Start
Erich von Daniken - Z powrotem do gwiazd, ebooki, Daniken von Erich
Erich von Daniken - Dzień w którym przybyli Bogowie, ebooki, Daniken von Erich
Estelle Maskame - Czy wspominałam, eBOOKi, seria DIMILY - Estelle Maskame
Eric Rogell sztuka wojny w uwodzeniu kobiet. mądrość mistrza sun tzu w służbie podrywu cała książka, ebooki
Etykieta w biznesie. Praktyczny poradnik savoir-vivre’u. Wydanie II rozszerzone - Adam Jarczyński, PDF, Ebooki
Eric A. Meyer css według erica meyera. kolejna odsłona full scan, ebooki
Eriq Neale microsoft small business server 2003. księga eksperta helion, ebooki
Ewan Chris - Charlie Howard 03 - Dobrego złodzieja przewodnik po Las Vegas(1), ebooki,
Ewangelia Pseudo-Mateusza, Religioznawstwo, Apokryfy
ew15-rozklad-nowy-lokomotywa-naszelementarz--2, nauczanie zintegrowane
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aprzybyt.xlx.pl

  • Eurodzihad - WOLSKI MARCIN, ebook txt, Ebooki w TXT

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    WOLSKI MARCINEurodzihadMARCIN WOLSKI2008Wydanie polskieData wydania:2006Projekt okladki:Studio FlowKonsultacja merytoryczna:plk rezerwy Apoloniusz SiekanskiWydawca:Zysk i S-ka Wydawnictwoul. Wielka 10, 61-774 Poznantel. (061) 853 27 51, 853 2767, fax 852 63 26Dzial handlowy, tel./fax (061)855 06 90sklep@zysk.com.plwww.zysk.com.plISBN: 978-83-7506-234-2Wydanie elektroniczneTrident eBooksWszystko w tej ksiazce jest wymyslem autora. Podobienstwa miejsc i ludzi, choc nieprzypadkowe, sa zwodnicze. Zdarzenia opisywane ponizej nigdy nie mialy miejsca, badz mialy, ale w zupelnie innych kontekstach. Prawdziwy jest wylacznie Problem, choc i on zdaniem piszacego te slowa jest absolutnie dyskusyjny. Przy okazji autor deklaruje, ze wszelkie uprzedzenia oraz dyskryminacje sa mu obce i kocha: Francuzow, Polakow, Niemcow, Zydow, Arabow, katolikow, protestantow, muzulmanow, bezwyznaniowcow, hetero - i homoseksualnych, zwierzeta, rosliny, a takze Obcych, gdyby kiedys sie zjawili. Co prawda nie wszystkich kocha w rownym stopniu.Gdyby jednak jakims dziwnym trafem opisywana historia zdarzyla sie w przyszlosci, autor nie czuje sie za nia w zadnym stopniu odpowiedzialny i rezygnuje z jakichkolwiek tantiem autorskich za swoje proroctwa.Pare lat wczesniejUmierala z pelna swiadomoscia, ze odchodzi. Pogodzila sie z tym. Zaprzestala walki w dniu, w ktorym - po wielu latach - zdecydowala sie powrocic do punktu wyjscia. Do miasta swych narodzin, magicznego kregu dorastania, inicjacji. Powrocic tylko po to, zeby umrzec... Kolo musialo sie zamknac. Zalowala jedynie, ze zdecydowala sie na te podroz zbyt pozno. Nie starczylo czasu, zeby nacieszyc sie powrotem, odwiedzic stare miejsca, pobudzic wspomnienia. Lezac bezwladnie, na poly otumaniona srodkami przeciwbolowymi, nie mogla nawet uniesc glowy znad poduszki. Wiele by dala, aby moc jeszcze raz wyjrzec przez okno, zobaczyc ukochana panorame: kopule Il Duomo, campanille Giotta, lub przynajmniej wloskie niebo koloru plocien Veronesego. Ona - ateistka. Ona - Zydowka. Ona - niewierzaca chrzescijanka! Wiedziala naturalnie o ksiedzu, ktory na osobiste polecenie papieza modlil sie za sciana za jej grzeszna dusze. Coz, kazdy robi to, co potrafi. Calkiem niedawno podczas osobistej rozmowy z Benedyktem XVI zdumiala ja otwartosc tego Niemca, zwanego jeszcze niedawno "pancernym kardynalem", czy Wielkim Inkwizytorem. W sumie byli do siebie podobni. I podobnie lekali sie przyszlosci. Tyle, ze dla niej nie istniala nawet metafizyczna pociecha.Czula smierc. Nadchodzila zapewne z chlodnej polnocy. Gdzie mogla byc teraz: w Bergamo, pod Bolonia, a moze na parkingu przed szpitalem? Nie