Start
Erikson Steven - Malazańska Księga Poległych Tom 9.2 - Pył Snów. Pustkowia, KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), Nowy folder, Erikson Steven - Malazańska Księga Poległych Tom1 -10[JoannaC]
Erich Fromm - Kryzys psychoanalizy+, Psychologia [autor eksperymentu więziennego], F, Fromm
Ewa Pałaczyńska - Winek - Oskar i reszta. Świat widziany oczami dziecka.DZIECKO, Ksiazki, Podręczniki
Etyka- etyczne aspekty poradnictwa zawodowego - książka, Etyka
Europejskie Reguły więzienne, studia, Resocjalizacja
Ergonomia-zmęczenie, BHP, Ergonomia
Etyka i polityka MacIntyre Alasdair pobieranie, Nauka
Europejska+Karta+Samorzadu+Terytorialnego, Międzynarodowe uwarunkowania administracji publicznej
Ewidencja czasu pracy wzow 2013, pobierz
Etyka, doradca zawodowy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl

  • Erich von Daniken - Wszyscy jestesmy dziecmi Bogów, Książki, Erich von Daniken - Książki

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    Erich von Daniken
    ___________________________________________________________________________
    WSZYSCY JESTEŚMY DZIEĆMI BOGÓW
    Gdyby groby mogły mówić.
    ___________________________________________________________________________
    I. Było sobie raz dwoje królewskich dzieci
    Na zwiadach w Jemenie
    Baśń jest mostem prowadzącym do
    prawdy.
    przysłowie arabskie
    Starozytny Rzym zalozono okolo 733 roku prz. Chr., sto lat wcześniej
    powstalo slynne miasto Majów - Tikal. Początki Aten datuje się mniej
    wiecej na rok 1500 prz. Chr. Jerycho zbudowano najprawdopodobniej
    okolo 6000 prz. Chr. Czy są jeszcze starsze miasta na naszej planecie?
    To możliwe, kronikarze arabscy bowiem zapewniają, ze Sana, leząca
    2500 m n.p.m. na płaskowyzu jemeńskiego masywu górskiego, jest najstarszym
    miastem swiata - zalozono je podobno zaraz po splynieciu wód potopu.
    Dotychczas poznałem Rzym, Ateny, Tikal i Jerycho. Powinienem więc poznać
    jeszcze Sanę. Nie lezy ona wprawdzie w poblizu najwazniejszych szlaków
    komunikacyjnych, dojadę tam więc bocznymi drogami - te zas oferują
    zazwyczaj podróznemu mnóstwo przygód. Takich, jakie będą i naszym udzialem.
    Jemen, czyli Jemeńska Republika Arabska, lezy w poludniowej cześci Pólwyspu
    Arabskiego. Są to tereny zamieszkane przez ludzi juz od prehistorycznych
    czasów. Nierzadko powstawala tu wysoka kultura - zdarzylo sie tak na
    przyklad okolo 1200 roku prz. Chr., w czasach królestwa Saby. Byl to wówczas
    kraj niezwykle bogaty, posiadal bowiem - o czym wspomina kazda encykiopedia
    - system irygacyjny, wspanialy jak na ówczesne czasy. Stąd eksportowano
    znaczne ilosci kadzidla -jest ono nadal towarem bardzo poszukiwanym.
    Zdarzylo się w 1951 roku.
    "Wyrzuciliśmy z ciężarówek wszystko, Co sie dało i ruszyliśmy przez wadi.
    Ludzie znajdujący sie na platformach ciężarówek trzymali się ze wszystkich
    sił, wypatrując jednoczesnie na równinie wielbłądnikdw z Maribu... gdy
    Chester który w jednej chwili zrozumiał ogrom groyącego nam
    niebezpieczenstwa.. skrecił ostro w lewo z trudem jednak udalo mu sie uciec
    przed zbliżającymi sie Jemenczykami I utrzymac ciezarówke poza zasiegiem
    strzatów."
    Przeżycia z tego napadu, który miał miejsce trzydzieści sześć tat temu, byly
    udziaiem młodego amerykanskiego paleontologa Nwendella Phillipsa, ktdry wraz
    ze swoim kolegą, Williamem Frankiem Aibrightem, prowadził prace wykopaliskowe
    180 kilometrów na wschdd od Sany.
