Start
Estrada i Studio 08 2010, Do czytania, Estrada i Studio, 2010
Estrada i Studio 08.2010, [◙◙◙◙◙ஜ۩۞۩ஜ◙◙◙◙◙ ☆E☆, Estrada I Studio
EverMetal Zine 05 (10.08.2008), ZINY O MUZYCE, EverMetal Zine
EverMetal Zine 08 (30.05.2009), ZINY O MUZYCE, EverMetal Zine
Ethics-ch-08, Med, Military Medical Ethics Volume 1
EWCM8400 8600 8900 9100 GB 07-08, Instrukcje, ELIWELL
espe 110-111 2014-07-08, Religijne, Różne
EWCM9900 (18DIN) GB 2-08, Instrukcje, ELIWELL
Evans Mary Ann - Nell, ✿Nowe ebooki 2015 i 2016
Everything I do Ann Winsborn 02786, TEKSTY PIOSENEK
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl

  • Eriksson Kjell - Ann Lindell 08 - Ręka, Kjell Eriksson

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    Ręka, która zadrży
    Kjell Eriksson
    Szanowany polityk z Uppsali wychodzi z zebrania rady miejskiej i… znika.
    Nikt - rodzina, znajomi, policja - nie wie, co się stało. Dwanaście lat później ktoś
    spotyka go w Indiach pod innym nazwiskiem...
    Były szef i mentor Ann Lindell, który kiedyś prowadził poszukiwania
    zaginionego polityka, skłania ją do wznowienia śledztwa – w tej i w innej
    nierozwiązanej sprawie sprzed lat: brutalnego zabójstwa poruszającego się na
    wózku starca, zagorzałego nazisty.
    Tymczasem w pobliżu Öregrundmorze wyrzuca na brzeg odciętą kobiecą
    stopę. To znaczy, że Ann musi rozpocząć jeszcze jedno dochodzenie - boleśnie
    blisko miejsca, gdzie mieszka mężczyzna, którego kiedyś kochała. W
    odizolowanej osadzie, zamieszkanej przez zadziwiająco wielu samotnych
    mężczyzn…
    Trzy sprawy łączą się tak jak przeszłość i teraźniejszość, splatając
    dziesięciolecia i życiorysy ludzi naznaczone historią i winami dziedziczonymi
    przez pokolenia. Stare grzechy wciąż obciążają sumienia, stare zbrodnie nie
    umierają i mają swój przerażający ciąg dalszy…
    Korekt
    a
    Joanna
    Egert-Romanowska
    Hanna
    Lachowska
    Projekt
    graficzny okładki
    Małgorzata Cebo-Foniok
    Zdjęcie
    na
    okładce
    ©
    Michele
    De Souza/Arcangel Images
    Tytuł oryginału
    Den
    hand som skälver
    Copyright
    © by Kjell Eriksson 2007
    Published
    by agreement with Ordfronts Förlag AB,
    Stockholm
    and Leonhardt & Høier Agency A/S, Copenhagen.
    All
    rights reserved.
    For
    the Polish edition
    Copyright
    © 2013 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
    ISBN
    978-83-241-4904-9
    Warszawa
    2013. Wydanie I
    Wydawnictwo
    AMBER sp. z o.o.
    02-952
    Warszawa, ul. Wiertnicza 63
    tel. 620
    40 13, 620 81 62
    Skład
    wersji
    elektronicznej:
    Grudzień 1956
    W
    ysłano go, żeby przyniósł trochę chrustu
    . Powierzono
    mu ważne zadanie. Na
    dworze panowało przeraźliwe zimno, na podwórzu skrzył się śnieg, a wylatujący z komina dym
    unosił się nad wtopioną w zbocze wzgórza chałupą niczym duch w szarobiałej szacie.
    Nagle
    podłoga w drewutni pociemniała, pokryły ją kawałki kory i trociny. Przed chwilą
    Sven-Arne dołożył kolejną szczapkę do tych, które już trzymał w ręku. I nagle upuścił je, nie
    tylko ostatnią szczapkę, ale prawie wszystkie. Po prostu wyślizgnęły mu się z rąk.
    – Pomóc ci?
    Reszta
    drewna poleciała na podłogę.
    – Przestraszyłeś się?
    Pokręcił głową. Był
    tak
    zły, że nie mógł nic z siebie wydusić. Ante wszedł do szopy i zaczął
    się rozglądać.
    – Ktoś zgromadził tu sporo drewna – powiedział i nieoczekiwanie
    się uśmiechnął.
    Schylił się i podniósł kilka kawałków.
    – Wyciągnij ręce!
    Sven-Arne
    posłusznie wykonał polecenie.
    Uklęknął. Jeśli
    przyniesie
    naprawdę dużo drewna, zasłuży na pochwałę. Chciał jak
    najszybciej wyjść z drewutni i wrócić do chaty, ale stryj zagrodził mu drogę.
    – Pamiętam
    zimy
    podczas wojny. Wtedy to dopiero szło drewna.
    – Podczas
    twojej wojny?
    Ante
    pokręcił głową.
    – Nie, tam było gorąco jak w piekle.
    Sven-Arne
    marzł. Stąpnął krzywo i zachwiał się.
    – Kiedyś
    ci
    opowiem – odezwał się Ante.
    U lewej ręki brakowało mu dwóch palców. Emil wspomniał kiedyś, że stracił je przez własną
    głupotę. Ale nikt jakoś nie miał ochoty opowiadać o wojennych
    przygodach Antego, on sam też
    nie. Dlatego obietnica, że kiedyś do tego wróci, była godna uwagi.
    – Wydajesz
    się mieć głowę na karku, Olars niczego nie pojmuje.
