![]() |
|||||
![]() |
|||||
![]() |
|||||
Start Evanovich Janet - Namiętności 16 - Znów do sypialni, Romanse i romanse Etyka w pracy opiekuna medycznego p, Zadania Evangeline Anderson - Pledge Slave gay, Anderson Evangelina Eschbach Andreas - Wideo z Jezusem, książki EwaluacjaOcenOddziaywania total, Ochrona Środowiska, semestr VII, oos Ewangelizacja w więzieniu, Więzienie Eraserhead.1977.DVDRip.RMVB-ZG, NAPISY Evgeny Morozov - The Net Delusion, 1 Etyka i profesjonalizm w zawodzie nauczyciela E-BOOK, Podręczniki, lektury Europa w ruchu. Wspólnota kultur (2001), Metodologia |
Evanick Marcia - Duch opiekunczy, Serie, Namiętności[ Pobierz całość w formacie PDF ]M arcia E vanick D uch opiekuńczy PROLOG - Nie obchodzi mnie, czyja teraz kolej. Nie chcę iść. - Szalony Niedźwiedziu, musisz iść. Ona cię wzywa. Szalony Niedźwiedź spojrzał w dół na szczyt góry, dumnie wznoszący się ku niebu, i westchnął. - Dlaczego Jedno Wiosło nie może pójść? - Jedno Wiosło nie zgodzi się. A poza tym, ona wzywa ciebie. - W jej żyłach zostało niewiele z krwi Nawaho - odpowiedział Szalony Niedźwiedź. Jednak, na widok opalonej twarzy i nieprzytomnie patrzących brązowych oczu, jego serce zaczęło mięknąć. - Ona jest silna. Dla ciebie przebyła pół drogi do niebios. Dziewczyna patrzyła w górę. Jej spękane wargi poruszały się, śpiewając starożytną pieśń pochwalną. Niebiosa zadrżały, kiedy Szalony Niedźwiedź wstał i sięgnął po swoją broń. - Zawsze myślałem, że kiedy nadejdzie moja kolej, pójdę z kimś młodym, silnym i odważnym w bój. - Czas walki minął. Musimy nauczyć się żyć w pokoju z białym człowiekiem. Idź, mój bracie, i prowadź ją przez życie. Szalony Niedźwiedź wydał głęboki pomruk, przeciągnął się i otrząsnął z kurzu mokasyny. Stał na rozstawionych nogach z szeroko rozłożonymi ramionami, tak jakby chciał objąć cały świat. Uśmiechając się do przyjaciół, rzekł: - Wspaniale będzie znowu chodzić zapomnianymi ścieżkami mojego ludu. Spojrzał na błyskawicę, która przebiegła po szarzejącym niebie. W ostatnim geście pożegnania, z wilczym błyskiem w ciemnych oczach, odwrócił się do towarzyszy. - Przynajmniej jest piękną dziewczyną. - Szalony Niedźwiedziu, pamiętaj o kodeksie Opiekunów. - Mamy wystarczająco dużo problemów z naszym ludem. Nie dodawaj do nich nowych. - Czy kiedykolwiek byłem powodem twoich trosk? Niebiosa zadrżały i zapanowała ciemność. Cienka smuga dymu uniosła się nad miejscem, gdzie jeszcze przed chwilą stał Szalony Niedźwiedź. Pełen smutku i zmartwienia głos spłynął na dół: - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, co rozpoczęłaś, Lauro Bryant. Rozdział 1 Dziesięć lat później... Laura Ann Bryant wstrzymała oddech, kiedy jej poobijany dżip powoli dotoczył się do stacji benzynowej. Gaźnik dwukrotnie strzelił i samochód zatrzymał się na wprost pompy. Udało się! Ostrożnie otworzyła drzwi i wysiadła prosto w unoszącą się chmurę spalin. Josh Langley, siedzący w wozie policyjnym z drugiej strony stacji, usłyszał hałas gaźnika i podniósł głowę znad raportu, który właśnie wypełniał. Wysłużony dżip, ciągnący starą przyczepę, zatrzymał się naprzeciwko dystrybutora. Policjant skrzywił się, kiedy zobaczył chmurę czarnego dymu, wydobywającą się z rury wydechowej. Kimkolwiek był kierowca dżipa, zasłużył sobie na mandat za zanieczyszczenie powietrza. Odłożył notatki, odpiął pas i nagle zamarł. Zardzewiałe drzwi od strony kierowcy otworzyły się i wyłoniła się drobna stopa w sandałku ozdobionym kolorowymi koralikami. Za nią pokazała się szczupła, goła łydka, zgrabne kolano i długie, gładkie, opalone udo. Stopa delikatnie dotknęła parującego, czarnego asfaltu, po czym dołączyła do niej druga. Josh wstrzymał oddech. Jego wzrok wędrował wzdłuż obcisłych dżinsowych szortów, opinających powabne pośladki, potem przesunął się po wąskiej talii aż do krągłego biustu. Dziewczyna była ubrana w przylegającą do ciała pomarańczową bluzkę, która uwydatniała kształty. Josh nabrał powietrza w płuca i zmusił się, aby spojrzeć wyżej. W tej samej chwili odwróciła się i sięgnęła po wąż od pompy. Falujące, brązowe włosy były niedbale związane tasiemką. Zanim podeszła do dżipa i otworzyła maskę, przelotnym spojrzeniem zdążył ogarnąć obiecujące, wydatne usta i ogromne, słoneczne okulary. Zafascynowany patrzył, jak pochyliła się nad powyginanym zderzakiem i wlała olej do silnika. Z hukiem zatrzasnęła pokrywę. Potem