    Pozwolenia na podjecie prac przez badaczy z American Foundation for the Study
    of Man udzielil dwczesny król Jemenu imam Ahmed. O istnieniu w okolicy
    Maribu zespolu świątyń Amerykanie dowiedzieli sie z relacji niemieckich
    uczonych: Carla Rathjensa i Hermanna von Wissmanna, przebywających w tamtym
    rejonie w 1928 roku. Chodzilo jakoby o tajemniczą swiatynie królowej Saby.
    Mimo a moze na skutek obecności żołnierzy i urzedników, których imam
    przydzielił do ekspedycji, po kilku miesiącach pracy atmosfera w obozie stala
    sie prawie nie do zniesienia. Jemenczykom nie podobalo sie, że niewierni
    - a za niewiernego jest tu uznawany kazdy, kto nie wierzy w Allaha - szukają
    w ich kraju ukrytych skarbów.
    Zarządzenia archeologów byly udaremniane przez rozkazy urzedników
    królewskich. Pierwsze rozruchy spowodowal nieszczęśliwy wypadek. Jeden
    z robotnikdw potrącił przez nieuwagę drewniany stempel, co spowodowało upadek
    sześciu antycznych kolumn, niewielkie obrayenia odnióst jeden robotnik
    egipski i jeden jemeński. Urzednicy imama natychmiast zażądali wydania
    lateksowych odbitek, które w trakcie wielomiesiecznej żmudnej pracy zdjęto ze
    starych inskrypcji znalezionych na ścianach świątyń.
    Powróciwszy z krótkiego pobytu w Ameryce dokąd udał się, żeby zdobyć
    pieniądze na dalsze prowadzenie prac Phillips zastal w obozie atmosfere tak
    wybuchową, że nie bylo już mowy o kontynuowaniu wykopalisk. Podczas
    potajemnej nocnej rozmowy archeolodzy postanowili podjąć próbę
    natychmiastowej ucieczki. Rozpuściii pogłoskę, że następnego dnia bedą krecić
    film z pobliskich wzgórz.
    Oszustwo to podziatalo tym skuteczniej, że wsiadając wraz z egipskimi
    pomocnikami do ciężarówek pozostawili w obozie prawie cale wyposażenie
    ekspedycji, majace wartość ponad 200 tys. dolarów. Urzędnicy i żolnierze
    imama wyraźnie sie ucieszyli - nareszcie bedą mogli bez przeszkód robić to
    z czym dotychczas musieli sie kryć, czyli kraść.
    Trzydzieści Sześć lat później
    Dzisiaj miejscowość, którą Phillips opuszczal w takim pośpiechu, jest jedną
    z atrakcji turystycznych Jemenu - w 1984 roku Marib polączono asfaltowa drogą
    ze stolica. W czasie stusiedemdziesieciopieciokilometrowej trasy mój
    wspólpracownik Raif Lange podziwiał wraz ze mna wspaniale widoki przesuwające
    sie przed naszymi oczami. Land-Cruisera prowadził młody Jemeńczyk
    z zakrzywionym sztyletem (dyambia), obowiazkowo zatkniętym za pas. Gdy
    jemeński chiopiec kończy czternaście lat, o jego męskości swiadczy posiadanie
    takiego sztyletu. Od pojemnosci sakiewki natomiast zależy, czy sztylet
    będzie szeroki, wielki, czy nieco skromniejszy; czy rękojesć będzie
    z bogato zdobionego srebra, czy tylko z rzeźbionego drewna bądź mniej
    szlachetnego metalu; pochwa ze skóry lśniącej od srebnych nitów czy po prostu
    zwyczajny futeral. Najwayniejszy jest sztylet! Obok kierowcy praży sie
    w slońcu nasz przewodnik. Jest w marynarce - ubiór zdradza cziowieka z awansu
    spotecznego. Jak mielismy sie wkródce przekonać, wiedza oraz inteligencja nie
    byly najmocniejszą stroną tego osobnika.
