Start Erikson Steven - Malazańska Księga Poległych Tom 9.2 - Pył Snów. Pustkowia, KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), Nowy folder, Erikson Steven - Malazańska Księga Poległych Tom1 -10[JoannaC] Ewa Pałaczyńska - Winek - Oskar i reszta. Świat widziany oczami dziecka.DZIECKO, Ksiazki, Podręczniki Etyka- etyczne aspekty poradnictwa zawodowego - książka, Etyka Europe for Dummies 3rd Edition, książki, informatyka, Seria For Dummies Evelyne Pieiller - Koniec świata czy pewnego świata, Artykuły prasowe Etude a-moll, Nuty na PIANO, Fryderyk Chopin Evangeline Anderson - Sin Eater, Evangeline Anderson Etymology, Angielski Evidence of the Use of Pandemic Flu to Depopulate USA, Świńska Grypa Eskalofrio, âşâşâşhorror od 2009 roku w dół |
Evanovich Janet Przygoda z milionerem, Książki - Literatura piękna, Bonia, Harlequiny nowe różne[ Pobierz całość w formacie PDF ]Steffie Hall Przygoda z milionerem 1 Nicholas Kacharczek obserwował siódemkę swoich nowych uczniów galopujących po piaszczystym boisku treningowym do gry w polo. Uśmiechnął się na widok Billie Pearce. Minęły cztery lata od czasu otwarcia szkoły. W tym czasie widział wiele spragnionych towarzystwa, rozkochanych w stajni „króliczków” i zagorzałych fanek, ale nigdy nie widział nikogo takiego jak Billie Pearce. Nie była stajennym „króliczkiem” ani fanką polo, ani jeźdźcem. Z krótkiej rozmowy Kacharczek wywnioskował, że dziewczyna zajmuje się domem. Miała na sobie nowiutkie czarne buty do konnej jazdy i kremowe bryczesy; pachniała jak świeżo upieczone ciasteczka z czekoladą. Była tak apetyczna, że chciało się ją schrupać. Wszystko w niej było niezwykłe, od czubka małego zadartego noska aż po wielkie, skośne orzechowe oczy i uśmieszek czający się w kącikach pełnych ust. Twarz wróżki okalały lśniące jasnobrązowe fale podciętych krótko włosów i krótka grzywka. Jej dorodne, pełne i niczym nie skrępowane piersi kołysały się pod intensywnie zieloną bluzką. Billie była fascynująca! Nick rozluźnił się w siodle. Wysunął nogi ze strzemion i przypatrywał się dziewczynie. Trener miał około metra osiemdziesięciu centymetrów wzrostu, mocne, okazałe ciało i ciemne, wyraziste oczy kozackich przodków. Poruszał się z gracją i zwierzęcą zwinnością, która odzwierciedlała poczucie własnej wartości. Był zadowolony z siebie. Miał wszystko, co było potrzebne do szczęścia: majątek, wygodne życie i pracę, która dawała mu sporo satysfakcji. W tej chwili jednak nie był o tym całkowicie przekonany. Nick miał przeczucie, że Billie Pearce nigdy nie nauczy się gry w polo. Było widać na pierwszy rzut oka, że się do tego nie nadaje. Koń Billie pokłusował za czerwono-biało-niebieską piłką plażową, służącą do gry początkującym. Po chwili zatrzymał się, zastrzygł uszami i głośno zarżał. Był wyraźnie zniechęcony. – Posłuchaj, koniku – powiedziała Billie. – Płacę czterdzieści dolarów za lekcję. Mógłbyś przynajmniej udawać, że cię to bawi. Starannie zamierzyła się na piłkę plażową, machnęła kijem w powietrzu i już miała uderzyć, kiedy pobijak wyślizgnął się jej z rąk i poleciał na koniec pola. Kacharczek zacisnął usta. Doznawał różnych emocji: niedowierzania, pełnej rozbawienia ciekawości, nieodpartego pożądania... Sam nie wiedział, dlaczego jej pragnie. W ogóle nie była w jego typie. Stan małżeński miała wypisany na twarzy. „Mężatka czy rozwódka” – zgadywał. Nie nosiła obrączki, ale otaczała ją aura dojrzałości i satysfakcji, którą łączył z macierzyństwem. Trener osadził nogi w strzemionach i lekkim kłusem popędził na koniec pola. Podniósł pobijak i ostro zawrócił konia w stronę Billie. – Pani Pearce – wycedził. – Proszę zwrócić uwagę, tutaj przymocowany jest mały skórzany pasek, jeśli wsunie pani rękę w ten uchwyt, to na pewno nie popełni pani nieumyślnego zabójstwa. – Włożyłam tam rękę, ale pasek był za luźny – broniła się Billie. Dziewczyna pokazała nadgarstek, który był tak subtelny i delikatny, że Nick wielkim wysiłkiem woli powstrzymał się, by go nie dotknąć. Zbeształ się w duchu za lubieżne myśli o kobiecie, która pachnie jak domowe ciasteczka. – Pierwszy raz siedzę na koniu. Prawdę mówiąc, spodziewałam