bala sie jej.I tak przez tyle lat to ona byla gora nad koscista starucha. Potrafila ja odpedzic, a nawet - przerwawszy milczenie - zerwac sie do wielkiej walki o gigantyczna stawke. Ale w koncu kiedys sie przegrywa.Umierajaca nie odbierala telefonow, nie chciala niczyich odwiedzin, a jednak zrobila wyjatek. Poprosila pielegniarke, aby "upudrowala trupa" i zgodzila sie przyjac tego Francuza. Przybyl incognito. Zmylil paparazzich. Jako wytrawna dziennikarka, zdolna wyprowadzic z rownowagi Chomeiniego czy zapedzic w kozi rog Walese, wyczuwala charyzme, determinacje i sile woli, tak rzadka u politykow zdychajacego Zachodu. Ten, moze ze wzgledu na swe srodkowoeuropejskie pochodzenie, byl inny. Emanowala z niego wiara w mozliwosc zmiany, tak obca dekadenckiemu fatalizmowi dotychczasowych przywodcow.Nie rozmawiali dlugo. Ale wystarczajaco wiele jej powiedzial, by mogla umierac spokojnie. Z nadzieja. Kiedy na krotko przed smiercia odzyskala przytomnosc, zdala sobie sprawe, ze sie modli. Czy jestes, Boze i Kimkolwiek Jestes, pomoz temu czlowiekowi. Pomoz nam wszystkim. Pomoz sobie!Naraz zrobilo sie zimno i ciemno.Znow bede na okladkach wszystkich gazet - pomyslala w ostatnim przeblysku swiadomosci Oriana Fallaci.I. UderzenieNic nie zapowiadalo dramatu. Nie pojawily sie zadne zlowrozbne znaki na niebie i ziemi. Poprzedniej nocy nie wyly psy i nie puchaly puchacze. Zreszta, wedle mera Deux Ponts sur Lac, ornitologa amatora, ostatniego puchacza slyszano w okolicy w czasach procesu Dreyfusa. Nawiasem mowiac, wkrotce potem zastrzelil ptaka miejscowy klusownik, zapewne antysemita. Jednak z kapitanem Dreyfusem jako zywo nie mialo to najmniejszego zwiazku. Ani z tym, co sie dopiero mialo wydarzyc. Dzien byl najzupelniej zwyczajny, choc w swej zwyczajnosci piekny. Nastala kolejna wiosna, jak zwykle przyspieszajaca zywiej krew ludziom mlodym i pelna satysfakcji dla starcow, ze jeszcze te zime przezyc im sie udalo. Kasztanowce wypuscily swieze pedy i zakwitly magnolie. Zegar na kosciele swietego Dionizego, zamienionym trzy lata temu w dyskoteke, przykladnie wybil poludnie, bez opoznienia przemknal odleglym o kilkanascie kilometrow torem ekspres szybkiej kolei TGV i poza delikatna zwyzka cisnienia na barometrach nie zdarzylo sie nic godnego odnotowania. Policjantow na rynku pojawila sie ledwie trojka, zreszta bardziej z ciekawosci niz obowiazku. Nikt nie przyslal anonimowego listu do miejscowej gazety czy stacji radiowej, nie ostrzegl wladz. Sluby gejow i lesbijek (nawet takie zbiorowe) od pewnego czasu przestaly szokowac kogokolwiek, a protesty katolickich homofobow spotykaly sie z tak zdecydowana odprawa policji, ze w koncu ich poniechano, zwlaszcza gdy sady w paru spektakularnych procesach przypomnialy spoleczenstwu, ze homofobia jest karalna, obraza boska - nie. Totez ceremonia w merostwie, polozonym przy centralnym placu miasteczka, wzbudzila bardzo umiarkowane zainteresowanie. Wyslannikow mediow dalo sie zauwazyc zaledwie kilku, glownie fotoreporterow, naduzyciem tez byloby mowic o gigantycznym tlumie gapiow. Na zywo zbiorowy slub transmitowal jedynie lokalny kanal telewizyjny, odbierany w dwoch departamentach. Zabrzmialy pierwsze slowa ojca miasta. Pomimo starannego make up mer byl spocony, w koncu nie codziennie zdarzalo mu sie brac udzial w takiej szopce...Stasio Frackowiak wylaczyl telewizor. Nie zamierzal ogladac transmisji, a emitowanymi o tej porze na wiekszosci kanalow telenowelami raczej sie nie pasjonowal. Za zboczencami zreszta tez nie przepadal. Raczej z powodow estetycznych, a nie dlatego, zeby byl czlowiekiem przesadnie religijnym, majacym starotestamentowe