    Urzednik biura turystyki, znajdujęcego sie w centrum miasta, bo właśnie tam
    wydaje sie zezwolenia na podróżowanie po kraju, polecil ml zaangayować
    jemeńskiego kierowce. Byla to niezła rada. Samodzielne prowadzenie wynajętego
    samochodu bowiem byloby dla nas rodzajem cichego samobójstwa. W tym kraju nie
    liczy sie fakt, czy ktoś jest winny, czy nie, bo i tak przepisy drogowe są
    nadal uzaleąnione od praw religijnych i plemiennych, uszkodzenie ciała
    traktowane jest na równi z morderstwem. Jesli ktoś według przepisów
    zachodnich bedzie nawet zupelnie bez winy, to wedlug praw islamu musi
    zapłacid rodzinie rannego czy zabitego stosowne odszkodowanie. W roku 1986
    wynosilo ono 50 tysięcy marek za zabicie mężczyzny, połowa zaś tej sumy za
    kobietę. W okresie pielgrzymki i ramadanu kwoty ulegaja podwojeniu.
    A poza tym może to mieć jeszcze znacznie gorsze następstwa - na przyklad
    wówczas, gdy rodzina poszkodowanego bedzie chciała sie zemścić na sprawcy
    wypadku. Wedlug naszego prawa byloby to po prostu morderstwo - tu jednak
    przepisy podporzadkowane są zwyczajom lub prawom plemiennym, a samo
    morderstwo jest uznawane za czyn na wskros honorowy.
    Na wszelki wypadek wolalem juz nie pytać, czy jako towarzysz podrózy
    nie zostane równiez w razie wypadku poproszony do kasy.
    Drugą dobrą radą dal mi portier hotelu. Powiedzial, zebym zrobil sobie przede
    wszystkim dostateczną ilość fotokopii zezwolenia na podróż. I mial po
    stokroć rację! Juz w trakcie pierwszej kontroli, którą przeprowadzili
    uzbrojeni mlodzi ludzie, pozbawiono mnie oryginalu. Posterunek wlączył go po
    prostu do akt. Następna kontrola odeslalaby mnie z powrotem.
    W oddali, lecz jakby zblizone przez wizjer kamery, lśnią w slońcu góry,
    rysując się jasnym brązem na tle czarnych cieni. Droga, wijąca sie pośród
    zapierających dech w piersi przepaści, prowadzi przez przełęcz Bin-Ghaylan,
    wznoszącą się 2315 m n.p.m. Od przeleczy Al-Fardah mijamy prehistoryczne
    rumowiska kamienne - czworokątne monolity skalne ogromnej wielkosci
    wznoszą sie ku niebu niczym drapaeze chmur. Cóz za widok! Kamienne bloki
    jakby zawisly nad spiętrzonymi sześcianami. Barwne szczyty skalne lśnią w
    dali rozświetlone sloncem, jak gdyby dopiero co pomalowali je kolorysci. Z
    przełęczy roztacza się widok na wadi, suche doliny ciągnąe się w
    zóltobrązowej pustyni. Po przejechaniu wielu zakretów, wykutych w litej
    skale, ujrzeliomy rozciągającą się 1000 m pod nami równinę, na której
    znajduje sie Marib. z kazdą chwilą zblizającą nas do dna doliny - a lezy ona
    i tak 1300 m n.p.m - robi sie coraz goręcej. Skraj drogi porastają nieliczne
    krzewy i karlowate drzewka. Dalej jest juz tylko piach, pustynia, na której
    widok czlowiek zadaje sobie pytanie, czym zywią sią Beduini oraz ich
    zwierzęta i jak w ogóle udaje im sie przezyć. Niemal nie do przebycia są
    czarne jak smola wulkaniczne rumowiska kamienne przy drodze - czerń prawie
    piekielna, księżycowy krajobraz Góry wyrastają zeń jak gigantyczne hałdy
    wegla. Wspaniały spektakl natury w poludniowym siońcu. Migotliwe swiatlo.
    Cienie czerni Wszechowiata. Srebne blyski antracytu.
    Po dwóch i pół godzinach jazdy docieramy do starej wsi Marib, w której stoją
    kilkupiętrowe budynki. w poblizu wydobywa się ropę naftową. W piekącym
    sloncu na zaladunek czekają samochody-cysterny.
    Nigdzie jednak nie widać starozytnych ruin.
