Start Estrada i Studio 03 2008, Do czytania, Estrada i Studio, 2008 Estrada i Studio 02-2012 demo, [◙◙◙◙◙ஜ۩۞۩ஜ◙◙◙◙◙ ☆E☆, Estrada I Studio Ethos Magazine 02, Podreczniki RPG, Ethos Magazine Erich von Daniken - Wspomnienia z przyszlosci, ۩۞۩ E - B O O K, Erich Von Daniken Evangeline Anderson - Naughty Nooners 02 - Sin Eater, Anderson Evangelina Essential Mix - Riva Starr [02.05.2010], MUZYKA, !! ESSENTIAL MIX !! Eugeniusz Paukszta - Srebrna lawica 02 - Lasy plona o swicie, Paukszta Eugeniusz EverMetal Zine 06 (02.11.2008), ZINY O MUZYCE, EverMetal Zine EverMetal Zine 07 (13.02.2009), ZINY O MUZYCE, EverMetal Zine Eugeniusz Paukszta - Zlote korony ksiecia Dardanow 02 - W cieniu hetyckiego sfinksa, Paukszta Eugeniusz |
Erikson Steven - Malazańska Księga Poległych 03 - Wspomnienie lodu 02 - Jasnowidz2, Malazańska Księga ...[ Pobierz całość w formacie PDF ]1 Steven Erikson Wspomnienie lodu: Jasnowidz Opowieść z Malazańskiej księgi poległych Przełożył: Michał Jakuszewski Wydanie polskie: 2002 2 KSIĘGA TRZECIA CAPUSTAN 3 Ostatnim Śmiertelnym Mieczem Reve Fenera był Fanald z Cawn Vor, który poległ podczas Przykucia. Ostatnim noszącym dziczy płaszcz Bożym Jeźdźcem był Ipshank z Korelri, który zaginął podczas Ostatniej Ucieczki Manasków na Polach Lodowych Stratem. Był też inny, który pragnął zdobyć ów tytuł, lecz wyrzucono go ze świątyni, nim zdołał tego dokonać, a jego imię wymazano ze wszystkich zapisków. Wiadomo jednak, że pochodził z Unty, zaczął karierę jako złodziejaszek na jej plugawych ulicach, a jego wygnaniu ze świątyni towarzyszyła wyjątkowa kara, wymierzona przez Reve Fenera... Świątynne życie Birrin Thund 4 Rozdział czternasty Przyjaciele, jeśli tylko to możliwe, starajcie się nie przeżywać oblężenia. Ubilast (Beznogi) W gospodzie stojącej na południowo-wschodnim rogu Starej Ulicy Daru przebywało zaledwie siedmiu klientów. Większość z nich stanowili przybysze spoza miasta, którzy – podobnie jak Zrzęda – zostali w nim uwięzieni. Otaczające Capustan panniońskie armie już od pięciu dni nie wykonywały żadnych ruchów. Kapitan słyszał, że za wzgórzami na północy zauważono obłoki pyłu, które oznaczały... z pewnością coś oznaczały. To jednak było kilka dni temu i nic z tego nie wynikło. Nikt nie wiedział, na co czeka septarcha Kulpath, choć krążyło mnóstwo domysłów. Rzekę pokonywało coraz więcej przewożących Tenescowri barek. Wydawało się, że do chłopskiej armii przyłączyła się połowa ludności imperium. – Przy takiej liczebności każdy dostanie jedynie po kąsku Capańczyka – zauważył ktoś przed dzwonem. Zrzęda był chyba jedynym, któremu żart się spodobał. Siedział za stołem obok wejścia, odwrócony plecami do otynkowanej, złożonej z podwójnych belek futryny. Drzwi miał po prawej, a przed sobą główną izbę o niskim sklepieniu. Po klepisku, pod stołami, biegała mysz, od jednego cienia do drugiego, przemykając między butami klientów. Kapitan obserwował ją spod opadniętych powiek. W kuchni można było znaleźć mnóstwo pokarmu. Tak przynajmniej mówił zwierzątku węch. Zrzęda zdawał sobie sprawę, że jeśli oblężenie się przeciągnie, ta obfitość wkrótce się skończy. Podniósł wzrok na pokryty plamami sadzy główny dźwigar, który biegł wzdłuż pomieszczenia. Drzemał