podejscie do grzechow cielesnych. Chociaz i tak, wedle standardow zachodnioeuropejskich, moglby uchodzic za klerykala. Nalezal do nielicznych mlodych owieczek parafii Deux Ponts sur Lac, uczeszczajacych modlic sie co niedziele (jesli nie wypadla mu akurat terminowa robota) do starej poklasztornej kaplicy, ktorej jakims cudem jeszcze nie sprywatyzowano. Prawde powiedziawszy, pozostali wierni w wiekszosci tez byli Polakami. Zabojady, z drobnymi wyjatkami, nie zyczyli sobie zadnych kontaktow z Panem Bogiem. Chyba, ze byli muzulmanami. Ci przeciwnie - gorliwie szorowali piec razy dziennie lbami modlitewne dywaniki. Tyle, ze akurat ich trudno byloby nazwac zabojadami. Nieczystego swinstwa nie wzieliby do ust. I pod tym wzgledem Stasio ich rozumial. Zaby, slimaki, ostrygi wywolywaly w nim odruch wymiotny. Calujacy sie na ulicy pederasci tez.Inna sprawa, ze wyznawcy proroka rowniez nie wzbudzali w nim cieplejszych uczuc. Nie lubil zakwefionych kobiet ani ciemnoskorych walkoni, nie robiacych nic przez cale dnie poza wysiadywaniem po kafejkach i wyczekiwaniem tam nie wiadomo na co. Moze na to, az caly swiat stanie sie jednym wielkim kalifatem?Madelaine Coffin, przed ktora nie ukrywal swoich pogladow, uwazala, ze jest ogromnie prowincjonalny, pelen uprzedzen, ale skladala to na karb wadliwego wychowania w jego kraju ojczystym, przedwczesnie przyjetym do wielkiej europejskiej wspolnoty narodow. O wiele bardziej od swiatopogladu odpowiadal jej sposob, w jaki ci Slowianie uprawiali milosc - gwaltownie, mocno, szybko, bez przesadnie rozbudowanej gry wstepnej. Reasumujac, jej stosunek do polskiego hydraulika, ktory wpadl raz naprawic zepsuty odplyw przy zlewie, a teraz wpadal co srode, by zajmowac sie zupelnie inna hydraulika, mozna nazwac zroznicowanym, w zaleznosci od aktualnie swiadczonej uslugi.Oboje zdawali sobie swietnie sprawe, ze sa dla siebie wylacznie namiastka. Dla Madelaine jurny Polak uzupelnial niedostatki meza - mieczaka, pozostajacego w wiecznych rozjazdach, dla Frackowiaka seks z Francuzka choc na krotko przygluszal tesknote za krajem, za Zoska i za tysiacem innych rzeczy, ktore mogl robic, ale nie robil, bo tak sie zlozylo. I jeszcze gdyby Madelaine miala dwadziescia, no chociaz pietnascie lat mniej, a zapach jej potu byl odrobine mniej ostry, bylby w pelni szczesliwy i zgodzilby sie nawet nosic etykietke ciemniaka i ksenofoba.W niskim pokoju na poddaszu, ktory wynajmowal od pol roku, gorac i duchota zrobily sie nie do wytrzymania. Burze, zapowiadane przez synoptykow, krazyly gdzies na polnocy, miedzy Normandia a Flandria, nie niosac orzezwienia w centrum kraju. W klitce Frackowiaka nikt nie pomyslal o klimatyzacji, a on sam nie mogl sie zdecydowac, by ja zalozyc. Nie przepadal za tym wynalazkiem, po kazdej dluzszej jezdzie klimatyzowanym wozem dawaly znac o sobie nie wyleczone zatoki.Gdyby nie oczekiwanie na telefon od klienta, dawno wybralby sie na spacer, a tak... Podszedl do swietlika, otworzyl go na cala szerokosc i wspial sie na dach.Od razu przyjemniej. Na pasku pod szyja dyndala mu silna wojskowa lornetka.Stasio uniosl ja i przytknal do oczu.Nie zeby byl podgladaczem. W zadnym wypadku nie nalezal do oblesnych koniowalow, zagladajacych w cudza intymnosc, chociaz, prawde mowiac, widok panny Durocque opalajacej sie nago na doskonale widocznym z jego dachu tarasie z pewnoscia nie nalezal do obrazow przykrych. A juz ten frywolny motylek, wytatuowany powyzej pi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.opx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Oto smutna prawda: cierpienie uszlachetnia. Design by SZABLONY.maniak.pl.