    Tylko ciężki upal poludnia pohamowal moją ciekawość - poza tym nadszedl juz
    czas na posilek dla moich towarzyszy. Idziemy do hotelowej restauracji,
    której czystość pozwala domniemywać, ze firma wydobywająca ropę naftowa
    zbudowała ją dla swoich gosci.
    Dochodzi do groteskowej pantomimy. Moi Jemenczycy, poza określeniem
    money, nie znają oczywiście zadnego słowa po angielsku, zapraszam ich więc na
    posilek za pomocą gestów. Na szczęście jadlospis jest i po angielsku, i po
    arabsku. Ralf i ja zamawiamy omlet ze swiezymi pieczarkami, nasi towarzysze
    powiedzieli coś po arabsku, co kelner nagryzmolił w bloczku. Zjedliśmy juz
    nasz "omlet" - dwa jajka sadzone z pieczarkami z puszki gdy przed
    Jemeńczykami pojawily się dwa soczyste steki. Ani drgnęli. Znów spróbowalem
    wiecjązyka gestów. Tak jak zachęca się dzieci do jedzenia pokazując reką na
    usta powiedziaiem "chap, chap". Nic. Jak zahipnotyzowani tkwili nad brylami
    miesa, nad talerzami i nad sztućcami. Modlą sie po cichu, czy co? Moze nie
    trzeba im przeszkadzać. Nagle pewna mysl jak blyskawica przebiegia mi przez
    glowę. Złapalem za kość, wystającą z jednego ze steków, i przysunąłem ją
    sobie zachęcająco do ust. Tamy runęły. Uśmiechnąwszy sie z ulgą, siegneli
    palcami po jedzenie - po pewnym czasie kilkoma potężnymi beknięciami dali
    nam znać, że już nic nie stoi na przeszkodzie w kontynuowaniu podrózy.
    Tajemnicza królowa Saby
    Mielismy zamiar obejrzeć tame, która już przed tysiącami lat byla uważana za
    niezwykle osiągniącie techniki, a w literaturze określana jest mianem cudu
    starożytności.
    Tylko kto postanowil ją tu zbudować? Przedsiewziecie to przypisuje sie
    legendarnej królowej Saby. Kim byla królowa? Nawet Stary Testament
    wspomina o jej odwiedzinach u króla Salomona - archeolodzy jednak nie trafili
    dotychczas na zaden ślad jej istnienia. Fascynujące jest, jak mgliste
    kształty tej tajemniczej postaci przenikają do rzeczywistości. Szukajmy wiec!
    Arabski poeta Semeida ibn Allaf napisal:
    "Hadhad (potężny król) udal sie pewnego dnia na polowanie. Po pewnym
    czasie wypadł na niego wilk, który zapedzał właśnie gazele w wąwóz bez
    wyjścia. Radhad ruszył na wilka, spłoszyi go i uratował gazelę, a potem
    poszedl jej śladem. Oddalal sie coraz bardziej od swojej swity, az nagle
    ujrzal wielkie, wspaniaie miasto - przed jego oczami roztoczyl sie widok
    swietnych budowli, licznych stad wielbiąddw i koni, gęstych lasów palmowych
    i urodzajnych pól. Naprzeciw wyszedl doń jakiś człowiek, który rzekl, iz
    podobnie jak jego rezydencja równiez miasto nazywa sie Ma'rib, ale
    mieszkający tu lud zwie sie Arim i jest plemieniem dzinnów - on sam natomiast
    jest ich królem I wladcą, zwącym się Ieleb I Sa'b. Gdy rozmawiali, obok
    przeszla dziewczyna tak nadzwyczajnej piąknooci, ze Hadhad nie potrafil
    oderwać od niej wzroku. Wówczas król dzinnów rzekl: 'Dziewczyna ta jest moją
    Córką, jesli więc chcesz, dam ci ją za żonę, albowiem uratowałeś jej zycie.
    To ona wiasnie byla gazelą, która ocaliłeś od wilka, i calego jej zycia nie
    starczy, by ci sie za to odwdzięczyć. Przybądź więc za dni trzydzieoci na
    uroczystości weselne wraz ze swoją rodziną i książętami.'