    Ola
    Persson był kuzynem Svena-Arnego, starszym od niego o dziesięć lat. Siedział teraz
    w chacie i pił kawę. Wysadzał skały i zawsze tak dziwnie pachniał, nawet kiedy się przebrał
    w coś eleganckiego. Ante uparł się mówić na niego Olars.
    Sven-Arne
    czuł, że bolą go ręce, ale jego złość minęła w momencie, kiedy stryj zaczął
    krytykować kuzyna.
    Nie
    mógł przestać wpatrywać się w lewą dłoń stryja, którą ten zręcznie wyszukiwał
    odpowiednie kawałki drewna. Sięgał to w lewo, to w prawo i po chwili uzbierał całe naręcze.
    – Wracamy
    ?
    Sven-Arne
    skinął głową. Próbował przesunąć drewno tak, by szczapki leżały bliżej ciała.
    – Weźmiemy
    tylko
    brzozę – postanowił Ante, ściskając prawą ręką naręcze chrustu.
    Kiedy
    skończyli, usłyszeli dźwięk dzwonków, a po chwili głuchy tętent kopyt stukających
    o zmarznięty żwir drogi.
    – To
    Rosberg – oznajmił Ante, który miał dziwny zwyczaj przekrzywiania głowy, gdy
    czegoś nasłuchiwał.
    Wyszli
    z drewutni. Oślepiło go słońce. Zza krzaków bzu dojrzał sąsiada babci. Rosberg
    siedział na ułożonych na saniach wielkich balach drewna, na głowie miał przekrzywioną
    sfilcowaną kominiarkę, ręce trzymał, jakby powoził czterokonnym zaprzęgiem.
    Blixt, niespotykanie
    jasny koń ardeński, zaczął potrząsać łbem, kiedy sanie mijały chatę.
    Może nie lubił zapachu dymu, a może po prostu był podniecony bliskością stajni.
    Sven-Arne
    nadal marzł, ale nie przeszkadzało mu to. W popołudniowym słońcu chatę było
    widać wyraźniej niż zwykle. Śnieg sięgał niemal do okien, komin był równie krzywy jak cała
    chata, w ostrym świetle lśnił w różnych odcieniach ciepłego brązu. Sven-Arne stłumił śmiech.
    Dzwonki
    sań Rosberga wybrzmiały. Wokół rosnącego na środku podwórza jarząbu zebrało
    się stado gili. Z najniższej gałęzi zwisała huśtawka z białą czapą śniegu, jak czapka kucharza.
    Musiał przyznać, że nadal lubił się czasem na niej pohuśtać, potężny jarząb chronił go niczym
    jakiś olbrzym. Nawet deszcz nie przenikał przez jego gałęzie. Kiedy wiał wiatr, odwracał
    smutno liście, pokazując ich srebrzyste mechate spody. Wiosną kwitł na biało, jesienią
    czerwieniły się grona owoców, niekiedy tak liczne, że lśniły nawet z daleka. Czasem babcia
    brała kilka gron i wkładała je do szklanej miski z wodą. Drzewo zasadził jej dziadek, tak
    przynajmniej twierdziła, mimo że większość ludzi nie wierzyła, że może być aż tak stare.
    – Blixt też był na wojnie – powiedział Ante, a Sven-Arne zaczął się zastanawiać, którą
    z wojen
    miał na myśli.
    – Tylko konie i kretyni
    idą się bić – ciągnął stryj.
    Ruszyli
    w stronę domu, Ante szedł przodem. Było szesnaście stopni mrozu. Splunął w śnieg,
    uśmiechnął się i pchnął drzwi do chaty.
    – Szlag
    – mruknął, wchodząc do sieni.
    Sven-Arne
    podejrzewał, że chodzi mu o mróz na zewnątrz. A może miał na myśli
    towarzystwo zebrane w babcinej kuchni.
    Chociaż
    babcia
    napaliła w piecu, w pokoju było zimno, więc wszyscy zebrali się w kuchni.
    Byli tam jego rodzice, Erik i Lisbeth, stryj Emil, brat ojca, i jego synowie Ola i Tommy. Ich
    matka była w szpitalu, ale o tym nie wspominano. Miała słabe nerwy.
    Przy
    oknie siedzieli brat babci, Edvin, i jego dwie niezamężne córki. Majvor, wielka jak
    stodoła, oddychała ciężko i z wyraźnym wysiłkiem. Jak zwykle narzekała na wszystko i na
    wszystkich. Inga-Lisa bez przerwy proponowała, że pomoże babci Agnes, ale zakleszczona
    między Edvinem i Majvor nie bardzo mogła się ruszyć. Obie siostry działały aktywnie
    w stowarzyszeniu Przyjaciele Jerozolimy. Miały opinie nieco wścibskich, ale tolerowano je.
    Na
    stołku obok nich siedziała sąsiadka, znana z tego, że nie opuszczała żadnej okazji do
    poczęstunku. Wpadała niby przypadkiem, wypijała kawę i zjadała kawałek ciasta.
    – Jest
    nasz gagatek. Teraz już zawsze będziemy wysyłali Svena-Arnego po drewno –
    odezwał się Emil.
    Kuzyni
    posłali mu obojętne spojrzenia.
    Ante
    i Sven-Arne wrzucili opał do skrzyni na drewno.
    – Twoi
    chłopcy będą musieli uzupełnić zapas – powiedział Ante.
    – Pewnie
    tak – odpowiedział Emil dobrotliwie.
    Agnes
    pogładziła Svena-Arnego po głowie.
    – Ogrzej
    się trochę.
    Chłopak usiadł
    przy
    krótszym końcu stołu, odwrócony plecami do pieca. Babcia otworzyła
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.opx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Oto smutna prawda: cierpienie uszlachetnia. Design by SZABLONY.maniak.pl.