się zupełnie czegoś innego. – Wydaje mi się, że w podaniu było napisane, iż całe życie spędziła pani w pobliżu koni – dociekał Nick. – To prawda. Ale na żadnym nigdy nie jeździłam, po prostu mieszkałam w sąsiedztwie stadniny. – Przyznała się do tego tak poważnie, że trener omal nie parsknął śmiechem. – Dlaczego pan się ze mnie śmieje? – Bo w życiu nie słyszałem” czegoś tak zabawnego – odpowiedział, z trudem opanowując śmiech. – Czy ktoś kiedyś złamał panu nos? – zapytała Billie, zaciskając dłoń” na rączce pobijaka. – Byli tacy, którzy próbowali. – Siodło zatrzeszczało, gdy przerzucił ciężar ciała na strzemiona. – Pani Pearce, nie chcę zniechęcać pani do gry w polo, ale może dobrze byłoby wziąć parę lekcji jazdy konnej. Billie już wcześniej zauważyła, że pozostali uczniowie radzą sobie dużo lepiej, ale postanowiła się nie poddawać: – W ogłoszeniu było napisane, że perfekcyjna jazda nie jest wymagana. – To prawda, ale znajomość podstaw nie zaszkodzi. Musi pani wiedzieć, jak należy zbliżać się do konia – powiedział, zerkając na zegarek. – Lekcja dobiega końca. Proszę zaprowadzić Zeke do stajni i poczekać na mnie; pokażę pani, jak należy obchodzić się z koniem. Zeke był kiedyś chlubą całego hrabstwa, ale teraz zestarzał się i zaczął niezwykle poważnie traktować swój stan spoczynku. Poruszał się wolno, ale z gracją. I choć był może cokolwiek leniwy, to w żadnym wypadku nie głupi. Wiedział, jaką zająć pozycję, kiedy ruszyć za piłką albo wrócić do stajni. Teraz, nie mając nic lepszego do roboty, czekał razem z Billie na trenera. Lipcowe słońce stało wysoko na bezchmurnym niebie. Łagodne wzgórza hrabstwa Loudoun rozpościerały się przed Billie niczym gigantyczna, falująca szachownica pól i lasów. Konie przestępowały z nogi na nogę i rżały w boksach. Powietrze, ciężkie od zapachów zwierząt, naoliwionej skóry i rozgrzanej słońcem słomy budziło w Billie wspomnienia z dzieciństwa w Lancaster, w Pensylwanii. Ojciec był drobnym przedsiębiorcą. Mieszkali w sąsiedztwie farmerów – dobrych, silnych ludzi, którzy szanowali ziemię, dbali o rodziny, starali się, by ich małżeństwa były udane. Poważała ich za to i zarazem zazdrościła, ponieważ jej małżeństwo zakończyło się klęską. Nie miała na to wpływu. Udane pożycie wymaga starań dwojga osób, a jej mąż nie miał na to ochoty. Przymknęła na chwilę oczy i rozkoszowała się słońcem, które muskało jej plecy. Zasłuchała się w dochodzące z oddali, usypiające brzmienie cykad. „Trudno, dzieci muszą zadowolić się ojcem na «przychodne», ale na pewno nie stracą domu” – pomyślała. Zbliżający się do stajni Kacharczek przypominał centaura, mityczną postać półczłowieka, półkonia. Stwierdziła, że instruktor jest niebezpiecznie przystojny, ale całkowicie nie w jej typie. To spostrzeżenie sprawiło, że zmarszczyła brwi. Dotarło do niej, że właściwie w ogóle nie wie, kto jest w jej typie. Nie miała czasu na romanse. A gdyby nawet, to z pewnością nie poświęci go Kacharczekowi. Ojciec Nicholasa przez całe życie gromadził fortunę i dobrze wyposażył jedynaka. Wszyscy wiedzieli, że kiedy senior odejdzie na emeryturę, przekaże imperium w ręce syna. Nick skoncentrował się na hodowli koni i prowadzeniu najpopularniejszej gazety w hrabstwie Loudoun. Billie lubiła tę gazetę, lecz w stosunku do jej właściciela żywiła mieszane uczucia. Kacharczek zsiadł z konia i przekazał go stajennemu. – Pani Pearce! – krzyknął. – Może pani zsiadać! – Łatwo panu powiedzieć. – Wystarczy przerzucić prawą nogę nad koniem, obiema rękami trzymając się siodła – wyjaśnił. – To brzmi strasznie. Kacharczek wyszczerzył zęby w uśmiechu, unosząc przy tym brwi. Billie nie mogła znieść kpiny. Wciągnęła głęboko powietrze, zamknęła oczy i przerzuciła nogę nad koniem. Właśnie wtedy siodło wyślizgnęło się jej z zaciśniętych dłoni. Spadła prosto na Kacharczeka, przewracając go na ziemię. Przez chwilę leżeli oboje na ubitym błocie. Billie spojrzała w jego zdumione piwne oczy. – Przepraszam – wyszeptała. – Osłabły mi kolana. – Znam to uczucie. – Czy wszystko w porządku? – zapytała Billie. – Mam nadzieję, że nic się panu nie stało. – Nic takiego, do czego chciałbym się