na nim miejscowy kot, z łapami zwisającymi z belki. W tej chwili polował tylko we śnie. Mysz dotarła do podstawy szynkwasu i ruszyła wzdłuż niego do wejścia na zaplecze. Zrzęda pociągnął kolejny łyk rozcieńczonego wina. Po blisko tygodniu panniońskiego oblężenia była w nim więcej niż połowa wody. Sześciu pozostałych klientów siedziało samotnie za stolikami albo opierało się o szynkwas. Od czasu do czasu któryś z nich rzucał kilka niezobowiązujących słów, na które z reguły odpowiadano jedynie chrząknięciem. Zrzęda zaobserwował, że dniem i nocą gospodę odwiedzają dwa typy ludzi. Ci, których 5 widział teraz, praktycznie w niej mieszkali, ani na chwilę nie rozstając się z winem bądź ale. Byli obcy w Capustanie i wydawało się, że nie mają tu przyjaciół, lecz mimo to udało się im osiągnąć coś w rodzaju wspólnoty, która charakteryzowała się wielką umiejętnością nierobienia zupełnie niczego przez bardzo długi czas. Gdy nadchodziła noc, zjawiał się drugi typ klientów. Byli głośni i swarliwi, wabili kurwy z ulicy pieniędzmi, które ciskali na szynkwas, nie myśląc o jutrze. Była to energia płynąca z desperacji, rubaszny hołd dla Kaptura. Zdawali się mówić: „Jesteśmy twoi, ty skurczybyku z kosą. Ale dopiero po świcie!”. Przypominali wzburzone morze omywające nieruchome, obojętne skały, jakimi byli milczący klienci pierwszego rodzaju. Morze i skały. Morze świętuje, gdy spojrzy w oblicze Kaptura. Skały patrzyły skurwysynowi prosto w oczy tak długo, że nie zamierzają się nawet ruszyć, nie mówiąc już o świętowaniu. Morze śmieje się głośno z własnych dowcipów. Skały wyrzucają z siebie kilka zwięzłych słów, które uciszają całą salę. Capańskie powiedzenie... Następnym razem będę trzymał język za zębami. Kot przeciągnął się na belce. Jego ciemnobrązowe futro zdobiły czarne pręgi. Zwierzę spojrzało w dół, stawiając uszy. Mysz, która dotarła już do wejścia do kuchni, zamarła w bezruchu. Zrzęda syknął pod nosem. Kot zerknął na niego. Mysz czmychnęła na zaplecze. Drzwi gospody otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Do środka wszedł Buke, który opadł na krzesło obok Zrzędy. – Łatwo cię znaleźć – mruknął starszy strażnik. Zerknął na oberżystę i zamówił gestem dwa razy to samo. – Ehe – przyznał Zrzęda. – Jestem skałą. – Skałą? Chyba raczej tłustą iguaną, która na niej siedzi. A kiedy nadejdzie wielka fala... – Będzie, co ma być. Znalazłeś mnie, Buke. I co teraz? – Chciałem ci podziękować za pomoc, Zrzęda. – Czy to miała być subtelna ironia, kolego? Powinieneś trochę popracować... – Mówiłem prawie serio. Ta błotnista woda, którą kazałeś mi wypić, mikstura Kerulego, zdziałała cuda. – Na jego wąskiej twarzy pojawił się lekko tajemniczy uśmieszek. – Cuda... – Cieszę się, że czujesz się lepiej. Masz jeszcze jakieś inne wstrząsające wieści? Jeśli nie... Buke odchylił się, by zrobić miejsce oberżyście, który przyniósł im dwa kufle. – Rozmawiałem ze starszymi obozów – oznajmił, gdy mężczyzna już się oddalił. – Z początku chcieli iść prosto do księcia... – Ale dali sobie przemówić do rozsądku. – To nie było łatwe. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Oto smutna prawda: cierpienie uszlachetnia. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||