    Hadhad zawrócil i wkrótce miasto duchów zniknęlo mu z oczu. Po dniach
    trzydziestu jednak ściągnął wraz ze swoją świtą na weselne gody. Tymczasem
    dżinny zbudowaly palace z fontannami i zalozyly ogrody. Król Ieleb przyjmowal
    ich i goscil w najwspanialszy sposób przez trzy dni i trzy noce, dopóki jego
    córki Harury nie wprowadzono w komnaty Hadhada.
    Palac stal się teraz jego rezydencją. A Harura zostala matką Bilkis".
    (Bilkis jest arabskim imieniem królowej Saby.)
    Jakby nie dooć bylo owych cudownosci, historyk i leksykograf Nashwan ibn
    Sa'id, zmarly okolo 1195 roku, pisal, ze miasto, które wynurzylo się
    z nicosci, bylo zbudowane z metalu, stało na czterech potęznych kolumnach ze
    srebra, a woda plynęla przez nie metalowymi kanalami. Baśń z "Tysiaca
    i jednej nocy" czy starozytna science fiction?
    Nieco bardziej pomocny jest tu stary Semeida ibn Allaf, który wie, ze królowa
    Saby alias Bilkis miała dwa ogrody nawadniane przez dwa źródla, wytryskujące
    z ogromnej zapory wodnej. Własnie tam kieruje się moja ciekawooć.
    Co bylo niegdyś, a co pozostało
    Gdyby istniala wówczas Ksiega Rekordów Guinessa, to znalazlaby się w niej
    na pewno zapora wodna z Maribu! Starozytni autorzy pisali o niej,
    przedstawiając ten cud techniki jako najwspaniaisze osiągnięcie arabskiej
    sztuki inzynierskiej i kamieniarskiej. Mur zapory mial u podstawy 70 m
    szerokości, a jego dlugość wynosila 615 m - wielkosci te są porównywalne
    z dzisiejszymi zaporami. Rozciągając się między wzniesieniami górujacymi
    nad doIiną zapora zatrzymywala coroczne okresowe powodzie nadchodzące z Wadi
    Adana. Przy zboczach gór budowniczowie wznieśli z dokładnie obrobionych
    ciosów kamiennych śluzy i kanaly odpływowe - kierowano tamtędy drogocenne
    strumienie wody do pólnocnego i poludniowego ogrodu królowej. Wykonane tu
    prace kamieniarskie przywodzą mi na myśl inkaskie budowle, znajdujące sie na
    odieglej wyzynie Peru. Zarówno tam, jak i tu w spojenia między kamieniami nie
    da się wcisnąć nawet ostrza scyzoryka.
    Najlepiej zachowała sie sluza poludniowa. Monolityczne mury wpuszczono w
    kamienne podłoże. Między skałami a murem zapory dawni inżynierowie
    zbudowali wiaściwą śluzę - składają się na nią prostokątne ciosy kamienne
    lączone na krzyż. Sciana śluzy przetrwała, mogłem ją więc zmierzyć. Jej
    szerokooć wynosi 4,63 m, najcięższe najnizej leżące bloki kamienne mają
    dlugooc 3,54 m i grubooć 51 cm. Z właściwych wrót śluzy nie pozostalo
    niestety ani śladu.
    W razie powodzi masy wody wpadały najpierw do specjalnej niecki wypadowej,
    rozpraszajacej impet wynikający z róznicy poziomów, a następnie wplywały do
    kanału głównego, skąd licznymi kanałami bocznymi kierowano je na pola, leżące
    na południu. Ówcześni budowniczowie bardzo chytrze rozwiązali problem
    chwilowego przepełnienia kanalu glównego - zaopatrzyli go w specjalny upust,
    przejmujący nadmiar wody i kierujący go w dół wadi.
    Od budowli po stronie poludniowej zapora ciągnie sie w poprzek doliny przez
    prawie 600 m do budowli po stronie pólnocnej. Takze i tu sluza zachowala sie
    w calkiem niezlym stanie, takze i tu woda trafiala najpierw do niecki
    wypadowej, dopiero potem zaś kanalem giównym do "ogrodu pólnocnego". Ogromne
    masy usypanej ziemi pomagaly murom wytrzymać napór wody; tutaj też zbudowano
    zeby być przygotowanym na kazdą sytuację - wznoszący sie stopniowo mur
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaczytam.opx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Oto smutna prawda: cierpienie uszlachetnia. Design by SZABLONY.maniak.pl.