starsi zakonnicy klasztoru, a na specjalne, szczególnie głębokie
    pytania odpowiadali czcigodni członkowie Rady Wiadomości. Jedna z nowicjuszek już w
    czwartym tygodniu spytała: - Czcigodny ojcze, dlaczego ja nazywam się Birgit, mój sąsiad z
    ławki Christian, dlaczego jest Walentyn, Markus, Wilhelm i Gertruda? Skąd wzięły się te
    wszystkie imiona? - Są to imiona, jakie Praojcowie nadali swoim synom i córkom. Było
    trzech Praojców: święty Erich Skaja, święty Ulrich Dopatka i święty Johannes Fiebag. Mieli
    razem cztery żony - dziś znamy tylko ich imiona: Sylwia, Gertruda, Elisabeth i Jacqueline.
    Praojcowie płodzili z nimi dzieci: w pierwszych latach po Wielkim Zniszczeniu każda kobieta
    co roku rodziła jedno dziecko. Wszyscy ci potomkowie otrzymali imiona znane Praojcom z
    dawnych czasów. Zadowolona? Teraz z pytaniem zgłosił się Walentyn: - Czytaliśmy wczoraj
    Rozdział 19 i nie mogliśmy dojść do porozumienia, o co chodzi z tymi Wielkimi Ptakami.
    Czy mógłbyś nam to wyjaśnić, czcigodny ojcze? Czcigodny członek Rady Wiadomości
    zawahał się przez moment, potem uśmiechnął i z namysłem podszedł do bocznej ściany,
    gdzie na grubych drewnianych kołkach wisiały kopie Księgi Patriarcbów. Odczepił kartę z
    Rozdziałem 19, rozłożył ją przed Walentynem i kazał mu przeczytać tekst. - Rozdział 19,
    werset 1 : "Ojciec opowiadał mi, że pewnego dnia w południe, gdy nad doliną przelatywał
    wielki ptak, jego ojciec Erich wygłosił taką oto przypowieść: werset 2 : "Za moich czasów
    istniały ptaki dwieście razy większe od tego ptaka. werset 3 : W brzuchach tych ptaków
    siedzieli ludzie, którzy posilali się i pili. werset 4 : Przez małe okienka spoglądali na ziemię
    pod sobą. werset 5 : Ptaki te latały na sztywnych skrzydłach przez Wielką Wodę szybciej niż
    najpotężniejszy wicher. werset 6 : Po drugiej stronie Wielkiej Wody były domy tak wysokie,
    że niektóre z nich dotykały chmur. Dlatego nazywano je Drapaczami Chmur. werset 7 : W
    owych miastach z Drapaczami Chmur mieszkały miliony ludzi. werset 8 : Nie wiemy, co się z
    nimi stało. Niech Bóg ma w opiece ich dusze."" - No i co sądzisz o tym tekście, Walentynie?
    Chłopiec wzruszył ramionami. - Tak naprawdę, to nie wiem - odparł. - Nie potrafię sobie
    wyobrazić Wielkich Ptaków, w których ludzie mogą siedzieć, a nawet jeść. - Czy to znaczy,
    że wątpisz w prawdziwość słów Księgi Patriarchów? Walentyn milczał. Zgłosiła się za to
    rezolutna Birgit. - Tekst jest autorstwa Patriarchy z trzeciego pokolenia po Wielkim
    Zniszczeniu. Podkreśla on przecież, że ojciec opowiadał mu, iż jego ojciec wygłosił tę
    przypowieść. A określenie przypowieść wskazuje na to, że może to być tylko jakaś
    przenośnia. Nowicjusz Christian, który siedział obok Birgit i właściwie rzadko tylko się z nią
    nie zgadzał, bo był w niej zakochany, wtrącił się teraz z niezwykłą gwałtownością: - Ja
    traktuję święte przekazy dosłownie nawet wówczas, gdy nie potrafię sobie wyobrazić tak
    olbrzymich ptaków, aby mogli w nich biesiadować ludzie. Święty Erich Skaja nie okłamał
    przecież swego syna, był żywym świadkiem dawnych czasów. Gorącą dyskusję, jaka
    wywiązała się po tych słowach, przerwał czcigodny członek Rady mówiąc: - Dość tego,
    nowicjusze! Rada Wiadomości wielokrotnie już wypowiadała się na temat Rozdziału 19.
    Zapytaliśmy również Kamień Świętego Berlitza. Kamień nie zna innych określeń Wielkich
    Ptaków, więc nie mogły istnieć. Natomiast jako odpowiednik Drapacza Chmur pojawiło się
    słowo skyscraper. Tak więc istniały pewnie jakieś bardzo wysokie domy czy nawet wieże.
    Dlatego dziś obowiązuje dogmat, że słowa o Wielkich Ptakach, w których ludzie mogli się
    posilać, wiążą się z wizją świętego Ericha Skai na temat przyszłości. Wiecie przecież, że
    ludzie nie potrafią latać, lecz czują pragnienie dorównania ptakom. A zatem święty Erich
    Skaja dał wyraz swym pragnieniom i nadziejom dotyczącym odległej przyszłości, w której
    ludzie, niby wielkie ptaki, będą fruwać nad wodami, bez wysiłku i bez potu. Przypuszczalnie
    młody patriarcha popełnił błąd, spisując tekst. Wersety od 2 do 7 powinny być napisane w
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.opx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Oto smutna prawda: cierpienie uszlachetnia. Design by SZABLONY.maniak.pl.