przyznać – odparł dwuznacznie. Billie poczuła, że się rumieni. Ostrożnie wstała i zaczęła ostentacyjnie strzepywać kurz z bryczesów, dając mu czas na sprawdzenie najważniejszych części ciała. Nagle poczuła, że palce Nicka zaciskają się na jej ramieniu. – Teraz, gdy potrafi już pani zsiadać z konia, przejdziemy do jego siodłania – rzekł, kierując się ku Zeke. Billie nie wiedziała, czy jest wściekły, czy obolały, i zdecydowała, że nie będzie zadawała żadnych pytań. Unikała jego spojrzeń; skupiła się na siodłaniu konia. Nick demonstracyjnie pokazywał. – To jest siodło, a to strzemię. Zsuwa sieje wygodnie po siodle... w ten sposób. To jest popręg. Odczepiamy popręg i zdejmujemy siodło razem z podkładką. – Kacharczek wręczył stajennemu siodło i wziął od niego niebieską nylonową uździenicę. Popchnął Billie ku głowie Zeke. – Gdy zdejmujemy uzdę, cugle zawsze zostają na szyi konia. – Położył dłoń dziewczyny za uchem Zeke. – Ten skórzany pasek to korona, przesuwa się go delikatnie przez uszy konia i... – Billie miała dziwny wyraz twarzy. Pobladła jak kreda. – Czy coś się stało? – Sukin... koń stoi mi na nodze! – Grzmotnęła Zeke pięścią w grzbiet i wielki kasztanowaty wałach spokojnie się przesunął. Billie spojrzała na nowiutki but do konnej jazdy. Widniał na nim idealny odcisk podkowy konia. Wykrztusiła z bólem: – Zrobił to naumyślnie. Niech pan popatrzy na jego pysk. Natrząsa się ze mnie! – Billie próbowała się poruszyć, ale nie mogła oprzeć ciężaru ciała na obolałej nodze. – Złamana – oświadczyła. – Ta bestia pogruchotała mi kości. Kacharczek westchnął na samą myśl o kłopotach, które mogą z tego „wyniknąć. Z pewnością dziewczyna go oskarży i oskubie doszczętnie w sądzie. Jego agencja ubezpieczeniowa wycofa się, a szkółka polo przejdzie do historii. Billie miała oczy pełne łez, ale nie płakała. Przyjrzał jej się badawczo. Rozogniona twarz zdradzała dzielną postawę wojownika. Uznał, że mimo wszystko jest twarda. Wziął ją na ręce. Jedwabiste włosy dziewczyny pachniały słodko, a bluza z miękkiego materiału była przyjemna w dotyku. Pokonał nagły przypływ czułości i przeniósł Billie na ławkę przy drzwiach do stajni. Zaczął delikatnie zdejmować but ze zranionej stopy. Billie chwyciła się kurczowo poręczy. Starała się nie myśleć o bólu, postanowiła skoncentrować uwagę na trenerze. Miał włosy koloru czarnej kawy, opadające łagodną falą na czoło. Trudno było określić jego wiek; równie dobrze mógł mieć trzydzieści, jak i czterdzieści lat. Słońce przyciemniło mu skórę i wyostrzyło zmarszczki w kącikach oczu. Spoglądając na szerokie zmysłowe usta Nicka, zastanawiała się, czy jest obdarzony poczuciem humoru. Sprawiał wrażenie człowieka, który śmieje się z byle powodu. Nick uporał się w końcu z butem i zsunął skarpetkę. Oparł ręce na biodrach i ocenił: – Spuchnięta. To prawa stopa. „Nie będzie mogła prowadzić – pomyślał. – Ktoś musi zawieźć ją do szpitala na prześwietlenie, a potem do domu. „ Wypadało zgłosić się na ochotnika. Nie miał nic przeciwko towarzystwu pięknej kobiety. Ale Deedee została sama w domu... Zerknął na zegarek. Jedenasta. Istniała szansa, że Deedee jeszcze śpi. Zostawił jej garnuszek kawy. Wszystko powinno być w porządku... – Nie będzie mogła pani prowadzić. Czy ma pani kogoś bliskiego, kto mógłby pani pomóc? Bille zamyśliła się. – Sąsiadka Kathy na pewno chętnie by mi pomogła, ale teraz jest na meczu piłkarskim Bretta. Amy nie może prowadzić; miała niedawno jakąś drobną operację stopy. Pomyślmy... jest jeszcze Sue... Kacharczek podniósł rękę. – Wystarczy. Rozumiem. Podwiozę panią. – Rozejrzał się po samochodach zaparkowanych na placyku koło stajni. – Który należy do pani? Billie sięgnęła do kieszeni po kluczyki. – Błękitne volvo combi. Dwie godziny później skręcali do dzielnicy, w której mieszkała Billie. Było to małe osiedle stosunkowo nowych domów, usytuowane na przedmieściach Purcellville. Domy stały na niewielkich parcelach wśród pięknej zieleni. Trawniki były starannie przystrzyżone. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Oto smutna prawda: cierpienie uszlachetnia. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||