szybko odłączyła pompę dystrybutora, złapała portfel i weszła do budynku. Zanim zdążył pozbierać rozproszone myśli, wróciła do samochodu, wsiadła i zapaliła silnik. Pełną świadomość Josh odzyskał dopiero wtedy, gdy dobiegł go hałas gaźnika. Patrzył, jak za odjeżdżającym samochodem znikały powoli kłęby spalin. Nieświadoma swego hałaśliwego odjazdu, Laura spojrzała na siedzenie obok, gdzie leżały mapy, poutykane między doniczki z kaktusami. Już ich nie potrzebowała. Długa po- dróż dobiegła końca. Była w domu. Uśmiechnęła się. Podobał się jej dźwięk słowa - dom. Union Station w Pensylwanii było teraz jej oficjalnym miejscem zamieszkania. Jechała w dół Main Street i wciąż nie mogła ogarnąć swoich uczuć. Tu czuła się jak u siebie. W zeszłym miesiącu, kiedy odwiedziła przyjaciółkę z dzieciństwa, Kelli Sinclair, tak długo chodziła tą ulicą, aż ją dokładnie poznała. Na Main Street znajdowało się wszystko: bank, sklep spożywczy, apteka i ratusz. Miejski skwer z pomnikiem wojennym rozdzielał strumień samochodów. Podczas jednego ze spacerów znalazła biuro lokalnego tygodnika „The Union Station Review". Długo patrzyła na ogłoszenie o poszukiwaniu pra- cownika, zanim zebrała się na odwagę i otworzyła stare, dębowe drzwi. Tego samego popołudnia została zatrudniona i zdążyła odbyć rozmowę z jedynym w mieście pośrednikiem handlu nieruchomościami. Po obejrzeniu pięciu domów, których cena mieściła się w granicach możliwości jej budżetu, zniecierpliwiony agent oznajmił, że został już tylko jeden - posiadłość starego Petersona. Okazała się zniszczonym budynkiem z przekrzywionymi werandami i zaniedbanym podwórkiem. Laura nie była pewna, w jakim stylu był zbudowany. Cień trzech ogromnych dębów, łuszcząca się ciemnoszara farba, mansardowy dach - wszystko to przywodziło na myśl miejsce, w którym mieszkałby Norman Bates. Pośrednik niechętnie objaśnił, że dzieci z sąsiedztwa wierzą, że w tym domu straszy. Laura roześmiała się i poszła obejrzeć wnętrze. Dwie godziny później rozmawiała przez telefon o obniżeniu ceny z jedynym żyjącym krewnym starego Petersona. Laura skręciła w Szóstą Ulicę i jechała pod górę w kierunku domu. Była teraz dumną właścicielką posiadłości, w której straszy. Roześmiała się, wjeżdżając na podjazd. Historia o duchu była warta kilka tysięcy dolarów, które odjęto z pierwotnej ceny. Dżip zatrzymał się na końcu alejki. Z rozmachem otworzyła drzwi i wyskoczyła z samochodu. Dom wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała. W kuchni oszklone, dębowe szafki wisiały na ścianach pokrytych tapetami, drukowanymi w młynki, patelnie i maszynki do kawy. Poobijany, biały, porcelanowy zlew był strasznie brudny, a z każdego rogu sufitu zwisały pajęczyny. Zostawiła otwarte drzwi, żeby się trochę przewietrzyło i kontynuowała przegląd domu. Poza pajęczynami, kurzem i kilku wiszącymi lampami, pozostałe pokoje były puste. Chwilę mocowała się z frontowym wejściem, po czym znalazła się na werandzie. Na niedbale skoszonym trawniku leżały śmieci i suche łodygi niepotrzebnie ściętych kwiatów. Przyjrzała się potężnym dębom i pomyślała, jak wyglądałyby przycięte do bardziej względnych rozmiarów. Odwróciła się i sięgnęła ręką do kontaktu. Światło! Przynajmniej ci od elektryczności zdążyli na czas. Chodzenie ze świecą po domu, w którym straszy, nie należało do przyjemności. Pobiegła schodami na górę, układając w myśli listę prac, które musiały być wykonane natychmiast. Kiedy jeden ze stopni zatrzeszczał pod jej ciężarem, stłumiła okrzyk przerażenia. Śmiejąc się ze swojego nierozsądku, szła dalej. Jeżeli nie będzie trzeźwo myśleć, zacznie wierzyć w te dziecinne historie. Duchy opiekuńcze, owszem, ale istnienia innych straszydeł nikt jej nie wmówi. - Idź do domu, Kelli. Czy nie masz interesu, którego musisz pilnować? - Ależ Lauro, przyszłam tylko ci pomóc. Laura wymownie spojrzała na uwydatniony brzuch Kelli. - Ostatnio słyszałam, że Fairyland potrzebuje gospodyni. Laura uśmiechnęła się do przyjaciółki z dzieciństwa i błogosławiła dzień, w którym Logan Sinclair zadzwonił do niej. Potrzebował potwierdzenia, że jest tą samą Laurą Bry- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
![]() |
|||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Oto smutna prawda: cierpienie uszlachetnia. Design by SZABLONY.maniak.pl. |
![]() |
||||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |